O dramacie małego Alfiego Evansa, mordowanego na oczach całego świata w brytyjskim szpitalu, w majestacie prawa tego coraz bardziej faszystowskiego kraju, aż trudno pisać. Trudno także dlatego, że pokazuje on bezmiar zdziczenia tego, co kiedyś nazywano "opinią publiczną". Nie ma działań tak podłych ani w tak oczywisty sposób sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem, żeby nie znalazły gorliwych obrońców, kierujących się wyłącznie emocjami - przeważnie, niestety, emocją nienawiści. Obrońców znalazło nawet to, co brytyjskie państwo wyprawia z ciężko chorym dwulatkiem. Po prostu, skoro w obronie chłopca i jego rodziców występują katolicy, konserwatyści i przeciwnicy aborcji - to dla lewicowego establishmentu dobicie go staje się jak najbardziej słuszną misją, a jeszcze i warto na walczące o życie dziecko napluć, popisując się bonmotami o pniaku zamiast mózgu czy "nie odróżnianiu matki od lampy".