piątek, 23 lipca 2021

List przełożonego generalnego Bractwa św. Piusa X po opublikowaniu motu proprio Traditionis custodes

 

Ks. Dawid Pagliarani FSSPX, przełożony generalny Bractwa św. Piusa X

Drodzy Członkowie i Przyjaciele Bractwa św. Piusa X!

Motu proprio Traditionis custodes i towarzyszący mu list wywołały głębokie poruszenie w tzw. świecie tradycjonalistycznym. Logicznie rzecz ujmując można stwierdzić, że era hermeneutyki ciągłości z jej dwuznacznościami, iluzjami i próżnymi wysiłkami zakończyła się w sposób dramatyczny, przekreślona jednym pociągnięciem pióra. Te zdecydowane posunięcia nie dotyczą bezpośrednio Bractwa św. Piusa X, jednak powinny stać się dla nas okazją do głębokiej refleksji. Nabrawszy dystansu, powinniśmy zadać sobie pytanie, które jest jednocześnie i nowe, i stare: dlaczego po pięćdziesięciu latach Msza trydencka wciąż stanowi przysłowiową kość niezgody?

Przede wszystkim musimy pamiętać, że Msza św. jest kontynuacją najzacieklejszej walki, jaka kiedykolwiek miała miejsce: wojny między królestwem Bożym a królestwem szatana, zakończonej na Kalwarii triumfem naszego Pana. Pan Jezus stał się człowiekiem, aby stoczyć tę walkę i odnieść zwycięstwo. Skoro to zwycięstwo dokonało się przez krzyż i krew, to jest zrozumiałe, że jego utrwalenie również odbywa się poprzez zmagania i konflikty. Każdy chrześcijanin jest powołany do tej walki: nasz Pan przypomina nam o tym, kiedy mówi, że nie przyszedł „zsyłać pokoju, ale miecz” (Mt 10, 34). Nie dziwi zatem, że Msza św. wszech czasów, w doskonały sposób wyrażająca ostateczne zwycięstwo naszego Pana nad grzechem poprzez Jego odkupieńczą ofiarę, sama jest znakiem niezgody.

Ale dlaczego ta Msza stała się znakiem niezgody w samym Kościele? Odpowiedź jest prosta i coraz bardziej wyraźna. Po pięćdziesięciu latach różne elementy, które ją potwierdzają, stały się oczywiste dla wszystkich chrześcijan dobrej woli: Msza trydencka przekazuje i definiuje życie chrześcijańskie, a co za tym idzie, wizję Kościoła absolutnie niezgodną z eklezjologią, jaka narodziła się na II Soborze Watykańskim. Problem ten dotyczy nie tylko liturgii, estetyki czy kwestii czysto formalnych, ale odnosi się do doktryny, moralności, duchowości, eklezjologii i liturgii. Jednym słowem, jest to zagadnienie dotyczące wszystkich bez wyjątku aspektów życia Kościoła – stanowi kwestię wiary.

Po jednej stronie mamy Mszę wszech czasów, sztandar Kościoła, który przeciwstawia się światu i jest pewny zwycięstwa, ponieważ jego zmagania są po prostu kontynuacją walki, którą nasz Pan prowadził, aby zniszczyć grzech i królestwo szatana. To właśnie przez Mszę św. i w ramach Mszy św. Jezus Chrystus włącza chrześcijańskie dusze do swojej walki, sprawiając, że uczestniczą one zarówno w męce Jego krzyża, jak i w Jego tryumfie. Z tego wszystkiego wynika zasadniczo koncepcja życia chrześcijańskiego pełnego walki, nacechowanego duchem poświęcenia i nadprzyrodzoną nadzieją.

Po drugiej stronie mamy Mszę Pawła VI, będącą wytworem tego Kościoła, który chce żyć w harmonii ze światem i nadstawia ucha na jego zachcianki; Kościoła, który w ostatecznym rozrachunku nie musi już z tym światem walczyć, ponieważ nie ma mu nic do zarzucenia; Kościoła, który już nie naucza, ponieważ słucha potęg tego świata; Kościoła, który nie potrzebuje już ofiary naszego Zbawiciela, ponieważ zatraciwszy pojęcie grzechu, nie ma już za co pokutować; Kościoła, który odrzucił misję przywrócenia powszechnego królestwa naszego Pana, ponieważ chce wnieść swój wkład w stworzenie lepszego świata, bardziej wolnego, egalitarnego, ekologicznie odpowiedzialnego, używając wyłącznie ludzkich środków. Tej humanistycznej misji, której podjęli się ludzie Kościoła, musi koniecznie odpowiadać równie humanistyczna liturgia, pozbawiona odniesień do sacrum.

Batalia toczona wokół dwóch rytów przez ostatnie pięćdziesiąt lat, której doniosłym momentem był właśnie dzień 16 lipca, nie jest zwykłym sporem. Jest to wojna pomiędzy dwiema różnymi i przeciwstawnymi wizjami Kościoła i życia chrześcijańskiego, nieredukowalnymi i nie dającymi się ze sobą pogodzić. Parafrazując św. Augustyna, można powiedzieć, że dwie Msze budują dwa miasta: Msza wszech czasów zbudowała miasto chrześcijańskie, zaś nowa Msza pragnie zbudować miasto humanistyczne i zlaicyzowane.

Jeśli dobry Bóg pozwala na to wszystko, to z pewnością robi to dla jakiegoś większego dobra. Przede wszystkim dla nas samych, którzy mamy niezasłużone szczęście znać Mszę trydencką i korzystać z jej owoców. Posiadamy skarb, którego wartość nie zawsze doceniamy i do którego jesteśmy być może za bardzo przyzwyczajeni. Kiedy coś cennego staje się obiektem ataku lub pogardy, bardziej docenia się jego wagę. Niech ten „wstrząs” wywołany surowością oficjalnych dokumentów z 16 lipca posłuży do odnowienia, pogłębienia i ponownego odkrycia naszego przywiązania do Mszy trydenckiej; tej Mszy, naszej Mszy, będącej dla nas niczym perła z Ewangelii, dla której wyrzekamy się wszystkiego i jesteśmy gotowi poświęcić wszystko. Kto nie jest gotów przelać swojej krwi za tę Mszę, ten nie jest godny jej odprawiać. Kto nie jest gotów oddać wszystkiego, aby ją chronić, ten nie jest wart, żeby w niej uczestniczyć.

Taka właśnie powinna być nasza pierwsza odpowiedź na wydarzenia, które właśnie wstrząsnęły Kościołem. Nasza reakcja, jako katolickich kapłanów i wiernych, powinna być o wiele głębsza i bardziej dalekosiężna niż pełne niepokoju, a czasem pozbawione nadziei komentarze.

Dobry Bóg z pewnością przewidział inny cel, przyzwalając na ten nowy atak na Mszę trydencką. Nikt nie może wątpić, że w ostatnich latach wielu księży i wiernych odkryło tę Mszę i że dzięki niej odnalazło nowy duchowy i moralny horyzont, który otworzył drogę do uświęcenia ich dusz. Najnowsze decyzje podjęte przeciwko tej Mszy zmuszą te dusze do wyciągnięcia wszystkich konsekwencji z tego, co odkryły: powinny teraz wybrać, korzystając z dostępnych im środków rozeznania, to, czego można oczekiwać od każdego dobrze uformowanego katolickiego sumienia. Wiele dusz znajdzie się w obliczu ważnego wyboru, który wpłynie na ich wiarę, ponieważ – powtórzmy – Msza jest najwyższym wyrazem doktrynalnego i moralnego uniwersum. Chodzi więc o to, aby przyjąć wiarę katolicką w całości, a przez nią naszego Pana, Jezusa Chrystusa, Jego krzyż, Jego ofiarę, Jego królewskość. Jest to kwestia wybrania Jego Krwi, naśladowania Ukrzyżowanego i podążania za Nim do końca poprzez całkowitą, radykalną i konsekwentną wierność.

Bractwo św. Piusa X ma obowiązek pomóc wszystkim tym duszom, które obecnie są zniechęcone i zdezorientowane. Po pierwsze, mamy obowiązek zapewnić je, że Msza trydencka nigdy nie zniknie z powierzchni ziemi – jest to absolutnie konieczny znak nadziei. Co więcej, każdy z nas – czy to ksiądz, czy wierny – musi wyciągnąć do nich pomocną dłoń, ponieważ ten, kto nie chce dzielić się dobrami, z których korzysta, jest – mówiąc wprost – niegodny tych dóbr. Tylko w ten sposób będziemy mogli prawdziwie ukochać dusze i Kościół. Każda dusza, którą zdobędziemy dla krzyża naszego Pana i ogromnej miłości, jaką objawił przez swoją ofiarę, będzie duszą prawdziwie pozyskaną dla Jego Kościoła i dla tej miłości, która go ożywia, a która musi być naszą, szczególnie w tym czasie.

To właśnie Matce Bolesnej powierzamy te intencje, ponieważ nikt nie zgłębił bardziej tajemnicy ofiary naszego Pana i Jego zwycięstwa na krzyżu niż Ona; nikt nie był tak blisko związany z cierpieniem i tryumfem naszego Pana jak Ona. To w Jej ręce Chrystus powierzył cały Kościół, a co za tym idzie, to również Jej została powierzona najcenniejsza własność tego Kościoła – testament naszego Pana, święta ofiara Mszy.

Menzingen, 22 lipca 2021 r.,
w święto św. Marii Magdaleny,
ks. Dawid Pagliarani FSSPX, przełożony generalny

Do motu proprio odniósł się na kazaniu wygłoszonym 18 lipca br. w kościele pw. Niepokalanego Poczęcia N.M.Panny ks. Konstantyn Najmowicz FSSPX (transkrypcja):

https://www.youtube.com/watch?v=AyKVRa5Bilk&t=1888

wtorek, 20 lipca 2021

Od Summorum pontificum do Traditionis custodes, czyli od rezerwatu do ZOO

 

poniedziałek, 19 lipca 2021


 Wczoraj papież Franciszek opublikował motu proprio, którego tytuł mógłby być pełen nadziei: Traditionis custodes, "strażnicy Tradycji". Wiedząc, że jest on adresowany do biskupów, można by się rozmarzyć: czy Tradycja odzyskuje swoje prawa w Kościele?

Wręcz przeciwnie. To nowe motu proprio dokonuje eliminacji. Ilustruje to niepewność obecnego magisterium i wskazuje na datę wygaśnięcia Summorum pontificum Benedykta XVI, które nie będzie nawet obchodziło swoich piętnastych urodzin.

Wszystko, lub prawie wszystko, co zawiera Summorum pontificum zostało rozproszone, porzucone lub zniszczone. Cel ten jest jasno określony w piśmie towarzyszącym tej likwidacji.

Papież wymienia dwie zasady, "jak postępować w diecezjach": "z jednej strony zadbać o dobro tych, którzy są zakorzenieni w poprzedniej formie celebracji i potrzebują czasu, aby powrócić do rytu rzymskiego promulgowanego przez świętych Pawła VI i Jana Pawła II".

A z drugiej strony: "powstrzymać tworzenie nowych parafii personalnych, związanych bardziej z pragnieniem i wolą poszczególnych księży niż z potrzebami 'świętego i wiernego ludu Bożego'".

Zaprogramowane wyginięcie

Podczas gdy Franciszek jest obrońcą zagrożonych gatunków zwierząt i roślin, on decyduje i promulguje wymieranie tych, którzy są przywiązani do odwiecznego rytu Mszy Świętej. Ten gatunek nie ma już prawa do życia: musi zniknąć. I wszystkie środki zostaną użyte, aby osiągnąć ten rezultat.

Po pierwsze, ścisłe ograniczenie wolności. Do tej pory miejsca zarezerwowane dla starego obrządku miały pewną swobodę ruchu, trochę jak zwierzęta w rezerwacie. Teraz przeszliśmy do reżimu ogrodu zoologicznego: okratowane klatki, ściśle ograniczone i oddzielone od siebie. Liczba klatek jest ściśle kontrolowana, a po ich zainstalowaniu nie można instalować nowych i większych.

Strażnicy - a może raczej klawisze? - to nikt inny jak sami biskupi.

Wszystko to określa art. 3, ust. 2: "Biskup (...) wskazuje jedno lub więcej miejsc, w których wierni należący do tych grup mogą się spotykać na sprawowaniu Eucharystii (ale nie w kościołach parafialnych i bez erygowania nowych parafii personalnych)."

Przepisy wewnętrzne tych więzień są surowo kontrolowane (art. 3, ust. 3): "Biskup (...) ustala dni, w których we wskazanym miejscu dozwolone jest sprawowanie Eucharystii z użyciem Mszału Rzymskiego promulgowanego przez św. Jana XXIII w 1962 r.".

Kontrola ta rozciąga się na najmniejsze szczegóły (ibidem): "W tych celebracjach czytania będą głoszone w języku narodowym, z zastosowaniem przekładów Pisma Świętego do użytku liturgicznego, zatwierdzonych przez odpowiednie Konferencje Episkopatów." Nie ma mowy o korzystaniu z tłumaczenia np. Dom Gaspara Lefebvre'a OP czy lekcjonarzy z przeszłości.

Dla osobników uznanych za niezdolnych do opieki paliatywnej (art. 3, ust. 5) przewidziano eutanazję: "Biskup (...) w parafiach personalnych, erygowanych kanonicznie dla dobra tych wiernych, przeprowadzi stosowne sprawdzenie ich rzeczywistej przydatności dla rozwoju duchowego i niech oceni, czy należy je utrzymać, czy też nie;".

Zastrzeżenie to zostaje w rzeczywistości zniesione w całości, gdyż znika Komisja Ecclesia Dei (art. 6): " Instytuty życia konsekrowanego i stowarzyszenia życia apostolskiego, ustanowione przez Papieską Komisję Ecclesia Dei, przechodzą pod kompetencję Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego.."

Zakaz wstępu dla migrantów

Podczas gdy papież nigdy nie przestaje troszczyć się o wszelkiego rodzaju migrantów, nowe więzienia, które zakłada, mają murowane granice, nie do sforsowania z zewnątrz.

Aby nie powstawały rezerwaty dzikiej przyrody, papież zabrania jakiejkolwiek ekspansji więzienia (art. 3, ust. 6): "Biskup (...) będzie czuwał, aby nie dopuścić do tworzenia nowych grup".

Ten środek jest również zbliżony do sterylizacji: te dzikusy z przeszłości muszą zniknąć, nie wolno im się rozmnażać i zakazuje się przekazywać genów swojego gatunku przyszłym pokoleniom.

Ta sterylizacja dotyczy także księży, którzy zostaną wyświęceni w przyszłości (art. 4): "Prezbiterzy wyświęceni po opublikowaniu niniejszego Motu Proprio, którzy chcą celebrować według Missale Romanum z 1962 r., muszą zwrócić się z formalną prośbą do Biskupa diecezjalnego, który przed udzieleniem zezwolenia skonsultuje się ze Stolicą Apostolską.

Jeśli chodzi o księży, którzy już posiadają upoważnienie, będą oni teraz potrzebowali odnowienia swojej przepustki "celebratoryjnej", która jest podobna do tymczasowej wizy (art. 5): "Prezbiterzy, którzy już celebrują według Missale Romanum z 1962 r., poproszą biskupa diecezjalnego o pozwolenie na dalsze korzystanie z tego uprawnienia.."

Tak więc, jeśli chodzi o ograniczanie, redukcję, a nawet niszczenie grup, biskupi mają wolną rękę, ale jeśli chodzi o autoryzację jakiegokolwiek narzędzia wzrostu, papież im nie ufa: podania muszą przejść przez Rzym.

Podczas gdy dziesiątki księży, często wspieranych przez swoich biskupów, drwiło sobie z Kongregacji Nauki Wiary "błogosławiąc" pary homoseksualne, bez żadnej reakcji Rzymu, z wyjątkiem zawoalowanej aprobaty Franciszka w jego przesłaniu do ks. Martina, wszyscy przyszli księża będą uważnie obserwowani, jeśli choćby pomyślą o odprawianiu Mszy św. według przedsoborowego mszału.

Oczywiście, łatwiej jest zamaskować swój brak autorytetu poprzez terroryzowanie wiernych, którzy słowem nie pisną i nie będą stawiać oporu, niż wyorać niemiecką schizmę. Można by pomyśleć, że dla Rzymu nie ma nic pilniejszego niż uderzenie w tę tradycyjną część stada...

Szczepienie przeciwko lefebvryzmowi

Wielki strach przed skażeniem trzody wirusem lefebvrystów jest egzorcyzmowany przez Drugi Sobór Watykański - szczepionką - z laboratorium Moderna - w dodatku obowiązkową (art. 3, ust. 1): "Biskup (...) niech się upewni, że grupy te nie wykluczają ważności i prawowitości reformy liturgicznej, nakazów Soboru Watykańskiego II i Magisterium Papieży;"

A wszystko to, co mogłoby być źródłem potencjalnego zakażenia wirusem lefebvryzmu, jest bezwzględnie eliminowane (art. 8): "Wcześniejsze normy, instrukcje, zezwolenia i zwyczaje, które nie są zgodne z postanowieniami niniejszego Motu Proprio,zostają uchylone".

Uniesiony swoim impetem, papież dochodzi niemal do stwierdzenia, że to właśnie stara Msza jest niebezpiecznym wirusem, przed którym musimy się chronić. I tak, w artykule 1 stwierdza: "Księgi liturgiczne promulgowane przez świętych papieży Pawła VI i Jana Pawła II, zgodnie z dekretami Soboru Watykańskiego II, są jedynym wyrazem lex orandi Rytu Rzymskiego.

Jeśli Novus Ordo jest jedynym wyrazem lex orandi, to jak zakwalifikować Mszę trydencką? Czy jest on liturgicznie lub kanonicznie nieważny? Czy nie należy mu się nawet miejsce, jakie w Kościele łacińskim zajmuje jeszcze obrządek dominikański, ambrozjański czy lyoński?

To właśnie wydaje się wynikać z tego, co Papież mówi w liście towarzyszącym motu proprio. Nie zdając się podejrzewać paralogizmu, którego się dopuszcza, pisze: "pociesza mnie w tej decyzji fakt, że po Soborze Trydenckim św. Pius V również zniósł wszystkie obrzędy, które nie mogły poszczycić się udokumentowaną starożytnością, ustanawiając jeden Missale Romanum dla całego Kościoła łacińskiego. Przez cztery wieki Missale Romanum promulgowany przez św. Piusa V był więc głównym wyrazem lex orandi Rytu Rzymskiego, pełniąc funkcję jednoczącą w Kościele. .

Logiczny wniosek z tego porównania jest taki, że ten starodawny obrządek powinien być zachowany. Z tego porównania wypływa logiczny wniosek, że obrządek ten powinien być zachowany, tym bardziej, że bulla Quo primum św. Piusa V chroni go przed wszelkimi atakami.

Zostało to potwierdzone przez komisję kardynałów zwołaną przez Jana Pawła II, która niemal jednogłośnie (8 z 9) stwierdziła, że biskup nie może zabronić kapłanowi jej odprawiania, po uprzednim jednogłośnym stwierdzeniu, że nigdy nie była ona zakazana.

I to zostało zaakceptowane przez papieża Benedykta XVI i ogłoszone w Summorum pontificum.

Obrządki zachowane przez św. Piusa V, w tym tak zwana Msza trydencka, nie mają, jak się wydaje, dla Franciszka wartości jednoczącej. Tylko nowy obrządek, z jego pięćdziesięcioletnim istnieniem, z jego trzeba edycjami typicznymi, z jego tłumaczeniami na kilkaset języków, z jego nieskończonymi odmianami, niezliczonymi wersjami i odmianami, i niezliczonymi nadużyciami, jest w stanie zapewnić jedność liturgiczną Kościoła. Sprzeczność jest tu oczywista.

Wracając do swojego pomysłu wyeliminowania gatunków, papież może napisać do biskupów: "Przede wszystkim do Was należy działanie na rzecz powrotu do jednolitej formy celebracji, weryfikując w każdym przypadku prawdziwą sytuację grup celebrujących według tego Missale Romanum.."

Prawo wyraźnie sprzeczne z dobrem wspólnym

Ogólne wrażenie, jakie wyłania się z tych dokumentów - motu proprio i towarzyszącego mu listu papieskiego - to wrażenie sekciarstwa połączonego z rażącym nadużyciem władzy.

Tradycyjna Msza należy do najbardziej intymnej części wspólnego dobra Kościoła, a ograniczanie jej, upychanie po gettach i wreszcie programowanie jej zniknięcia nie może mieć żadnego uzasadnienia. To prawo nie jest prawem Kościoła, ponieważ, jak mówi św. Tomasz, nie ma ważnego prawa przeciwko dobru wspólnemu.

Co więcej, ze szczegółów obydwu tekstów wyraźnie wyziera wściekłość, jaką niektórzy poddenerwowani reformatorzy liturgiczni żywią wobec tradycyjnej Mszy. Niepowodzenie posoborowej reformy liturgicznej dodatkowo jest podkreślone przez wzrastające na całym świecie słupki wykresów ukazujących duszpasterski sukces Tradycji i Mszy trydenckiej.

Oni po prostu nie mogą tego znieść. Bez wątpienia wyobrażają sobie, że całkowite zniknięcie przedsoborowej liturgii i duszpasterstwa spowoduje powrót wiernych do opróżnionych z sacrum kościołów. Cóż za tragiczne nieporozumienie. Wspaniały rozkwit tej godnej Boga celebracji podkreśla tylko ich ubóstwo: nie jest przyczyną pustynnienia spowodowanego przez nowy obrządek mszy, nową dogmatykę i nowe sakramenty..

Faktem jest, że to motu proprio, które prędzej czy później wyląduje na dnie szuflady i pójdzie w zapomnienie w historii Kościoła, samo w sobie nie jest dobrą nowiną: oznacza ono zatrzymanie się Kościoła w przywracaniu jego Tradycji i opóźni zakończenie kryzysu, który trwa już ponad sześćdziesiąt lat.

Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X, znajduje w nim nowy powód do wierności swemu założycielowi, arcybiskupowi Marcelowi Lefebvre, i do podziwu dla jego jasnego spojrzenia, jego roztropności i jego wiary.

Podczas gdy Rzym eliminuje tradycyjną Mszę św. i nie dotrzymuje obietnic złożonych stowarzyszeniom pod okieką komisji "Ecclesia Dei", w wolności przekazanej nam przez biskupa Lefebvre, Bractwo znajduje możliwość dalszej walki o wiarę i panowanie Chrystusa Króla.

źródło: https://fsspx.news/fr/news-events/news/de-summorum-pontificum-%C3%A0-traditionis-custodes-ou-de-la-r%C3%A9serve-au-zoo-67514

tłumaczenie: Breviarium

http://breviarium.blogspot.com/2021/07/od-summorum-pontificum-do-traditionis.html

niedziela, 18 lipca 2021

FSSPX: Nic nie jest stracone dopóty, dopóki zachowujemy wiarę

 

Nic nie jest stracone dopóty, dopóki zachowujemy wiarę

  • by 

Ks. Dawid Pagliarani FSSPX, przełożony generalny Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X

Coroczne święcenia pozwalają nam dostrzec, jak dojrzałe owoce pracy seminariów rozkwitają w nowo wyświęconych kapłanach. Dzięki nim możemy obchodzić rocznice święceń wyższych: 25, 50, 60 lat… Dziękujmy Panu Bogu za takie rocznice!

Podczas wizyty w Albano Laziale w dystrykcie włoskim ks. Dawid Pagliarani FSSPX, przełożony generalny Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, udzielił wywiadu z okazji 25. rocznicy swoich święceń kapłańskich.

Obchodzi Ksiądz 25-lecie kapłaństwa. Jak przeżywa Ksiądz tę rocznicę?

Kapłaństwo to z pewnością największy dar, jakiego Pan Bóg może udzielić człowiekowi oraz najwspanialsze życie, jakiego człowiek może doświadczyć. Po 25 latach z każdym dniem pojmuję to coraz pełniej, zwłaszcza patrząc wstecz na minione wydarzenia. Kapłan rozumie, że Bóg nie tylko powołuje go do swojej służby, ale też bezustannie prowadzi bardzo szczególnymi ścieżkami swojej opatrzności. Dostrzegłem to natychmiast i coraz lepiej to sobie uświadamiam.

Powołanie jest wezwaniem płynącym z nieba. W jaki sposób możemy go usłyszeć oraz na nie odpowiedzieć?

Pan Bóg zawsze powołuje – i będzie powoływał, aż do końca czasów – dusze do swojej służby, do życia kapłańskiego lub zakonnego. Odbywa się to na różne sposoby: powołanie niekoniecznie jest głosem czy uczuciem.

Pan Bóg sprawia, że czujemy pociąg do służeniu Mu, do wszystkiego, co uświęcone. To właśnie w ten szczególny sposób Bóg powołuje dusze. A w jaki sposób możemy odpowiedzieć na Jego wezwanie? Po pierwsze, starajmy się żyć w stanie łaski, a następnie zawsze bądźmy gotowi do czynienia Jego woli, jakakolwiek by ona była. To są proste, podstawowe warunki do tego, żeby móc rozeznać, czy Pan Bóg powołuje nas do swojej służby.

Czy przypuszczał Ksiądz, że może zostać przełożonym generalnym FSSPX?

Na kilka miesięcy przed kapitułą generalną w 2018 r. dotarły do mnie pewne pogłoski… Muszę przyznać, że nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, mając w pamięci radość z trzyletniej posługi w Azji, w Singapurze.

Wszystkie moje podróże do krajów Azji spowodowały, że chciałem pozostać w tym regionie świata do końca życia. Pewnego dnia odwiedziłem cmentarz z grobami misjonarzy – chrześcijański cmentarz w muzułmańskim kraju. I kiedy zobaczyłem te groby, pamiętam to bardzo wyraźnie, odczułem pragnienie, żeby spędzić w tych stronach resztę życia, żeby pewnego dnia zostać pochowanym z dala od ojczyzny. Pan Bóg zmienił te plany.

Jak żyje się z taką odpowiedzialnością?

Myślę, że takie pytanie zasługuje na prostą odpowiedź, która jednak może rozczarować. W rzeczywistości kapłan pozostaje kapłanem, niezależnie od tego, czy jest odpowiedzialny za katechizację najmłodszych dzieci, za ich I Komunię św., za zakonników i zakonnice, czy też za przeorat, dystrykt, za formację nowych księży – lub jest przełożonym generalnym.

To ta sama miłość, to samo miłosierdzie, które muszą ożywiać kapłana. Zadania, postawione przed kapłanem, mają charakter przygodny… przypadkowy… zmienny, mają swój początek i swój koniec. To, co nie może się zmienić, to gorliwość kapłańska, z jaką wykonuje się swoją posługę, swoje funkcje, i trzeba je wykonywać w tym samym duchu bez względu na to, czy chodzi o katechizację dzieci, czy o funkcję przełożonego generalnego.

Co Ksiądz pamięta z pobytu w seminarium i z ceremonii swoich święceń kapłańskich?

Z seminarium pamiętam przede wszystkim zamiłowanie do liturgii, radosną atmosferę przygotowań do świąt, wielkie uroczystości i bardzo ciekawe studia; nawiązywanie relacji ze współbraćmi. To właśnie w seminarium przyszły kapłan uczy się stopniowo poznawać innych, akceptować ich takimi, jakimi są i kochać takimi, jakimi są. To właśnie tam przyszły kapłan przygotowuje się do tego, aby w taki sposób traktować dusze, które pewnego dnia zostaną mu powierzone. To piękne wspomnienie, które z czasem staje się jeszcze piękniejsze, ponieważ z upływem lat coraz lepiej rozumiemy znaczenie tego rodzaju uczelni.

Jeśli chodzi o moje święcenia, to muszę powiedzieć, że najwyraźniej pamiętam moją Mszę prymicyjną nazajutrz po święceniach. Bardzo dobrze pamiętam moment, kiedy po raz pierwszy pochyliłem się nad ołtarzem, aby wypowiedzieć słowa konsekracji. Pamiętam, że drżałem. Pamiętam nie tylko poczucie niegodności, ale wrażenie, wręcz pewność, że nie jestem godzien, aby wypowiedzieć te słowa. Pamiętam dobrze, że wypowiedziałem je z zaciśniętym gardłem. Z nutą trwogi, bojaźni Bożej. Potem, rzecz jasna, radość z odprawienia mojej pierwszej Mszy św. sprawiła, że prawie całkowicie zapomniałem o tym lęku.

Proszę nam opowiedzieć o swoim apostolacie w świecie.

Mam wiele wspomnień, rozmaitych. Bardzo różne kraje, bardzo różne szerokości i długości geograficzne. Azja, apostolat misyjny. Włochy ze swoją szczególną sytuacją. Argentyna, inny kraj, inny język i inny rodzaj apostolatu: seminarium, formacja przyszłych księży.

Kiedy o tym wszystkim myślę, najbardziej uderza mnie to, że niezależnie od miejsca czy specyficznego rodzaju apostolatu kapłan jest zawsze powołany do tej samej misji, do tych samych celów, [realizowanych] za pomocą tych samych środków. Ma ukazywać lub uobecniać nadprzyrodzone życie naszego Pana w duszach i pielęgnować je w sobie, a następnie przekazywać je innym duszom. I to odnosi się do Azji, Afryki, Argentyny; dotyczy zarówno młodego, jak i starszego kapłana, a także przełożonego generalnego.

We Włoszech wzrasta liczba wiernych, a ich zaangażowanie w rozwój naszych dwóch szkół również rośnie. Jakich rad może Ksiądz udzielić, aby nie był to wyłącznie wzrost ilościowy?

Myślę, że musimy pamiętać, że rozwój włoskiego dystryktu – jak i każdego innego dzieła Bractwa i każdego innego dzieła Kościoła – jest zasadniczo rzeczywistością nadprzyrodzoną. To Pan Bóg decyduje, kiedy i jak ma się ono rozwijać. On wymaga od nas, abyśmy wypełniali nasze obowiązki, abyśmy byli wierni naszemu kapłaństwu, a potem to On decyduje, kiedy ma nadejść czas, przez wydarzenia i znaki swej opatrzności, odpowiedniego i koniecznego wzrostu. Nie wolno nam nigdy o tym zapominać.

Życia Bractwa i dystryktu włoskiego nie można zrównywać z funkcjonowaniem przedsiębiorstwa, nawet jeśli Pan Bóg prosi nas, abyśmy zrobili wszystko, co w naszej mocy. W ostatnich dwóch latach, zwłaszcza we Włoszech, nastąpiła bardziej świadoma reakcja na klęski posoborowe. Katastrofy ostatnich lat pomagają wiernym w uświadomieniu sobie powagi sytuacji i poszukiwaniu odpowiednich środków zaradczych, oczywiście w Tradycji Kościoła.

I wreszcie epidemia COVID-19. Pan Bóg użył jej dla dobra dusz. Jak wszystkie próby, również COVID-19 jest konieczny dla dobra dusz. I trzeba powiedzieć, że przy tej okazji wiele dusz odkryło Tradycję, zarówno we Włoszech, jak i w innych krajach. W niektórych kaplicach, w niektórych wspólnotach podwoiła, potroiła się liczba wiernych. Z jakiej przyczyny? Ponieważ w czasie kryzysu COVID nasi księża starali się, w miarę możliwości, zapewnić duszom wszelką niezbędną pomoc. Próbowali nie przerywać odprawiania Mszy św.

Trzeba powiedzieć, że kapłani z Bractwa są przygotowywani oraz przyzwyczajeni do podobnych trudności. W pewnym sensie byli przygotowani na ten kryzys, ponieważ przez wiele lat byli przyzwyczajeni do odprawiania Mszy św. gdzie się da, jak się da, do odprawiania jej tak czy owak. I sądzę, że ten opatrznościowy nawyk opłacił się.

Gdyby miał Ksiądz pięć minut na rozmowę z arcybiskupem Lefebvre’em, o co by go Ksiądz zapytał?

Przede wszystkim pozwoliłbym mu mówić. Zapytałbym go, jak mógłby mnie pouczyć, co mógłby mi doradzić, czy poczyniłby mi jakieś wyrzuty. Tu jestem pewien, że tak. Podzieliłbym się z nim moimi obawami, które, jak sądzę, były identyczne z jego zmartwieniami. Szczególnie w odniesieniu do formacji i uświęcania kapłanów. Misją Bractwa jest troska o kapłaństwo, o formację i wytrwałość kapłanów; wierność temu, co otrzymali. To z pewnością było główną troską arcybiskupa Lefebvre’a. Porozmawiałbym z nim o tym i starałbym się zachować każde jego słowo, każdą sugestię czy spostrzeżenie, które mogłoby paść z jego ust.

A gdyby te pięć minut poświęcił Księdzu papież Franciszek?

Na ten sam temat rozmawiałbym z papieżem Franciszkiem. Troska ta dotyczy formacji, uświęcenia i wytrwałości kapłanów. Ale nie jestem przekonany, że zrozumielibyśmy się od razu.

Czy ma Ksiądz jakieś przesłanie dla wiernych?

Przede wszystkim chciałabym podziękować wiernym. Jeśli Bractwo istnieje, to dzięki Opatrzności, która powołała je do życia i która sprawia, że żyje; jest to także zasługa współbraci, ale także wiernych. Ich hojność jest imponująca w każdym znaczeniu tego słowa. Wspierają oni Bractwo nie tylko materialnie, ale przede wszystkim moralnie.

Serdecznie dziękuję im za ofiarność podczas ostatniej krucjaty różańcowej w intencji powołań. A przede wszystkim chciałbym przypomnieć wiernym, że nigdy nie wolno im się zniechęcać. Im bardziej krytyczna sytuacja, tym bliżej nas jest Opatrzność. Im bardziej świętość Kościoła wydaje się całkowicie zaćmiona, tym głośniej będzie rozbrzmiewał jego triumf. Im bardziej tryumf Kościoła będzie widoczny, zrozumiały dla każdego człowieka dobrej woli, tym bardziej będzie ukazywał boską naturę samego Kościoła.

Właśnie dlatego Bóg dopuszcza obecny kryzys. Przyzwala na to zaćmienie, które trwa od lat. Nie zniechęcajcie się. Bóg jest bliżej nas, gdy czujemy, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, a nic nie jest stracone dopóty, dopóki zachowujemy wiarę.

Albano Laziale, 21 czerwca 2021 r.

Źródło

Toplista Tradycji Katolickiej
Powered By Blogger