Tego miejsca w Londynie nie odwiedzają turyści. A zasługuje ono
ze wszech miar na pamięć i… modlitwę. Tyburn – przez kilka wieków stała
tam szubienica, na której ginęli katoliccy męczennicy. Dziś trwa tu
nieustanna adoracja.
Oszczędzę czytelnikom szczegółowego opisu tej wyjątkowo okrutnej
śmierci. W taki sposób ginęli angielscy męczennicy, których dokładna
liczba jest trudna do ustalenia. Władzy nie zależało na utrwalaniu
ich pamięci. Wręcz przeciwnie, chcieli ich z niej wymazać. Wszystko,
co miało związek z Rzymem, papieżem, katolicyzmem, było podejrzane
i mogło stanowić podstawę do oskarżenia. Także pamięć o męczennikach
(relikwie, świadectwa, pamiątki) była niebezpieczna i narażała
na prześladowanie. Największą grupę umęczonych stanowili księża. Na
szafot trafiali też ci, którzy w jakikolwiek sposób im pomagali.
Duchowni działali w podziemiu. Ich historie są niesamowite. Ponieważ
w Anglii nie było seminarium, udawali się na kontynent, aby studiować
teologię. Po święceniach wracali w ukryciu do ojczyzny. Tam byli
nieustannie tropieni przez wyspecjalizowanych śledczych. W niektórych
domach budowano kryjówki dla księży (ang. priest hole), część z nich
zachowała się do dziś. Męczennicy ginęli w różnych miejscach,
ale najwięcej z nich skonało na londyńskiej szubienicy. Dlatego właśnie
Tyburn stał się symbolem gehenny. Dopiero w XIX wieku, kiedy Kościół
katolicki odzyskał w Anglii prawo do istnienia, zaczęto przywracać
pamięć o angielskich męczennikach. Pierwszą ich grupę beatyfikował
papież Leon XIII w 1886 r. Później, za papieża Piusa XI, dołączali
do nich kolejni. Część z nich została kanonizowana, na czele z Tomaszem
Morusem i bp. Janem Fischerem. Łącznie na ołtarz wyniesiono 125 osób
jako reprezentację wszystkich katolików straconych w XVI i XVII wieku.(...)
ks.Tomasz Jaklewicz
http://gosc.pl/doc/2608439.Drzewo-meczennikow/2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz