Wbrew niebezpiecznym mitom, Kościół dopuszcza teoretyczną
możliwość popełnienia przez biskupa Rzymu ludzkich błędów. W historii
Kościoła to się zdarzało, a wierni jako swój obowiązek pojmowali
upomnienie papieża. Wielu z upominających zostało później świętymi. Tak
jak niektórzy upominani, którzy pokornie przyjęli słuszne uwagi braci w
Chrystusie.
Zdarzało się w dziejach, że słowa lub zachowania papieża, czy to
poprzez ich treść czy formę (np. brak precyzji, zbytnią ogólność
wyrażonej myśli) mogły wprowadzać zamęt wśród wiernych. Jeśli były to
wypowiedzi publiczne, wtedy też – ze względu na dobro Kościoła – wierni
podejmowali interwencje. Czynili tak również święci, których uwagi wobec
postawy biskupa Rzymu nie tylko nie zamknęły im drogi na Ołtarze, ale
niekiedy były nawet argumentami za beatyfikacją.
Święty Piotr, żydzi, poganie i napomnienie świętego Pawła
Pierwszy przykład takiej sytuacji został opisany już w Piśmie
Świętym. Wczesne lata istnienia Kościoła, jeszcze za życia bezpośrednich
uczniów Pana Jezusa, charakteryzował spór dotyczący obowiązku
wypełniania żydowskiego Prawa przez chrześcijan. Nawróceni żydzi
uważali, że poganie włączani do Kościoła powinni przestrzegać zasad
starego Zakonu. Z kolei dawni poganie (np. z Antiochii), wspierani w
swoich racjach m. in. przez świętego Pawła z Tarsu, mieli przeciwne
zdanie. Sobór apostolski zebrany w Jerozolimie rozstrzygnął sprawę
przyznając rację nawróconym nie-żydom.
Przebywający później w Antiochii święty Piotr traktował nawróconych
pogan zgodnie z postanowieniami soboru, jednak po przybyciu do gminy
byłych żydów zmienił zachowanie. Z tego też powodu Apostoł Narodów
publicznie upomniał pierwszego papieża, bowiem – zdaniem świętego Pawła –
niejednoznaczna postawa świętego Piotra wprowadzała wśród wiernych
zamęt! Apostoł z Tarsu tak opisuje tę historię w Liście do Galatów:
„Gdy następnie Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się
sprzeciwiłem, bo na to zasłużył. Zanim jeszcze nadeszli niektórzy z
otoczenia Jakuba, brał udział w posiłkach z tymi, którzy pochodzili z
pogaństwa. Kiedy jednak oni się zjawili, począł się usuwać i trzymać się
z dala, bojąc się tych, którzy pochodzili z obrzezania. To jego
nieszczere postępowanie podjęli też inni pochodzenia żydowskiego, tak że
wciągnięto w to udawanie nawet Barnabę. Gdy więc spostrzegłem, że nie
idą słuszną drogą, zgodną z prawdą Ewangelii, powiedziałem Kefasowi
wobec wszystkich: Jeżeli ty, choć jesteś Żydem, żyjesz według
obyczajów przyjętych wśród pogan, a nie wśród Żydów, jak możesz zmuszać
pogan do przyjmowania zwyczajów żydowskich?”. (Ga 2, 11-14).
Tak więc jeden wielki święty upomniał innego wielkiego świętego, gdy
dostrzegł, że jego zachowanie nie było – przez brak konsekwencji –
wzorcowe. Nie zrodziło to jednak wzajemnych zarzutów dotyczących
schizmy, herezji czy niewierności wobec papieża. Piotr był człowiekiem
pokornym i mimo szczególnej misji powierzonej mu osobiście przez
Chrystusa, przyjął i zastosował się do uwag Pawła. Dzięki temu ludzie
przyjmowani do ówczesnego Kościoła nie musieli (i wciąż nie muszą)
poddawać się np. obrzezaniu.
Liberiusz, arianie i święty Atanazy
Upomnienia zdarzały się i później. Wartym wspomnienia jest przypadek
zagubionego papieża Liberiusza, którego pontyfikat przypadł na okres
rozprzestrzeniania się herezji ariańskiej. Biskup Rzymu nie sprzyjał
herezji i – co więcej – opierał się błądzącemu cesarzowi, który wymagał
od następcy świętego Piotra tylko potępienia stanowczo walczącego z
arianizmem Atanazego Aleksandryjskiego (dziś świętego). Potępienie takie
byłoby jednak równoznaczne z poparciem antytrynitarskich błędów. Gdy
jednak papież został wygnany z Rzymu, a w azjatyckiej niewoli spotkał
się z długotrwałymi prześladowaniami, jego opór zmalał i w końcu doszło
do ekskomunikowania Atanazego.
Później Liberiusz podpisał formułę wiary niezawierającą słowa homoousios. To
bardzo istotne, gdyż oznaczało, iż według papieża Chrystus, Syn Boży,
nie jest współistotny Ojcu. Formuła niezawierająca słowa homoousios sama w sobie nie była heretycka, ale pozbawienie jej niezwykle precyzyjnego określenia (a więc de facto
rozmycie jej) było korzystne dla heretyków i ariańskiego cesarza. Ten,
dopóki żył, domagał się od Liberiusza – który po podpisaniu formuły mógł
już powrócić do Rzymu – milczenia. Odwagi nabrał dopiero po śmierci
władcy, jednak okres chwilowej słabości osłabił autorytet papiestwa.
Ostatecznie w całym Kościele zwyciężyły racje Atanazego, dziś czczonego
jako wielki święty i Doktor Kościoła. To on miał wtedy rację, a nie
ówczesny papież.
Honoriusz, monoteletyzm i konsekwentne potępianie
W VII wieku zaistniał w Kościele chrystologiczny spór między
patriarchą Jerozolimy Sofroniuszem (dziś świętym), a patriarchą
Konstantynopola Sergiuszem. Ten drugi, chcąc dokonać pojednania ze
zwolennikami monofizytyzmu (heretyckiego poglądu o wchłonięciu ludzkiej
natury Jezusa Chrystusa przez naturę Boską) stworzył równie heretyckie
rozwiązanie „kompromisowe” – monoteletyzm. Z przyczyn politycznych
wspierał go w tym cesarz Herakliusz, pragnący za wszelką cenę pokoju
wśród chrześcijan. Błędom monoteletyzmu (zakładającego, że Chrystus ma
dwie natury, ale jedną wolę – co wyklucza wiarę w znanej nam formie,
zgodnie z którą Pan Jezus jest i prawdziwym Bogiem i prawdziwym
człowiekiem) sprzeciwił się właśnie Sofroniusz.
W tym czasie papieżem był Honoriusz. Nie wspierał on herezji, ale
odpisując na list konstantynopolitańskiego patriarchy nie przyjrzał się
zagadnieniu wystarczająco dokładnie, zaś odpowiedzi brakowało precyzji,
na czym skorzystali wyznawcy błędnej nauki.
Zaskoczony takim rozwojem sytuacji patriarcha Sofroniusz wysłał
swoich przedstawicieli do biskupa Rzymu, by pouczyli papieża. Ten jednak
nie wsłuchał się w głos ludzi znających z własnego doświadczenia
problemy Wschodu i wysłał do heretyka Sergiusza kolejny, równie
niejednoznaczny list, przyczyniając się w ten sposób w rozwoju błędów.
Honoriusz zmarł w roku 638. 11 lat później, za pontyfikatu jednego z
jego następców – Marcina I – odbył się w Rzymie synod (zwołany jeszcze
przez poprzednika Marcina) poświęcony potępieniu monoteletyzmu i
patriarchy Sergiusza. Postawę samego Honoriusza jednak grzecznościowo
przemilczano. Oburzony owym synodem cesarz wpadł we wściekłość i wysłał
do Rzymu armię, która dostarczyła do Konstantynopolu papieża. Nie ugiął
się on jednak przed przemocą, nie wyparł się poprawnej wiary i zmarł na
Krymie.
Dopiero po kilkunastu latach, gdy w stolicy Imperium władzę objął
katolik, zwołano III Sobór Konstantynopolitański, który ostatecznie
potępił monoteletyzm i papieża Honoriusza, nazwanego wprost heretykiem.
Papież Leon II odstąpił od tej formy mówiąc, że jego poprzednik nie był
heretykiem, ale był winny szerzenia herezji, i dlatego należy go
potępić. Od tego momentu Kościół zaczął przywiązywać wielką wagę do
precyzyjnego formułowania doktryny, by poprzez brak jednoznaczności nie
wspierać żadnych błędów.
Błądzący Jan, stanowczy król i ortodoksyjny Benedykt
Błędną doktrynę dotyczącą losów dusz po śmierci głosił z kolei papież
Jan XXII. Uważał on, niezgodnie z nauką katolicką, że dusze po śmierci
nie mogą oglądać Pana Boga w wizji uszczęśliwiającej (twarzą w twarz).
Jego zdaniem ta łaska zostanie udostępniona zbawionym dopiero po sądzie
ostatecznym.
Papież za swoje błędne poglądy był powszechnie krytykowany, a król
Francji Filip VI miał nawet zadeklarować (w obliczu prób narzucenia
herezji Wydziałowi Teologicznemu na Sorbonie), że jeśli Jan XXII
przybędzie do Paryża to… zostanie spalony na stosie jako heretyk!
Spośród duchowieństwa wyraźny opór wobec tez biskupa Rzymu prezentował
cysters Jacques Fournier. Ostatecznie biskup Rzymu na łożu śmierci
wyrzekł się przed wezwanymi kardynałami swoich błędów i wyraził skruchę.
Przyznał też, że pogląd prezentował jako teolog, a nie jako papież.
Jego następcą został wspomniany wyżej cysters, który przeszedł do
historii jako Benedykt XII. Jedną z decyzji papieża było ogłoszenie ex cathedra
dogmatu o duszach, które umierając w świętości bez oczekiwania na sąd
ostateczny dostępują wizji uszczęśliwiającej. W ten sposób oficjalnie
Kościół potępił błędną koncepcję głoszoną przez… jednego z poprzednich
papieży.
Miłość do Kościoła nie oznacza milczenia wobec błędów
Mimo, że w Kościele nie ma możliwości osądzenia urzędującego papieża,
to na wiernych, zarówno świeckich jak i hierarchach, spoczywa obowiązek
dbania o czystość nauczania. To jedno z głównych zadań biskupów, gdyż
każdy z nich powinien być nauczycielem wiary i w ten sposób wyraźnie
świadczyć o jedności w Kościele.
Interwencja konieczna jest zawsze w sytuacji gdy biskup Rzymu naucza
tez niezgodnych z Prawdami Wiary, bądź – poprzez posługiwanie się
nieprecyzyjnym językiem i niejednoznacznymi gestami – może przyczyniać
się do zamętu lub rozprzestrzeniania się fałszywych doktryn. Papieży
pouczali w historii nawet święci, czyli ludzie, którym nie sposób
zarzucić podejmowania działań o charakterze schizmatyckim lub
motywowanej pychą niewierności wobec Wikariusza Chrystusowego.
Człowiek może popełnić błąd. Kościół jednak nie może sobie na to pozwolić.
Michał Wałach
za: https://www.pch24.pl/historia-upominania-papiezy-przez-wiernych,56171,i.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz