środa, 11 stycznia 2017

Apostazja Irlandii

Kościół przestał walczyć

 - Nie tak dawno uznawana za najbardziej katolicki kraj w Europie Irlandia teraz znajduje się na drugim biegunie. Dlaczego tak się stało i co dalej robić, opowiada John Waters, irlandzki pisarz i felietonista.
Maciej Rajfur: Polaków i Irlandczyków łączyło niegdyś to, że w ich tożsamość narodową mocno wpisany był katolicyzm. Jak dziś Irlandczycy postrzegają Polaków, ich religijność?
John Waters: Wiele lat temu, kiedy kard. Karol Wojtyła został papieżem, naród irlandzki silnie identyfikował się z Polską i polskim katolicyzmem. Dało się odczuć pewnego rodzaju poczucie solidarności naszych narodów. Jan Paweł II był przez Irlandczyków bardzo kochany. Pociągała ich jego osobowość, mówili, że jest wspaniałym człowiekiem, ale nie słuchali tego, czego nauczał. Gdyby lepiej znali jego nauczanie, pewnie by go tak nie kochali.

- Jaka jest obecnie sytuacja religijna w Irlandii?
Jeśli chodzi o sytuację katolicyzmu irlandzkiego dziś, to trudno sobie wyobrazić, żeby mogła być gorsza. Irlandia, nie tak dawno uznawana za najbardziej katolicki kraj w Europie, teraz znajduje się na drugim biegunie. Zmiana oraz jej tempo są niezwykłe, bo wszystko zdarzyło się w ciągu ostatniej dekady. Szybko i bezboleśnie przekształcono kościoły w miejsca innego przeznaczenia. W tych, które się ostały, najwięcej ludzi widzi się na Mszach sprawowanych w języku polskim, np. w Dublinie.

- To znaczy, że Polacy w Irlandii wyróżniają się swoją pobożnością?
Owszem. Po skończonej Mszy św. wychodzą przed kościół i rozmawiają ze sobą przez pół godziny. To niesamowite. Wykorzystują okazję do utrzymywania więzi i pomagania sobie. My, Irlandczycy, pamiętamy takie zjawisko jedynie przez mgłę. W Irlandii dostrzega się siłę polskiego katolicyzmu. Jednak galopująca sekularyzacja zrobiła swoje. Irlandczycy, patrząc na Polaków, myślą o nich z poczuciem wyższości: „Jacy oni zacofani, nie przyswoili sobie zasad nowoczesnego świata, nie są tak nowocześni jak my”. To wyraźny efekt dominującej ideologii. Kiedy jesteś przez nią uformowany, gorąco wierzysz lub wręcz bierzesz za pewnik, że historia musi potoczyć się w określonym kierunku. Dominuje więc przekonanie, że katolikom pozostaje spakować się i opuścić codzienną rzeczywistość. Taką propagandę wpaja się nam cały czas.
Dużą, a może i kluczową rolę w tym procesie odgrywają media.
Odpowiem w ten sposób: sam byłem kiedyś dziennikarzem, ale rzuciłem tę pracę, ponieważ doszedłem do wniosku, że rzetelne dziennikarstwo umarło. Obecnie powołaniem dziennikarzy stało się szerzenie propagandy. Nie chciałem być częścią tej propagandowej maszyny.

Dlaczego Pana rodacy odwrócili się od Boga? Jakie są przyczyny tej szybkiej i radykalnej sekularyzacji?
Fundamentalnym powodem była słaba kondycja irlandzkiego katolicyzmu. W umysłach wielu pokutował naiwny obraz wiary. Dlatego kiedy w Kościele pojawiały się skandale związane z nadużyciami seksualnymi, tak łatwo naraziły one na szwank wizerunek instytucji. Ludziom brakowało intelektualnych podstaw wiary i doświadczenia Boga. Irlandczycy nie myślą zbyt dużo o tym, w co wierzą. Tak więc pierwsza rzecz to problem rozumienia samych prawd wiary. Kolejne powody są związane z pewnymi historycznymi uwarunkowaniami. Kościół w Irlandii nabrał bardzo moralizatorskiego, konfesyjnego charakteru. W XIX wieku pełnił rolę moralnego „rządu” w kwestiach obyczajowości i seksualności. Dołożyć do tego można również fakt, że Irlandczycy byli długo pozbawieni niepodległości. Z tego powodu pojawił się u nich pewnego rodzaju kompleks niższości, symptom społeczeństw kolonialnych. Katolicyzm stał się czymś, co nie przynosi chluby, ale raczej poczucie wstydu. Uważano go za coś prymitywnego i nienowoczesnego.

Takie spojrzenie na katolicyzm pojawia się również w Polsce.
W tym sęk. Kiedy w latach 60. w Irlandii zjawiły się nowe ideologie, które były propagowane przez media i system edukacji, byliśmy zbyt słabi, aby im się oprzeć. Gdy ludzie zaczęli zastanawiać się nad wiarą, która została zakwestionowana przez te ideologie, nie potrafili jej obronić. Nie potrafili usprawiedliwić wiary nawet sami przed sobą. I wtedy zaczęli masowo ogłaszać: „Ja już nie wierzę”. Kościół stał się dla nich rytualnym zabobonem, niczym więcej. Irlandzki katolicyzm nie integruje wiary i rozumu. Ludziom wydaje się zupełnie nieprawdopodobne, że wiara jest czymś racjonalnym. W ogóle nie zakładają czegoś takiego. Kiedy im mówisz, że wiara jest racjonalna, to się dziwią. Mówią, że wiara to przeskok w coś, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Szczególnie w kwestiach moralnych jest prawie niemożliwe przekonać ludzi do katolickich zasad.

Na ogół mówimy o czynnikach zewnętrznych, które spowodowały sekularyzację, ale na odejście Europejczyków od wiary mocno wpłynęła także wewnętrzna słabość Kościoła.
Mieliśmy problem z księżmi. Zostawali nimi niekoniecznie ci, którzy najbardziej się do tego nadawali. Wpływało na to wiele czynników społecznych. Nieraz to matki decydowały, który syn ma iść do seminarium. Ponadto jest faktem, że bycie duchownym było czymś atrakcyjnym dla osób o skłonnościach homoseksualnych. Jako księża byli osobami szanowanymi społecznie i nikt ich nie pytał o ich homoseksualizm. W Irlandii, a może i generalnie w Kościele, jest nadreprezentacja osób o tych skłonnościach wśród duchownych. W czasie Soboru Watykańskiego II powstało wrażenie radykalnej zmiany. Wydawało się że wszystkie stare zasady dotyczące małżeństwa, rozwodów, aborcji, antykoncepcji, a także homoseksualizmu zostają odrzucone. Taka mentalność była dominująca. Znam księży, z których większość wstępując do seminarium była przekonana, że sobór zniesie celibat i będą się żenić. Dzisiaj to właśnie takich ludzi, księży lub eks- księży, najgłośniej słychać w Irlandii. To oni grają rolę autorytetów w kwestiach Kościoła, bo na takie autorytety kreują ich media. Oni mówią o tym, czym Kościół jest lub czym musi się stać, opierając się na swoich przekonaniach czy oczekiwaniach. Przeciętny odbiorca mediów nie ma pojęcia o tym, jak sprawy naprawdę wyglądają. I nie ma szansy się dowiedzieć, bo Kościół nie reaguje na obecną sytuację.

- Co powinien robić, Pana zdaniem, Kościół katolicki w Irlandii?
Na pewno nie podporządkowywać się kaprysom naszych czasów. Mówimy przecież o ponadczasowej instytucji opartej na wiecznych prawdach i powołanej do tego, by je głosić. Niestety, ludzie w Irlandii już tego nie rozumieją. Bardzo rzadko można w naszym kraju usłyszeć kogoś, kto mówiłby, czym właściwie jest wiara katolicka.

- Czyli Kościół w Irlandii znajduje się na równi pochyłej i nic nie zapowiada poprawy?
Wszystkie te czynniki, które opisałem, skumulowały się w zeszłym roku, kiedy po legalizacji „małżeństw” homoseksualnych odtrąbiono zwycięstwo nad Kościołem. Ja jednak często powtarzam, że Kościół nie został pokonany, bo Kościół w ogóle nie podjął walki. Co więcej, wielu księży stanęło po drugiej stronie barykady, wsparło „małżeństwa” homoseksualne. I to właśnie pokazuje, w jak dramatycznej sytuacji się znaleźliśmy.

- Te diagnozy mogą posłużyć nam za przestrogę. Co poradziłby Pan Polakom, żeby w naszym kraju nie doszło do sytuacji, która panuje dziś w Irlandii?
Nie mam wystarczającej wiedzy, żeby wypowiadać się na ten temat, ale wiem, że polski katolicyzm dał światu jednego z najwspanialszych papieży w historii. To pewne. Dlatego zakładam, że dziedzictwo polskiego katolicyzmu jest bogate, a jego kondycja z pewnością jest silniejsza od kondycji naszego katolicyzmu. Myślę również, że w Polsce istnieje większa szansa na integrację wiary i rozumu, co według mnie jest sprawą kluczową dla przyszłości. Istotne jest to, by człowiek potrafił rozumieć swoje miejsce w czasie i przestrzeni. Myślę o miejscu poza rzeczywistością stworzoną przez człowieka. W każdym momencie musimy zdawać sobie sprawę, że nasze życie zostało nam podarowane, że zostaliśmy stworzeni. W dzisiejszym świecie musimy wyraźnie widzieć dwa wymiary ludzkiego życia, które zawsze nam towarzyszą. Pierwszy to nasza codzienność, praca, rozrywka itd. Drugi to świadomość, że jesteśmy istotami wiecznymi, zmierzamy gdzieś dalej, jesteśmy podróżnikami. Jest w nas intuicyjne przeczucie, że dokądś podążamy, choć niekoniecznie musi być ono jasne. Ta świadomość powinna być odzyskana w kulturze. I to jest zadanie Kościoła. Myślę, że Kościół, nie tylko w moim kraju, przełączył się na tryb obronny. Szuka jakiegoś sposobu na przeczekanie obecnej sytuacji, jakby skrył się za osłoną, zamknął okiennice. Ktoś mi powiedział: „Jeżeli przeczekamy dwadzieścia lat, może ten problem zniknie”. Odpowiadam: „Jeżeli przesiedzimy te dwadzieścia lat, wszystko będzie stracone”. Nadeszły dwie krytyczne dekady, w których musimy się zregenerować. I nie chodzi tu tylko o uratowanie Kościoła, choć bez Kościoła się to nie dokona. Chodzi o uratowanie osoby ludzkiej. To jest prawdziwa stawka, o którą toczy się gra.

John Waters

jest pisarzem, felietonistą, byłym dziennikarzem, autorem kilku książek, m.in. o kondycji duchowej Irlandii, oraz stałym stypendystą Centrum Etyki i Kultury na Uniwersytecie Notre Dame w stanie Indiana w Stanach Zjednoczonych.
 http://gosc.pl/doc/3587587.Kosciol-przestal-walczyc GN 50/2016,
dodane 08.12.2016 00:00

Brak komentarzy:

Toplista Tradycji Katolickiej
Powered By Blogger