„Władca pierścieni” J.R.R. Tolkiena to powieść, którą śmiało można czytać jako historię o męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa.
Byliście w tym roku choć raz na drodze krzyżowej? Jeśli nie, to może Was do tego zachęcić książka, którą pewno znacie, ale której raczej nie kojarzycie z tym nabożeństwem.
Władca pierścieni to jedna z najbardziej znanych książek na świecie. I jedna z najmniej zrozumianych – uważa Joseph Pearce, autor książki Tolkien. Człowiek i mit. Co wspólnego ma zmyślona opowieść o hobbitach, elfach i orkach z prawdziwą historią Boga, który pozwolił się torturować i zamordować za moje grzechy?
Władca Pierścieni to dzieło religijne
Tolkien, który był żarliwym katolikiem i do końca życia odmawiał brewiarz po łacinie, zwierzył się kiedyś w liście przyjacielowi, ks. Robertowi Murrayowi: „Władca Pierścieni jest zasadniczo dziełem religijnym i katolickim, początkowo pisanym tak w sposób niezamierzony, lecz w poprawkach – świadomie”.
We Władcy pierścieni nie ma wprost nawiązań do Boga ani elementów kultu – ani katolickiego, ani żadnego innego. Tolkien tłumaczył w liście do syna Christophera, że zrobił to świadomie, bo starał się, aby „element religijny został wchłonięty przez opowieść i jej symbolikę”. Można wypunktować trzy motywy, w których chrześcijaństwo objawia się najwyraźniej: konflikt dobra i zła, bezinteresowna ofiara oraz pytanie o czas i wieczność, a szczególnie o życie i śmierć.
Istnienie realnego zła
W nieprzeniknionej czerni Pana Ciemności i jego sług, Upiorów Pierścienia, daje się wyczuć obiektywną realność zła. Zło jest jednak u Tolkiena – zgodnie z teologią św. Augustyna – wyłącznie brakiem dobra. Samo nie potrafi tworzyć, a jedynie psuje to, co już istnieje.
Najbardziej odrażające istoty, czyli orki, były kiedyś pięknymi elfami, które oddały się w służbę złu. Potwory powołane do życia przez złego czarodzieja Sarumana nie są tak naprawdę niczym nowym, lecz jedynie spotworniałą, skarlałą, niechlujną wersją już istniejących mieszkańców Śródziemia.
Gandalf i Aragorn – jak Chrystus
Wizja Tolkiena jest równie silna w przedstawianiu dobra. Z tego powodu mam zresztą odrobinę żalu do Petera Jacksona, który zrobił film na podstawie powieści. Choć ekranowy Władca pierścieni jest porywający i w wielu miejscach twórczo rozwija pomysły Tolkiena (sceny z Galadrielą jako Matką Bożą – majstersztyk!), to jednak ma zachwiane proporcje między dobrem a potwornościami.
Gandalf to archetyp obdarzonego mocą proroka albo patriarchy, który przynosi nieświadomym ludziom obietnicę Królestwa. Kiedy ofiarowuje swoje życie za przyjaciół w walce z podziemnym potworem Balrogiem, przypomina Chrystusa. Jego tajemniczy powrót od bram śmierci wywołuje zmianę postaci. Przed ofiarną „śmiercią” nazywa się Gandalf Szary, a po „zmartwychwstaniu” staje się Gandalfem Białym, obdarzonym większą mocą i głębszą mądrością. Typem Chrystusa jest także Aragorn – włóczęga pochodzący z królewskiego rodu. Jego wędrówka to historia wygnanego i powracającego Króla.
Z nieśmiertelności elfów oraz melancholii, którą ona wywołuje, możemy wynieść refleksję, że śmierć, której doświadczają ludzie, jest darem Boga, bo kończy wygnanie z doliny łez oraz pozwala zjednoczyć się z Opatrznością poza zasięgiem czasu. Natomiast główni bohaterowie – hobbici obrazują wzniosłość pokory, a opis ich nieskwapliwej odwagi to chyba najlepsze znane mi literackie studium heroizmu.
Pierścień, czyli krzyż
Najważniejszym symbolem zła w powieści jest pierścień. Ukuty przed wiekami, jest źródłem złowieszczej, potężnej mocy. Problem polega na tym, że ten, kto go używa, staje się jego niewolnikiem. Moc pierścienia najbardziej dotkliwie poznał Gollum. Kiedy go znalazł, sensem jego życia stało się pilnowanie „skarbu” i czułe przemawianie do niego. Zabrał pierścień do podziemnej pieczary, gdzie żywił się surowymi rybami i chodził nago na czworaka, a klejnot swoją mocą utrzymywał go w nędznej egzystencji.
Jedyne wyjście to zniszczenie pierścienia w ogniu Góry Przeznaczenia, w której został wykuty. Frodo zanosi go tam pomimo wielu przeciwności i pomimo tego, że pierścień kusi, żeby go użyć. On jednak wie, że nie można posługiwać się złem do zlikwidowania zła. Jedyne wyjście to przyjęcie brzemienia, którego się przecież nie szukało i które wydaje się ponad siły, a potem przejście wytyczoną drogą aż do końca, pokonując strach, niepokój, samotność i zmęczenie.
Weź swój pierścień
Niesienie pierścienia – symbolu wszelkiego zła – przez Froda to jakby dźwiganie krzyża.
Frodo rzeczywiście czuł, jak z każdym krokiem zbliżającym go do bram Mordoru rośnie i przytłacza go do ziemi ciężar Pierścienia, który niósł na łańcuszku u szyi. Bardziej jeszcze niż to brzemię gnębiła go myśl o Oku, bo tak sobie nazwał Nieprzyjaciela. Nie tylko Pierścień zginał mu kark, zmuszał do kulenia się i garbienia w marszu. Oko! Coraz wyraźniej, z coraz większą grozą wyczuwał wrogą, napiętą potężnie wolę, usiłującą przebić ciemności i chmury, ziemię i ciało, żeby go dostrzec, spętać morderczym spojrzeniem, obnażyć i obezwładnić.
Dla czytelnika nagle staje się jasne, że to nie ciężar krzyża sprawił, że Jezus potykał się idąc na Kalwarię, tylko ciężar zła, które wziął na swoje barki. „Nie brzemię drzewa Ciebie tak przygniata, lecz grzechy świata”.
Frodo rzeczywiście czuł, jak z każdym krokiem zbliżającym go do bram Mordoru rośnie i przytłacza go do ziemi ciężar Pierścienia, który niósł na łańcuszku u szyi. Bardziej jeszcze niż to brzemię gnębiła go myśl o Oku, bo tak sobie nazwał Nieprzyjaciela. Nie tylko Pierścień zginał mu kark, zmuszał do kulenia się i garbienia w marszu. Oko! Coraz wyraźniej, z coraz większą grozą wyczuwał wrogą, napiętą potężnie wolę, usiłującą przebić ciemności i chmury, ziemię i ciało, żeby go dostrzec, spętać morderczym spojrzeniem, obnażyć i obezwładnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz