poniedziałek, 25 grudnia 2023

Stefan Dziekoński „Niespodziewany gość”

I kończymy na dzisiaj – pomyślał Stanisław odchodząc od kasy w osiedlowym sklepiku. Była Wigilia, więc szef zarządził, że dziś zamykają nieco wcześniej. Zmiana Stanisława normalnie skończyłaby się o 22. Inne osiedlowe sklepy zamykały dziś swoje podwoje około godziny 14, więc miejsce pracy mężczyzny przeżywało od kilku godzin prawdziwe oblężenie. Na szczęście w domu wszystko było już gotowe; jego żona, Maria aż do wczoraj przygotowywała z nim potrawy. Wychodząc z pracy Stanisław spostrzegł, że rozpętała się istna śnieżyca. Gdyby nie fakt, że sklepik znajdował się na tym samym blokowisku, w którym mieszkał z żoną, to do domu wracałby taksówką, o ile w ogóle było rozsądnie jeździć czy nawet wystawiać nos w taką pogodę. Było ciemno, dochodziła 18. W okolicy nie widział nikogo, wszyscy już pewnie siedzieli przy wigilijnych stołach. Chyba tylko członkowie służb mieli gorzej od…
- Przepraszam – rozległ się obok niego jakiś głos. Obejrzał. Obok niego stała młoda kobieta, miała najwyżej dwadzieścia lat. Twarz miała zaczerwienioną od zimna, drżała. - Przepraszam – powtórzyła – czy w stronę ulicy Modrej to w tamtą stronę? – pokazała przed siebie. Stanisław zastanowił się chwilę. - Przykro mi, nie mam pojęcia. Nie kojarzę tej nazwy. To chyba nie w okolicy. Kobieta westchnęła ciężko. - Czyli musiałam coś pokręcić. No nic, dziękuję, jeszcze zerknę na mapę miasta w Internecie. Stanisław przyjrzał się jej. Obudziło się w nim współczucie. Autobusy miały tu skłonność do spóźniania się, pogoda była fatalna, a dziewczyna wyglądała na zmarzniętą i zagubioną. Niemal nie zastanawiając się nad tym, co robi, powiedział: - Zapraszam do mnie do domu na kolację wigilijną – uśmiechnął się lekko – mogłaby by być pani moim niespodziewanym gościem. Spojrzała na niego zaskoczona, po chwili w jej oczach pojawił się cień niepokoju. Stanisław chciał palnąć się w głowę. Spotkany chwilę wcześniej dwa razy starszy od niej facet zaprasza ją do domu. Pogratulować wyczucia. - Ja i moja żona – ostatnie dwa słowa nieznacznie zaakcentował – z radością panią ugościmy. Mam nadzieję pomyślał, że Maria zrozumie, dlaczego ją zaprosiłem tę dziewczynę.
W ciągu kilkuminutowej drogi do domu dowiedział się, że jego nowa znajoma ma na imię Katarzyna i przyjechała do jego miasteczka na święta w odwiedziny do kuzynki, która niedawno się tu przeprowadziła. Przez roztrzepanie, Katarzyna wsiadła na dworcu w zły autobus, a swoją pomyłkę dostrzegła mocno poniewczasie. Stanisław zastanawiał się w międzyczasie, jak zaanonsuje niespodziewanego gościa żonie. Gdy wraz z Katarzyną przekroczyli próg mieszkania, usłyszał z kuchni: - Kochanie, przebierz się i siadamy do stołu! - Maryś, czy mogłabyś tu na chwilę przyjść? - O co…? Maria spojrzała zaskoczona na Katarzynę, a następnie na męża. - No więc to jest Katarzyna – zaczął Stanisław – spotkałem ją w drodze do domu, była w sytuacji podbramkowej, więc zaprosiłem ją jako niezapowiedzianego gościa. Maria momentalnie odzyskała fason i uśmiechnęła się w sposób jedynie trochę wymuszony. - Wszystko mi opowiecie. Miło mi cię poznać, Katarzyno. Piętnaście minut później lody zostały przełamane. Katarzyna chętnie opowiadała o swoich studiach i zamiłowaniu do fotografii. W międzyczasie zadzwoniła do swojej kuzynki, która obiecała przyjechać po nią nad ranem, gdy śnieżyca miała już ustać. Po podzieleniu się opłatkiem cała trójka zasiadła do wieczerzy. - A to zdjęcie – Katarzyna wskazała na oprawione w ramkę zdjęcie kilkumiesięcznego malca – to państwa wnuczka? Jest bardzo piękna. Przy stole zapadła cisza. Gosia, córka Stanisława i Marii zmarła niecałe pół roku po narodzeniu. Syndrom nagłej śmierci łóżeczkowej odebrał im dziecko. - To nasza córka – odparła grobowym głosem Maria – zmarła jako niemowlę. Katarzyna delikatnie ujęła ją za dłoń. - Przykro mi, współczuję z całego serca. - Dziękuję – uśmiechnęła się Maria. Stanisław ukradkiem otarł łzę. Dalsza część wieczerzy wigilijnej przebiegła w znacznie weselszej atmosferze. Pod choinką znalazł się nawet drobny prezent dla Katarzyny. Młoda kobieta obiecała świętemu Mikołajowi, że nie pozostanie mu dłużna. Stanisław i Maria wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
Kilka godzin później wszyscy poszli spać. Katarzyna dostała śpiwór i położyła się w salonie. W środku nocy Stanisław jednak nagle się obudził. Marii nie było w łóżku. Wyszedł na korytarz. W maleńkim pokoiku, który Maria nazywała swoim gabinetem – w końcu tu powstawały jej powieści – paliło się światło. Kobieta siedziała przy biurku i pisała. Jej palce szybko i mocno uderzało w klawisze laptopa, a Stanisław wiedział już o co chodzi. Maria przez pracę usiłowała oderwać się od jakiegoś zmartwienia. Mężczyzna cicho zapukał we framugę drzwi. - Cześć, nocny marku – powiedział z ciepłym uśmiechem. - Cześć, kochanie – odpowiedziała również się uśmiechając – idź spać, coś mnie naszło, żeby popisać. - Przecież widzę, że coś cię gryzie. Chodzi o Katarzynę? Wiem, że nie skonsultowałem z tobą… - Nie, nie, postąpiłeś jak prawdziwy dżentelmen. Takiego mężczyznę pokochałam: wrażliwego, opiekuńczego, który przyjmie pod dach kogoś, kto potrzebuje pomocy. Zresztą Katarzyna to wspaniała osoba. Nawet… - urwała. Stanisław przyjrzał jej się uważnie. - Tak? Maria westchnęła. - To głupie, wiem. Takie rzeczy zdarzają się wyłącznie w filmach. Tylko, że, wiesz, tak gdzieś z tyłu głowy miałam taką myśl… ach, nieważne, to i tak bez sensu. Stanisław uklęknął przed fotelem na którym siedziała i swoim czołem dotknął jej czoła. - Mnie możesz powiedzieć wszystko. Westchnęła. - Nie wierzę w to, ale tak z tyłu głowy męczy mnie taka myśl. A jeśli Katarzyna to nasza córka? W sensie jej duch. Boże, co ze mnie za pisarka, zdania sklecić nie mogę – głos zaczął jej się łamać, z oczu zaczęły płynąć łzy. Stanisław czule scałował jedną z nich. - Jest Boże Narodzenie. Jeśli miałby się zdarzyć cud, to czemu akurat nie dzisiaj? Gdyby nasza kruszynka żyła, byłyby w tym samym wieku. Oczywiście, to nie ona, ale… - głos Marii przeszedł w cichy szloch. Płakał też Stanisław. Jemu też taka myśl przemknęła przez głowę, ale nie przywiązał do niej większej wagi. Oboje mocno się przytulili szukając w ramionach drugiej połówki ukojenia. Płakali cicho jednocześnie wzajemnie dając sobie siłę.
- Czy wszystko w porządku? – dobiegł z korytarza głos Katarzyny. Stanisław i Maria otarli łzy. - Tak – odparła Maria – po prostu po nocy naszło nas na wspomnienia. - Nie chciałam się narzucać. - Nie narzucasz się – powiedziała Maria – jak nie możesz spać, to zapraszamy. Zrobimy sobie nocne Polaków rozmowy, ja już i tak nie będę dziś pisała. Katarzyna dostrzegła zaschnięte ślady łez na twarzach małżeństwa. Szybko dodała dwa do dwóch. Pomyślała: „raz kozie śmierć”. - Kiedy dziś pojawił się temat państwa córki nie chciałam rozdrapywać starych ran. W mojej rodzinie także miała miejsce podobna tragedia. Kiedy miałam pięć lat, moja mama zaszła w ciążę. Cieszyłam się, że będę miała młodszego braciszka, którym będę się opiekować i który będzie mnie kochał. W siódmym miesiącu ciąży zaczęły się komplikacje, w końcu mama poroniła. Nie ma dnia, żebym o nim nie myślała. Jeśli w czymś to państwu pomoże, to ja również myślę dziś o ukochanej, zmarłej osobie. Co ja bym dała, żeby spędzić z Bartkiem choć kilka miesięcy. - Dziękujemy i współczujemy z całego serca – powiedziała Maria. - Widocznie wszystkim zebrało się dziś na wspomnienia – stwierdził Stanisław – ale nawet jeśli są one smutne, to jestem przekonany, że świadczy to o tym, jak kochaliśmy i nadal kochamy tych, którzy odeszli. Zapadła chwila milczenia, każdy myślał o słowach Stanisława. Po dłuższej chwili znowu odezwała się Katarzyna. - Jeszcze raz dziękuję, że przyjęli państwo pod swój dach taką gapę jak ja. Chyba bym zamarzła w tej śnieżycy. Albo miała bliskie spotkanie trzeciego stopnia z wypadkiem drogowym. - Daj już spokój z tym państwem – żachnęła się Maria – po tej wigilii jesteśmy już prawie jak rodzina. - I pewnie lada moment to „prawie” zniknie – zaśmiał się Stanisław. - Mam pewien pomysł – odezwała się nagle Katarzyna. – Jest już po północy, zaczęło się Boże Narodzenie. Co byście państ… co byście powiedzieli na wspólne kolędowanie? Cisza nocna ciszą nocną, ale te ściany nie są chyba z gipsu. - Chyba nawet wiem, od jakiej kolędy zaczniemy – skinął z uznaniem głową Stanisław.
Chwilę później w gabinecie Marii rozległy się trzy czyste, choć niewprawione w śpiewie głosy. Brzmiała w nich tęsknota, smutek, ale też nadzieja na ponowne spotkanie, gdzieś, gdzie nie sięga śmierć. „A nadzieja znów wstąpi w nas, Nieobecnych pojawią się cienie. Uwierzymy kolejny raz, W jeszcze jedno Boże Narodzenie. I choć przygasł Świąteczny gwar, Bo zabrakło znów czyjegoś głosu. Przyjdź tu do nas i z nami trwaj, Wbrew tak zwanej ironii losu.
Daj nam wiarę, że to ma sens, Że nie trzeba żałować przyjaciół. Że gdziekolwiek są dobrze im jest, Bo są z nami choć w innej postaci. I przekonaj, że tak ma być, Że po głosach tych wciąż drży powietrze, Że odeszli po to by żyć. I tym razem będą żyć wiecznie.”
Ranek przyniósł piękną pogodę. Śniegu było po kolana, gdzieniegdzie niemal po pas, ale trwało już odśnieżanie ulic. Przed dziesiątą po Katarzynę przyjechała kuzynka. Pożegnanie było wylewne, zarówno Katarzyna jak i jej krewna zaprosiły Stanisława i Marię na Sylwestra. Po odjeździe obu kobiet małżeństwo jeszcze chwilę stało na osiedlowym parkingu. Maria delikatnie ucałowała męża w policzek. - A to za jakiej okazji? – zaśmiał się. - Po pierwsze, bo jesteś najcudowniejszym mężem na świecie. Po drugie, bo masz oko do niespodziewanych gości na Wigilię. Początkowo byłam trochę sceptyczna, ale obecność Kasi dała mi wiele szczęścia. - Mnie również. - Mam nadzieję, że nasza kruszynka mogła zobaczyć i usłyszeć wczorajszą Wigilię. Powiem ci, że choć nie są tą samą osobą to chcę, by choć trochę dobra, jakim mogłabym obdarować naszą córeczkę, dostało się Kasi. Czuję, że wczorajszy dzień był początkiem pięknej przyjaźni. Ujęli się za ręce i ruszyli w kierunku domu.
autor: Stefan Dziekoński, ilustracje: pixabay

Brak komentarzy:

Toplista Tradycji Katolickiej
Powered By Blogger