„Luter zabił Christianitas, stając się modelowym rewolucjonistą!” – z okazji 500-lecia rewolty Marcina Lutra z prof. A. Wielomskim rozmawia Redaktor Naczelny konserwatyzm.pl M. Krupa
O co chodziło Marcinowi Lutrowi 500 lat temu? O walkę z nadużyciami, o której tyle pisał?
Gdyby Lutrowi rzeczywiście chodziło
tylko i wyłącznie o walkę z nadużyciami, to wróciłby, wraz ze swoimi
zwolennikami, na łono Kościoła katolickiego natychmiast po tym, gdy
zostały usunięte. Panuje popularne przekonanie, że podstawowym powodem
wybuchu Reformacji była „sprzedaż odpustów”. Otóż, od wielu lat, od
dziesięcioleci i stuleci Kościół katolicki nie sprzedaje – ani w
sklepach przyparafialnych, ani on-line – żadnych odpustów, a luteranie
nadal nie uznają zwierzchności Kościoła. Wniosek z tego taki, że był to
pretekst, a nie powód. Na początku XVI wieku rzeczywiście takie
nadużycia się zdarzały, ale były to nadużycia lokalne, a nie oficjalne
nauczanie kościelne, które zniesiono ostatecznie na początku zmagań z
reformatorami. Luter nie krytykował zresztą sprzedaży odpustów jako
takiej, lecz ideę władzy pontyfikalnej, mogącej dać komukolwiek odpust.
Ich sprzedaż była tylko jedną z form materializacji zasady jurysdykcji
papieskiej, której nie uznawał jako takiej.
Jaki był więc powód luterańskiej rebelii?
U źródeł Reformacji i konkretnego
wystąpienia z 1517 roku stały kwestie teologiczne. Luter pochodził z
zapóźnionej kulturowo północnej części Niemiec, gdzie nie dotarła ani
klasyczna scholastyka, ani filozofia Renesansu. Wyrósł w tradycji
niemieckiego fideizmu (devotio moderna) i negował wszelki racjonalizm.
To był bunt fideistycznego mnicha przeciwko temu, co w katolicyzmie
rozumowe: tomizmowi, scholastyce, recepcji Arystotelesa. Luter kazał
porzucić rozum, szukanie racjonalne prawd wiary, wyjaśnianie ich i kazał
„zaufać” Bogu. Jest to mniej więcej sytuacja porównywalna do
dzisiejszych charyzmatyków, którzy także uważają, że rozum ma charakter
diabelski i prawdy trzeba szukać w charyzmie, natchnieniu, w napełnieniu
Duchem Świętym. Dlatego, podobnie jak i dzisiejsze ruchy
charyzmatyczne, Luter nie umiał podporządkować się dogmatowi i
autorytetowi w postaci biskupów i papieża. Był przekonany, że dostąpił
łaski, natchnienia, że człowiek żyje „z samej wiary”. Stąd odrzucenie
zasady autorytetu, Magisterium Kościoła, rozumu, filozofii, wreszcie
Tradycji katolickiej. Luter twierdził, że każdy powinien szukać
natchnienia Ducha Świętego i samemu interpretować Literę. Inna sprawa,
że w swojej pysze nie uznawał innych interpretacji niż własna, bowiem
uważał, że skoro Bóg natchnął go do interpretacji takiej, a nie innej,
to ten sam Bóg nie mógł jego sąsiada natchnąć do innej.
Istotą nauk Lutra jest więc odmienna
interpretacja prawd wiary, bardzo subiektywna, połączona z przekonaniem,
że interpretuje trafnie tylko on sam. Stąd gromy zrzucane na biskupów i
papieża z jednej strony, a na anabaptystów z drugiej. Luter był
człowiekiem bardzo wybuchowym i absolutnie niezdolnym do dialogu. Ta
cecha nie wynikała z jego nauki, lecz z osobistej natury. Myślę, że był
bardzo trudny do życia społecznego z innymi ludźmi. Rzadko zdarza się
osoba tak władcza, wybuchowa i nietolerancyjna.
Na koniec dodajmy, że Lutrowi długo
wydawało się, że jego nauka jest tożsama z nauką Kościoła i że
katolicyzm po prostu zagubił jego fideizm na rzecz scholastyki i
autorytetu. Stąd jego autentyczna wola oczyszczenia Kościoła. Dopiero w
czasie dyskusji z kard. Kajetanem zrozumiał, że jego nauczanie nie jest
tożsame z nauką Kościoła. Przekonany o charyzmatach i przepełnieniu
łaską uznał jednak, że jeśli on i Kościół mają różne nauczania, to
prawda jest po jego stronie.
Dlaczego Luter odniósł sukces?
Przecież Jan Hus czy Piotr Waldo przegrali. Było wielu „Lutrów” przed
Lutrem, część z nich musiało się pokajać, innych strawił stos.
W moim przekonaniu były 2 powody:
1/ Dotychczasowi heretycy głosili bunt
przeciwko sojuszowi Tronu i Ołtarza. Występowali przeciwko Kościołowi i
porządkowi politycznemu równocześnie. Luter był sprytniejszy, gdyż nie
wystąpił przeciwko książętom Rzeszy. Zresztą był człowiekiem głębokiej
wiary, fideistą, którego polityka jako taka zupełnie nie interesowała.
Nie został odebrany jako niebezpieczny radykał nawołujący do rewolucji
politycznej i społecznej, a jedynie do kościelnej. Książęta szybko
zrozumieli, że przyjmując nowe wyznanie politycznie uniezależniają się
od papieża i cesarza. Mogą znacjonalizować majątki kościelne i mianować
biskupów, a więc wzmocnić swoje skarbce i administrację. Była to dla
nich atrakcyjna doktryna, dająca im suwerenność polityczną.
2/ Luter odwołał się sprytnie do
pangermańskich idei, szczególnie do niemieckiego resentymentu wobec
świata romańskiego i do Rzymu. On i jego zwolennicy wykorzystywali
wczesne niemieckie uczucia narodowe, budując nastrój pogardy dla tego,
co romańskie. Było to możliwe i dzięki nastrojom w Rzeszy i dzięki
wynalazkowi druku, który umożliwiał zasypanie Niemców pismami ulotnymi i
broszurami.
Czy więc Luter jest ojcem niemieckiego nacjonalizmu?
I tak, i nie. Tak, ponieważ stworzył
ducha wczesnego niemieckiego nacjonalizmu jako anty-Rzymu, który potem
zmutował się we wrogość do katolickiej i łacińskiej Francji oraz w
szczególną fobię luteran niemieckich do katolicyzmu i osobliwie do
papieża. Jest ona żywa w Niemczech po dziś dzień. Dlatego pangermanie,
Prusacy, szowiniści i naziści widzieli w nim „ojca narodu niemieckiego”.
Nie, ponieważ nie głosił żadnego zjednoczenia Niemiec. Luter był
lojalistą wobec książąt, czyli wzmacniał rozczłonkowanie Niemiec na
wieleset państewek. Nie głosił nigdy, że jego wiara jest „niemiecka”,
lecz hołdował zasadzie konfesyjnego państwa terytorialnego, a w
przypadku niemieckim nie pokrywało się to z ideą państwa narodowego,
bowiem takiego Niemcy nie mieli.
Czy o sukcesie Lutra zadecydowały czynniki polityczne czy religijne?
U źródeł spory były kwestie teologiczne,
ale jako politolog nie mam wątpliwości, że o sukcesie zdecydowały racje
polityczne, a konkretnie: 1/ stworzenie atrakcyjnej doktryny
politycznej wzmacniającej władzę książąt i ich emancypację od cesarza;
2/ odwołanie się (a po części stworzenie go) do antyromańskiego mitu
germańskiego. O sukcesie zadecydowała północnoniemiecka nienawiść do
Wiednia i Rzymu. Nie łudźmy się, że miliony ludzi podjęło bunt dlatego,
że jakiś tam „brat Marcin” powiedział, że papież źle interpretuje kilka
ustępów z Biblii. Teologii protestanckiej nie rozumie większość jej
współczesnych wyznawców, a co powiedzieć o ludziach z XVI wieku, z
których większość była niepiśmienna, a więc nie mogła nawet samodzielnie
czytać Biblii, co nakazywał im Luter? Spory teologiczne rozumiała wąska
grupa specjalistów. Reszta uległa demagogii wczesno nacjonalistycznej i
sprytnej grze na sentymentach. Luter nie był wybitnym teologiem, lecz
pijarowcem.
W XX wieku moderniści zrobili z
Marcina Lutra prekursora „wiosny soborowej” i „otwarcia Kościoła”. Czy
zgadzasz się z takimi opiniami?
Zdecydowanie nie. Na Soborze Watykańskim
II zwyciężył nurt liberalny, przeciwieństwo „Syllabusa” Piusa IX. Luter
zaś liberałem nie był. Jak wspomniałem, był zajadłym wrogiem
nowoczesnej myśli, odrzucając scholastykę i Renesans. Chciał cofnąć myśl
chrześcijańską do epoki sprzed Abelarda, sprzed recepcji Arystotelesa.
Był więc eklezjalnym „rewolucyjnym konserwatystą”, czyli przeciwieństwem
opcji triumfującej na Soborze. Był absolutnym przeciwnikiem
jakiegokolwiek „otwarcia”, ponieważ głosząc samodzielną interpretację
Biblii zbudował własną ortodoksję i własny kościół, wzorując się na
katolicyzmie, tylko z odmiennymi zasadami wiary i pod zwierzchnictwem
władzy doczesnej zamiast papieża. Z punktu widzenia emancypacyjnych
celów Reformacji, Luter poniósł więc klęskę. Zaatakował Magisterium w
imię wolności, a w końcu stworzył własne „magisterium”. Zanegował
Kościół, po czym stworzył własny, nieliberalny.
Tak jak mówiłem, Luter był prekursorem
współczesnych ruchów charyzmatycznych. One także są jednym z owoców
„wiosny soborowej”, przyszły zresztą do Kościoła ze świata anglosaskiego
protestantyzmu. Lutra i wszelkich charyzmatyków łączy przekonanie o
wyższości osobistej charyzmy – rzekomo użyczonej przez Ducha Świętego –
nad rozumem, rozumowo podanymi dogmatami, rozumowym prawem kanonicznym i
racjonalną zasadą hierarchiczności Kościoła. Jeśli charyzmatyków
potraktujemy jako owoc Soboru, to faktycznie Luter byłby jego
prekursorem, ale pójście w kierunku charyzmatycznym nie było celem ojców
soborowych, jak i tradycji modernizmu katolickiego, potępianej przez
wcześniejsze Magisterium.
Jeśli chcemy widzieć Lutra jako
prekursora liberalnego katolicyzmu, to sprawa jest trudna. Z punktu
widzenia „metodologicznego” był liberałem, gdyż stawia własne „ja” nad
autorytetem Kościoła, ale jeśli chodzi o treść, to ona liberalna nie
była. Liberalny katolicyzm nie ma powinowactwa z samym Lutrem, lecz z
późniejszymi pokoleniami luteran, które zagubiły pierwotną gorliwość i
dokonały radykalnej racjonalizacji, a w konsekwencji sekularyzacji,
własnej konfesji. Pamiętajmy, że po praktycznym wyginięciu niemieckich
pietystów w XIX wieku nie ma już luteran-fideistów. Pozostali teologowie
protestanccy, wydziały teologiczne, ale nie ma już wiernych luteran
przepełnionych Duchem Świętym. Charyzma wygasła, a wraz z nią gorliwość i
sama wiara.
Dlaczego wielu hierarchów świętuje dziś, wraz z protestantami, 500 lecie Reformacji?
To jest ekumenizm, który pobiegł na
bezdroża. Biskup ma oczywiście prawo zachwycać się Reformacją. Ale idee
mają konsekwencje. Protestantyzm nie uznaje hierarchii widzialnej, lecz
tylko (niewidzialną) hierarchię łaski. Stąd w XVI wieku Luter
wypowiedział posłuszeństwo papieżowi i uznał go za „antychrysta”.
Dlatego biskup biorący udział w obchodach 500 lecia Reformacji powinien
natychmiast wysłać do Rzymu akt złożenia urzędu. Nie rozumiem jak można
zachwycać się doktryną buntu wobec samej zasady widzialnej hierarchii i
być równocześnie biskupem? Prawdę mówiąc to mam wrażenie, że w
seminariach chyba nie uczy się dziś teologii Lutra i stąd to
niezrozumienie. Pamiętam, że moi studenci poszli kiedyś do księdza na
parafię, aby im objaśnił problem niezgodności nauki Lutra z Magisterium.
Ksiądz najpierw powitał ich z zachwytem i zadeklarował, że ma czas aby
porozmawiać o wierze, ale gdy usłyszał z jakim problemem przyszli, po
prostu uciekł wymawiając się obowiązkami duszpasterskimi.
Do tego dochodzi fałszywy ekumenizm i
gotować „bratania się” z kim się tylko da. Z tego co wiem, to niektórym
duchownym, krytycznym wobec Reformacji, zabroniono wypowiadać się
publicznie na temat Lutra już kilka miesięcy temu. Jeśli kler nie
rozumie idei na których ufundowano protestantyzm, to nic dziwnego, że
bierze udział w imprezach upamiętniających bunt wobec jego własnej
władzy. To mniej więcej tak, jak gdyby król Francji wziął udział w
obchodach rocznicy zgilotynowania Ludwika XVI i zachwycał się przy tym
doktryną „suwerenności ludu”.
Czy wystąpienie Lutra to historia czy też nadal ma swoje konsekwencje?
Oczywiście, że ma! Reformacja rozbiła
jedność Kościoła i Kontrreformacji nie udało się odbić Europy.
Protestanci odpadli od cywilizacji łacińskiej. Koneczny słusznie widział
w luteranizmie nową formę bizantynizmu. Indywidualistyczne zasady
interpretacji Biblii, po sekularyzacji w XVIII wieku, stworzyły ducha
francuskiego Oświecenia, a więc i Rewolucji. Chrześcijańska Europa nigdy
nie podniosła się po klęsce jaką był rok 1517.
Niezwykle istotna okazała się Luterańska
separacja rozumu i wiary. Jakkolwiek sam Luter opowiadał się za wiarą a
przeciwko rozumowi, to późniejsza Europa – w której i my żyjemy –
podtrzymując to pierwotne rozszczepienie, opowiedziała się za rozumem,
który utracił wiarę. Liberalizm i sekularyzacji bez Lutra mogłyby nigdy
się nie pojawić, a jeśliby się pojawiły to nie w tak radykalnej formie.
Luter zabił Christianitas, stając się modelowym rewolucjonistą!
Wielu katolików krytycznie
dzisiaj spogląda na uczczenie przez papieża Franciszka 500-lecia
Reformacji, jednak to Jan Paweł II napisał list z 1983 roku w którym
zachęcił „by ukazać Marcina Lutra w taki sposób, aby służyło to sprawie
jedności chrześcijaństwa”. Dlaczego niektórym łatwiej przychodzi w tej
materii krytyka Franciszka, niż Jana Pawła II?
Odpowiedź jest banalnie prosta: bo Jan
Paweł II był Polakiem. Nie ukrywam, że ja także – oceniając ten gest
naszego papieża bez entuzjazmu – unikam takiej krytyki. Wrzucanie do
jednego worka Jana Pawła II i Lutra powoduje, że polska opinia katolicka
– która o Lutrze nie wie prawie nic – może zacząć żywić sympatię do
tego ostatniego. Poza tym uznając dogłębnie katolicką zasadę autorytetu
uważam, że jakkolwiek, na szczęście, wypowiedzi i gesty Jana Pawła II i
Franciszka w tej materii nie mają znaczenia dogmatycznego, to krytyka
Suwerennego Pontifexa zawsze jest nieco niezręczna.
Przy okazji zachęcamy do nabycia książki prof. Adama Wielomskiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz