piątek, 16 listopada 2018

Paweł VI i “nadużycia” liturgiczne





Papież Paweł VI, którego niedawno kanonizował Franciszek, odpowiada za przeprowadzenie reformy liturgicznej.

Najgorszym skutkiem reformy, nieistotne przy tym, czy zamierzonym, czy ubocznym, były liczne świętokradztwa, jakie ona przyniosła. Ich początku można dopatrywać się już przy dostosowaniu kościołów i parametrów liturgicznych do nowej Mszy. Masowe wyrzucanie ornatów i mszałów na śmietnik oraz niszczenie ołtarzy, aby na ich miejsce wstawić stoły, było na porządku dziennym. Ten ostatni proceder ukrócili dopiero konserwatorzy zabytków, którzy upomnieli się o kulturowe dziedzictwo Europy, nie patrząc na względy religijne.

Tym, co jednak najbardziej moralnie obciąża całą reformę liturgiczną i przekreśla jej pozytywne owoce były i są liczne profanacje Najświętszego Sakramentu, a więc samego Boga ukrytego pod postacią hostii, największego skarbu, jaki posiada Kościół. Przyczyniły się do tego zmniejszające się oznaki czci wobec Eucharystii. Nie był to proces spontaniczny, ale niestety odgórnie narzucony, który miał być częścią pozytywnych zmian. Zaczęło się od usuwania z kościołów balasek pokrytych obrusami, które miały zapewniać ochronę przed upadkiem Świętych Hostii. Tam, gdzie nie można było tego zrobić, ze względu na sprzeciw konserwatora, po prostu ignorowano ich obecność. Następnie rezygnowano z postawy klęczącej przy przyjmowaniu Komunii świętej i zastępowano ją postawą stojącą. W końcu wprowadzono Komunię świętą na rękę, co było przypieczętowaniem rozpoczętych zmian.
Chodzi tu nie tylko o podejście do Najświętszego Sakramentu, ale także do samej Mszy świętej, która jest świętą Ofiarą Pana Jezusa. Jan Paweł II pisał o „nadużyciach liturgicznych”: „Niestety, trzeba z żalem stwierdzić, że począwszy od czasów posoborowej reformy liturgicznej, z powodu źle pojmowanego poczucia kreatywności i przystosowania, nie brakowało nadużyć, które dla wielu były przyczyną cierpienia. Pewna reakcja na «formalizm» prowadziła niekiedy, zwłaszcza w niektórych regionach, do uznania za nieobowiązujące «formy» obrane przez wielką tradycję liturgiczną Kościoła i jego Magisterium, i do wprowadzenia innowacji nieupoważnionych i często całkowicie nieodpowiednich”1.
To samo podkreślał Benedykt XVI: „Wielu ludzi, którzy zaakceptowali postanowienia Soboru Watykańskiego Drugiego i pozostali wierni Papieżowi i Biskupom, szukało także sposobu, by zachować drogą im formę świętej liturgii. Działo się to głównie dlatego, że w wielu miejscach odprawiano liturgię nie stosując się do wskazań nowego Mszału, które rozumiano wyłącznie jako przyzwolenie na kreatywność liturgiczną – a nawet jako wymaganie takowej. To często prowadziło do trudnych do zniesienia deformacji liturgii. Mówię o tym z doświadczenia, ja sam bowiem żyłem w tym okresie, w którym obok nadziei pojawił się zamęt. Widziałem, jak całkowicie dowolne zniekształcenia powodowały głęboki ból jednostek głęboko zakorzenionych w wierze świętego Kościoła”2.
Papieże ci mówili o „nadużyciach” i „deformacji”, do czego przyczyniać się miało dążenie do „kreatywności” i „innowacji”. Sam ten eufemistyczny język pokazuje stan umysłu posoborowych pasterzy Kościoła, którzy dostrzegając profanacje i świętokradztwa, nie chcą nazwać ich po imieniu. W tej sytuacji trudno się dziwić, że ich apele i próby zmiany tej sytuacji nie mogły się powieść. Znamienne jest także, że papieże ci podkreślali przede wszystkim „cierpienie” i „ból” wierzących, tak jakby chodziło tylko o czyjeś uczucia i o nic więcej.
Rażącym dowodem na to, że to co się działo, nie było rzadkością i przypadkiem, świadczy sytuacja, jaka miała miejsce po Soborze Watykańskim II w Stanach Zjednoczonych. Frederick McManus, a więc bliski współpracownik ks. Bugniniego, Architeksta rewolucji liturgicznej”, został w 1959 r. przewodniczącym Liturgical Conference, stając się w ten sposób największym autorytetem liturgicznym w USA. Po Soborze stał się przewodniczącym Komisji Episkopatu ds. Liturgii (BCK). Był odpowiedzialny za wdrażanie reform liturgicznych w swoim kraju. Stany Zjednoczone stały się wówczas miejscem, gdzie dochodziło do największych „nadużyć liturgicznych” na świecie. Działo się to nie tylko przy biernej postawie McManusa, ale także przy jego inspiracji. Publicznie pochwalał on bowiem „twórcze eksperymentowanie” w liturgii. Efektem tego było m.in. to że wielu księży przez lata odprawiało Msze Święte przy użyciu ciastek, a nie hostii.
Msze te były oczywiście nieważne, kapłani odprawiając je popełniali grzechy ciężkie, a wierni byli pozbawieni niedzielnego uczestnictwa we Mszy i Komunii Świętej. Złożone przez nich stypendia mszalne za żywych i umarłych nigdy nie zostały zrealizowane. Do świętokradztwa została więc również dołożona także kradzież na wielką skalę, która nie została w żaden sposób rozliczona.
Paweł VI, jeśli nawet by niezwykle stanowczo potępiał liczne świętokradztwa (czego raczej nie robił, o czym świadczy fakt, że trwały latami), to i tak ponosi za nie odpowiedzialność, bo były one efektem (nawet jeśli niechcianym) reformy liturgicznej, za którą papież ten był odpowiedzialny.
Michał Krajski

1 Jan Paweł II, Ecclesia de eucharistia, par. 52.
2 Benedykt XVI, List apostolski z okazji wydania Summorum Pontyficum.

Brak komentarzy:

Toplista Tradycji Katolickiej
Powered By Blogger