Kard. John Henry Newman: Homilia na Boże Narodzenie
Dzisiejsza
wspaniała uroczystość uczy nas przede wszystkim dwóch rzeczy – pokory i
radości. W dniu dzisiejszym ponad wszelką wątpliwość ukazana nam
została niebiańska wspaniałość i zrozumienie, jakie w oczach Boga
znalazła kondycja tak wielu ludzi – prostota ich życia osobistego oraz
jego pogoda. Jeśli odwołamy się do pism historyków, filozofów i poetów
światowej sławy, być może będziemy sądzić, że ludzie wielcy to ludzie
szczęśliwi; zatopimy nasze serca i umysły w rozważaniach o niezwykłych
czynach, przedziwnych przygodach, wielkiej odwadze do ich przeżywania;
srogich bojach i wzniosłych czynach. Być może nawiedzi nas myśl, że to
dążenie do szczęścia, a nie jego przeżywanie jest najwznioślejszą
funkcją życia.
Ale
gdy pomyślimy o dzisiejszej uroczystości i podumamy nad tym, co niesie
ze sobą owo wielkie święto, otwiera się przed nami nowa, zupełnie inna
perspektywa. Po pierwsze, zostajemy pouczeni o tym, że pomimo, iż nasze
życie doczesne pełne jest trudu i wysiłków, nie musimy, w ścisłym tego
słowa znaczeniu, szukać i troskać się o najwyższe dobro. Już bowiem
zostało odnalezione; jest tu przy nas, bo Bóg – Syn zniżył się i z łona
Ojca zstąpił na ziemię. Zamieszkało między nami! Człowiek, strudzony
niespokojną myślą nie musi już gonić za tym, co uważa za największy
skarb; nie trzeba już, aby błąkał się pośród niebezpieczeństw w
poszukiwaniu nieznanej błogości, której pożąda jego serce, jak to było
za czasów pogańskich. Ludziom wszystkich czasów ogłasza Pismo: "Dziś w
mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan".
Nie
trzeba nam też podążać za rzeczami próżnymi, które świat nazywa
wielkimi i szlachetnymi. Chrystus miał w pogardzie to, co ceni świat;
wziął zaś na barki ciężar, którym świat pogardzał. Syn Boga wybrał dla
siebie los najskromniejszy i najprostszy.
A
więc w Święto Narodzenie są nam dane te dwie nauki – zamiast niepokoju w
sercu I przygnębienia na twarzy, zamiast męczącej pogoni za sprawami
tego świata – bądźmy radośni i weselmy się; a bądźmy tacy pośród szarych
i zwyczajnych kolei życia, które świat pomija I wyszydza.
Rozważmy to bliżej, przypatrując się szerszemu kontekstowi przywołanego powyżej cytatu biblijnego.
Po
pierwsze więc, co poprzedza ów passus? Wcześniej jest mowa o pasterzach sprawujących w nocy pieczę nad trzodami, i o Aniołach, którzy ich
nawiedzają. Czemu Goście z nieba przychodzą do pasterzy? Co w pasterzach
przyciągnęło uwagę Aniołów, jak i Pana nad Aniołami? Czy pasterze byli
uczeni, szlachetni bądź potężni? Znani z talentów czy pobożności? Nic na
to nie wskazuje. Dali wiarę; tyle możemy powiedzieć, przynajmniej
niektórzy z nich uwierzyli – bo kto ma, temu będzie dodane; a jednak nie
możemy sądzić, że byli świętsi czy mądrzejsi niż inni dobrzy ludzi ich
czasów, oczekujący wyswobodzenia Izraela. Nie ma żadnego powodu, by
przypuszczać, że przewyższali zwykły lud swojego stanu, prosty i
bogobojny, jednak bez wybitnej pobożności, bez określonych nawyków
formacji religijnej. Czemu więc zostali wybrani? Dla swojego ubóstwa i
prostoty. Bóg Wszechmogący ze szczególną miłością, czy też (o ile można
tak rzec) afektem, spogląda na to, co najniższe. Być może człowiek,
istota upadła, niesamodzielna i nędzna, jest bardziej w zgodzie ze swą
natura, kiedy żyje w biedzie, niż – choć to konieczne w niektórych
przypadkach – wśród bogactwa I potęgi, które są nienaturalnym dodatkiem
do człowieczeństwa? Podobnie jak istnieją interesa i układy nie do końca
transparentne, choć może i konieczne; my zaś, chociaż korzystamy z nich
i poważamy ludzi, którzy się w nie angażują, cieszymy się jednocześnie,
że nie są to interesa nasze. Odczuwamy wdzięczność i szacunek dla
żołnierza; cieszymy się jednak, że nie jesteśmy żołnierzami; podobnie w
oczach Boga wielkość jest mniejsza niż prostota. Wielkość bowiem nas
pomniejsza.
Pasterze
zatem byli wybrani przez wzgląd na swoją nędzę, by jako pierwsi
usłyszeć wiadomość o narodzinach Pana; sekret, o którym nie słyszał
żadne z książąt tego świata.
Jakiś
kontrast znajdujemy pomiędzy pasterzami a niebiańskimi posłańcami
wielkiej nowiny! Aniołowie, istoty o wielkiej potędze, pochylali się nad
pasterzami. Oto spotkały się najpotężniejsze i najmarniejsze z
myślących stworzeń boskich. Ludzie ubodzy, otoczeni nędzą, żyjący pośród
zimna i ciemności nocy, pilnujący swoich trzód, na które czyhały dzikie
bestie i zbójnicy; i oto – pośród swoich przyziemnych trosk,
przeliczania owiec, nawoływania psów, nasłuchiwania odgłosów pastwiska,
myśli o pogodzie i nadchodzącym dniu – nagle spotykają się z Gośćmi
zgoła niezwykłymi. Wiemy wszyscy, jak bardzo ograniczony jest zakres
myśli człowieka prostego; jak zwykłe są przedmioty jego myśli – jeden,
góra dwa; wciąż i wciąż, bez różnorodności; w życiu, które upływa na
odczuwaniu ciepła, zimna i wilgoci; głodu i nagości, nędzy i ubóstwa.
Przestaje się wtedy dbać naprawdę o cokolwiek, żyje niejako
mechanicznie, bez serca, a tym bardziej bez wielkich refleksji.
Do
tych mężczyzn zbliżył się Anioł, by otworzyć ich umysły, oderwać od
przyziemności i poddania właśnie ze względu na ich poniżenie. Zbliżył
się, by pokazać, że Bóg wybiera to, co pogardzane w oczach świat, by dać
mu dziedzictwo w swoim Królestwie, i obdarzyć chwałą. "Nie bójcie się",
powiedział, "Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem
całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym
jest Chrystus Pan."
Teraz
zaś przypatrzmy się drugiemu pouczeniu, jakie płynie dziś ze Świat
Narodzenia Pańskiego. Anioł wyniósł skromnych maluczkich przez samo
zbliżenie się do pasterzy; potem zaś kazał im radować się przekazaną
przez niego nowiną. Wyjawił dobrą wieść tak bardzo przewyższającą
rzeczywistość tego świata, by zrównać to, co wysokie z tym, co niskie;
to, co bogate – z ubogim. Rzekł: "Nie bójcie się". Ten zwrot często
można odnaleźć w Piśmie Świętym, gdy mamy do czynienia z człowiekiem
potrzebującym wsparcia, zwłaszcza w sytuacji obecności Bożej. Anioł
rzekł "Nie bójcie się", gdy spostrzegł zmieszanie, jakie powstało wśród
pasterzy w wyniku jego obecności. Nie trzeba było przecież aż takiego
cudu, by ich przerazić. Dlatego właśnie zaapelował: "Nie bójcie się".
Naturalna koleją rzeczy przeraża nas komunikacja spoza tego świata,
gdyż, mając nieczyste sumienia, przewidujemy, że posłaniec z nieba
oznacza dla nas przykre konsekwencje. Poza tym, tak mało wiemy o świecie poza doczesnym, że zjawienie się Anioła bądź ducha spotyka się z naszym
zaskoczeniem i niewiarą, jako że nie używaliśmy tych sfer umysłu, które
otwierałyby nas na takie zdarzenia. Z tego czy też innego powodu,
pasterze byli przerażeni do bólu, gdy otoczyła ich chwała Pana. Anioł
powiedział zaś: "Nie bójcie się". Odrobina religii sprawia, że odczuwamy
strach; gdy w sumieniu zapala się wątłe światełko, wtedy tym wyraźniej
widoczna jest ciemność; da się dojrzeć strach i ból; podobnie chwała
Pańska niepokoi, gdy rozbłyska wokół. Jego świętość, waga i ciężar Jego
przykazań, wspaniałość Jego potęgi i niewzruszoność Jego słowa mogą
budzić poruszenie w grzesznikach; jakże często ludzie sądzą, że to
religia ich przeraża, podczas, gdy to zupełnie nie jest kwestia religii.
To surowość osądu ich sumień, a nie religia, powoduje strach. Religia
zaś sama, daleka od niesienia bólu i strachu, mówi słowami Anioła: "Nie
bójcie się"; bo tak wielkie jest Jego miłosierdzie; Bóg, rozlewając
swoją chwałę, nasycił ją pocieszeniem, gdyż światło tej chwały
przychodzi na ziemię w Jego Synu, Jezusie Chrystusie. Stąd też
niebieskie posłaniec stłumił nieco ostrość oślepiającego światła
Ewangelii w tę pierwszą w historii noc Bożego Narodzenia. Chwała Boga
zrazu zaniepokoiła pasterzy, Anioł przybliżył im ją więc w pełnych
otuchy słowach, by mogli w pełni zakosztować radosnego nastroju. Wtedy
dopiero się rozradowali.
"Nie
bójcie się", powiedział Anioł, Oto zwiastuję wam radość wielką, która
będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam
Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan." A gdy skończył ogłaszać wieść,
"nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które
wielbiły Boga słowami: >>Chwała Bogu na wysokościach,. A na ziemi
pokój ludziom Jego upodobania<<". Takimi właśnie słowami duchy
niebieskie poddane Bogu i Jego świętym przemawiały do pasterzy w tę
błogosławioną noc, wyrywając ich z uścisku zimna i głodu i zapraszając
do wielkiej radości; ukazując im, że są umiłowanymi dziećmi Boga i
najwspanialszymi ludźmi na ziemi – a było tak, skoro to właśnie im jako
pierwszym ogłoszono, co stało się tej nocy. Syn Boży przyszedł na świat.
Takie wiadomości wyjawia się przyjaciołom i zaufanym, ukochanym, o
których wiemy, że nas nie zawiodą; na pewno nie – obcym. Jak Bóg
Wszechmogący mógłby bardziej jeszcze okazać swoją łaskawość, i swoje
upodobanie w tym, co niskie i niekochane, niż pędząc (jeśli można tak
powiedzieć), wy wyjawić wspaniały, radosny sekret pasterzom pilnującym
swoich trzód?
Tak
więc Anioł poucza nas o tym, ze istnieje związek pomiędzy uniżeniem a
radością; nieskończenie wspanialsza nauka kryła się za wydarzeniem, ku
któremu skierował on pasterzy – za narodzinami Jezusa Chrystusa. Anioł
ukrył ją w słowach: " Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i
leżące w żłobie". Niewątpliwie, gdy usłyszeli o przyjściu na świat
Chrystusa Pana, pomyśleli o tym, że należałoby Go szukać w pałacach.
Przekraczało ich wyobraźnię to, że mógł On stać się jednym z nich; że
oni mieliby możliwość zbliżenia się do Niego. Stąd też Anioł dał im
dokładne wskazówki nie tylko jako "znak", lecz udzielając tym samym
pewnej nauki.
"(…)
pasterze mówili nawzajem do siebie: "Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co
się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił". Udajmy się wraz z nimi, by
rozmyślać nad drugim, wspanialszym cudem, który objawił im Anioł – nad
Bożym Narodzeniem. Święty Łukasz pisze, że Maryja "porodziła swego
pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie". Pan
nieba i ziemi, Słowo Boga, który od początku przebywał w chwale Ojca,
narodził się na grzesznym świecie jako niemowlę. W tym momencie, płacząc
w ramionach Matki, wydawał się bezbronny i bez siły, owinięty w ubogie
odzienie i złożony do żłobu. Syn Boga Najwyższego, Stworzyciel Świata,
przyjął ludzkie ciało, pozostając jednak Tym, Czym był uprzednio. Lecz
stał się ciałem w sposób tak pełny, jakby nieomal zrezygnował z bóstwa i
został cielesnym śmiertelnikiem. Zgodził się być synem Maryi; zgodził
się powierzyć Siebie rękom śmiertelnika; zgodził się zostać dzieckiem,
na które nieustannie patrzy Jego matka, i przebywać w jej łonie. Córka
ludzka została Matką Boga – dla niej był to niewysłowiony dar łaski,
lecz jak wielkie uniżenie dla Boga! Jak wielkie odstąpienie od Swojej
chwały – stać się człowiekiem! I nie tylko bezbronnym niemowlęciem, co
samo w sobie byłoby wielkim umniejszeniem, ale przecież również
dziedzicem wszelkich niedoskonałości ludzkiej natury, które można nabyć,
pozostając bezgrzesznym. Co musiał myśleć – jeśli możemy się w ogóle
nad tym zastanawiać; jeśli to dobre słowo dla Nieskończonego; co myślał,
gdy ludzkie uczucia, smutki i pragnienia stały się Jego własnymi? Jakaż
wielka tajemnica tkwi w tym zstąpieniu Boga od pierwszego, do
najmniejszego z małych; od Boga do człowieka! Tajemnica, ale i łaska
oraz miłosierdzie, a jak wielka łaska, tak wielkie też jej owoce.
Pochylmy
się przeto nad tajemnicą i powiedzmy sami, czy może być coś większe od
daru tak wielkiego; jakaś większa tajemnica czy łaska pełniejsza od tej,
które objawiają się we wcieleniu i śmierci Wiecznego Syna. Gdyby nam
powiedziano, że w konsekwencji staniemy się jak serafini, którzy wzniosą
się tak wysoko, jak nisko musiał zstąpić On – czy to jeszcze zdziwiłoby
nas po tym, co Anioł powiedział pasterzom? A w rzeczywistości właśnie
to się dzieje, o ile można tak – śmiało i z pewną przesadą – powiedzieć.
Pozostajemy ludźmi, a jednak nie tylko ludźmi, bo obdarzono nas pewną
miarą tej doskonałości, której pełnię posiada Chrystus, uczestnicząc –
każdy we właściwym dla siebie stopniu – w jego pełnej Boskiej Naturze,
że właściwie jedynym powodem, dla którego Święci boży nie są samym
Bogiem,
jest to, że to niemożliwe – jako, że On jest Stworzycielem, a my Jego
stworzeniami, i nie można by było tego uczynić bez naruszenia Jego
nieprzekazywalnego Majestatu. Bóg, w całej swej chwale, ma również
zdolność obdarzania chwałą i może to uczynić, na jaki sposób chce – z
wyjątkiem uczynienia nas bogami – gdyż jesteśmy nieskończenie niżsi w
stosunku do naszego uwielbionego Stwórcy – a jednak, możemy wznieść się
wyżej od jakichkolwiek innych stworzeń; od aniołów i archaniołów,
cherubinów i serafinów. Nie własną mocą, ale przez Chrystusa, pierwszego
spośród nas, Boga i człowieka, wywyższonego ponad wszelkie stworzenie; a
poprzez Jego łaskę możemy stać się tak samo wywyższeni, dzieląc z Nim
chwałę tu, oraz, jeśli okażemy się wierni – jej pełnię w wieczności.
Jeśli
tak istotnie jest, to wówczas owa lekcja radości, którą daje nam
Wcielenie, jest tak samo wspaniała, jak lekcja pokory. Tę zaś daje nam
święty Paweł w Liście do Filipian: "To dążenie niech was ożywia; ono też
było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie
skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił
samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi".
Lekcję radości odbieramy zaś u świętego Piotra: "Wy, choć nie
widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie,
przecież wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały
wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz."
Zanieście,
bracia, te myśli ze sobą do domów w ten świąteczny dzień; niech
towarzyszą wam w spotkaniach z rodziną i przyjaciółmi. Oto dzień
radości: rzeczą słuszną jest radować się – złą zaś smucić. Na ten jeden
dzień odrzućmy na bok ciężar naszych zbrukanych sumień i radujmy się
nieskończoną doskonałością Chrystusa, bez myślenia o sobie, o naszym
pożałowania godnym brudzie; kontemplujmy więc Jego chwałę, prawość, Jego
czystość, Jego majestat, Jego niezmierzoną miłość. Radujmy się w Bogu, i
niech Jego obraz będzie dla nas widoczny we wszystkich Jego
stworzeniach. Radujmy się w Jego ziemskim Ciele, i myśląc o Nim,
korzystajmy z rzeczy, które dają nam radość tu na ziemi; radujmy się
naszymi przyjaciółmi z Jego powodu, kochając ich ze względu na to, że i
On ich ukochał.
"Ponieważ
nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie
zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który za nas umarł,
abyśmy czy żywi, czy umarli, razem z Nim żyli". Szukajmy więc daru
radosnego serca, spokoju ducha, słodyczy, łagodności i jasności umysłu,
abyśmy kroczyli w Jego świetle, prowadzeni Jego łaską. Wypraszajmy u
Pana ducha wszechogarniającej, wiecznie żywej miłości, która
przezwycięża i czyni niebyłymi troski życia dzięki własnemu bogactwu i
sile, a przede wszystkim jednoczy nas z Nim, który jest źródłem i sercem
wszelkiego miłosierdzia, dobroci i radości.
Kard. John Henry Newman
Tłum. Agnieszka Sztajer
http://myslkonserwatywna.pl/john-henry-newman-homilia-na-boze-narodzenie/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz