O kołysce
Jak wiele rzeczy o Panu Jezusie mamy z rewelacyj św. Teresy, św. Brygitty, św. Mechtyldy i innych tym podobnych świętych, o których rzeczach nic nie mówią Ewangelie ani inne Pismo święte, tak trzeba rozumieć i o kołysce, czyli kołysaniu Pana Jezusa, że początek swój bierze albo z jednej z tych rewelacyj; albo jeżeli i w tych nie ma nic o nim, to z pobożnej ojców bernardynów imaginacji, u których samych tylko odprawowała się ta kołyska nie w kościele, ale w izbie jakiej gościnnej przy forcie klasztornej będącej. Ceremonia ta mała niewielom wiadoma była i niemal tylko dewotom i dewotkom bernardyńskim znajoma. Schodzili się na nią zaraz po obiedzie; była zaś takowa: kolebka zwyczajna, w jakiej kołyszą dzieci, ale jak najsuciej w kwiaty i materią bogatą ubrana, stała na środku izby; w niej osóbka Pana Jezusa miary dziecięcia zwyczajnej, w pieluszki bogate uwinionego, śpiącego. W głowach kolebki osoba dwułokciowa Najświętszej Panny, w suknie według mody ustrojona, w głowach św. Józefa, żydowskim krojem, ale w światłe materie ubranego.
Całe zgromadzenie klasztorne klęcząc formowało cyrkuł około kolebki, śpiewające pieśń do usypiania Dziecięcia Pana Jezusa przystojnie złożoną. Gwardian z jednej strony, a pierwszy po nim w stopniu godności z drugiej strony klęczący kołysali kolebkę śpiewając razem z drugimi. Po skończeniu pieśni gwardian, powstawszy, mówił modlitwę z wierszem i odpowiedzią, śpiewanym tonem; potem dawał ludowi zgromadzonemu aspersją i na tym kończyła się ceremonia, która nie trwała dłużej nad pół godziny i nie bywała, tylko raz jeden w rok, w sam dzień Bożego Narodzenia. NB. O kolędzie i Ewangeliach .
(...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz