sobota, 31 października 2015

Błogosławiony Rolando Rivi, męczennik rok 1945



Rolando Rivi (9 I 1931 - 13 IV 1945) - student małego seminarium duchownego, przygotowującego adeptów do kapłaństwa. Od dzieciństwa głęboko przeżywał swoją wiarę i sakramenty. Chciał zostać księdzem, aby  "uratować jak najwięcej dusz i przystąpić do posługi misjonarskiej i zwiastować Chrystusa daleko, bardzo daleko". W seminarium żywy, otwarty, towarzyski. Niektórzy koledzy z seminarium powiedzieli, że "to był najlepszy chłopak. Nie miał złośliwości, to było czyste serce. Prawdziwego Baranka.". Przebywając w domu rodziców, znajduje radość w codziennej komunii św., medytacji, w popołudniowej wizyty przed Jezusem Eucharystycznym, wieczornym różanem razem ze swoją babcią.
W swój ostatni Wielki Piątek, całując krzyż, powtórzył swojemu wielkiemu Przyjacielowi, "Całe życie dla Ciebie, Jezu, miłości że kochasz." Gorliwie pomaga swojemu proboszczowi jako ministrant w Wielkim Tygodniu. Został zamordowany  2 tygodnie później przez włoskich komunistycznych partyzantów,  którzy wykonali swój zbrodniczy czyn  głosząc, że  "o jednego przyszłego księdza mniej". W tym czasie komuniści walczyli, nie tylko z niemieckim Wermachtem i SS, włoskimi faszystami, ale również krwawo "oczyszczają" przedpole pod rewolucję komunistyczną w Italii. Błogosławiony Rolando został zatrzymany kiedy uczył się w lesie nieopodal domu rodziców i zaprowadzony do partyzanckiej bazy. Tam z powodu noszonej sukni seminaryjnej (mimo zamknięcia seminarium w 1944 roku, nadal w niej chodzi mieszkając w domu rodziców) najpierw wyszydzany, później bity pasem po nogach, następnie klęczący i modlący się, zastrzelony 2 strzałami nad wykopanym dołem. Stało się to w piątek, we wspomnienie młodego męczennika św. Ermenegildo (+585). Jego seminaryjna sukienka została wzięta przez komunistów i powieszona na ganku pobliskiego domu  jako trofeum wojenne. 

Św, Rolando módl się za nami!
za; www.documentacatholicaomnia.eu/.../1931-1945,

Deklaracja w związku z dokumentem końcowym synodu o rodzinie

Logo-FSSPX11Dokument końcowy drugiej sesji synodu poświęconego rodzinie, opublikowany 24 października 2015 r., miast przedstawiać konsensus ojców synodalnych okazał się wyrazem kompromisu między głęboko rozbieżnymi stanowiskami. Owszem, zawiera on przypomnienia doktrynalne na temat małżeństwa i rodziny katolickiej, dają się w nim jednak również zauważyć pożałowania godne niejasności oraz pominięcia, a zwłaszcza widoczne wyłomy w dyscyplinie kościelnej, poczynione w imię relatywistycznego miłosierdzia pastoralnego. Ogólnie rzecz biorąc tekst wywołuje wrażenie chaosu, który z pewnością zostanie wykorzystany przeciw stałemu nauczaniu Kościoła.
Dlatego też uważamy za rzecz konieczną potwierdzić prawdę otrzymaną od Chrystusa odnośnie do 1º roli papieża i biskupów oraz 2º rodziny i małżeństwa. Czynimy to w tym samym duchu, który pobudził nas do skierowania przed drugą sesją tegoż synodu prośby do papieża Franciszka.

1. Rola papieża i biskupów1

Jako synowie Kościoła katolickiego wierzymy, że biskup Rzymu, następca świętego Piotra, jest Wikariuszem Chrystusa, a jednocześnie zwierzchnikiem całego Kościoła. Właściwą dlań władzą jest jurysdykcja; w stosunku doń pasterze oraz wierni Kościołów partykularnych, odrębnie lub też wspólnie zgromadzeni, również w ramach soboru, synodu czy też konferencji episkopatów, są związani obowiązkiem hierarchicznej podległości oraz prawdziwego posłuszeństwa.
Bóg ustalił ten porządek, aby Kościół Chrystusowy – zachowując z biskupem Rzymu jedność łączności duchowej i wyznając tę samą wiarę – stanowił jedną owczarnię pod wodzą jednego pasterza. Święty Kościół Boży jest w sposób boski ustanowiony jako społeczność hierarchiczna, w której władza rządzenia wiernymi pochodzi od Boga, poprzez papieża i biskupów, którzy są mu poddani2.
W chwili, gdy najwyższe Magisterium papieskie wyraziło autentyczne znaczenie prawdy objawionej, zarówno w kwestiach dogmatycznych, jak i dyscyplinarnych, nie leży w kompetencji niższych szczebli władzy i hierarchii kościelnej – takich jak konferencje episkopatu – dokonywanie w nim zmian.
Znaczenie świętych dogmatów, które ma być zachowane po wsze czasy, jest tym, które Magisterium papieża i biskupów wyłożyło raz na zawsze i od którego nigdy nie może odstąpić. Zatem duszpasterska troska Kościoła w swoim miłosierdziu winna zacząć od uleczenia nędzy ignorancji, pouczając dusze o prawdzie, która ich zbawia.
W hierarchii tak ustanowionej przez Boga, w sprawach wiary i nauczania prawdy objawione zostały powierzone apostołom i ich następcom, papieżowi oraz biskupom, jako boski depozyt, aby go wiernie strzegli i wykładali z powagą autorytetu. Depozyt ten jest zawarty, jako w swych źródłach, w księgach Pisma Świętego oraz w niepisanych tradycjach, które otrzymane przez apostołów od samego Chrystusa lub też przekazane jakby z ręki do ręki przez apostołów, podyktowane przez Ducha Świętego, dotarły do nas.
Kiedy Kościół nauczający ogłasza znaczenie tych prawd zawartych w Piśmie oraz w Tradycji, narzuca je wiernym z powagą autorytetu, aby wierzyli weń jako w rzeczy objawione przez Boga. Błędnym jest też twierdzenie, że rolą papieża i biskupów jest jedynie zatwierdzenie tego, co im podsuwa sensus fidei czy też wspólne doświadczenie Ludu Bożego.
Jak już to pisaliśmy w naszej usilnej prośbie do Ojca Świętego: „Nasze zaniepokojenie wynika stąd, że św. Pius X w encyklice Pascendi potępił takie właśnie dopasowywanie doktryny katolickiej do rzekomych potrzeb współczesności. Pius X i Wy, Ojcze Święty, otrzymaliście pełnię duchowej władzy nauczania, uświęcania i rządzenia w posłuszeństwie wobec Chrystusa, który jest Głową i Pasterzem trzody we wszystkich czasach oraz w każdym miejscu, a którego wiernym namiestnikiem na tej ziemi powinien być każdy papież. Przedmiot dogmatycznego potępienia nie może z biegiem czasu stać się dozwoloną praktyką duszpasterską”.
Z tego powodu abp Marcel Lefebvre w swej Deklaracji z 21 listopada 1974 r. napisał: „Żadna władza, nawet najwyższa w hierarchii, nie może nas zmusić do porzucenia lub umniejszenia wiary katolickiej, którą to Magisterium Kościoła jasno wykłada i wyznaje od ponad dziewiętnastu stuleci. Ale choćbyśmy my, albo anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty”3.

2. Małżeństwo i rodzina katolicka

Co się tyczy małżeństwa, to Bóg zapewnił wzrost rodzaju ludzkiego ustanawiając małżeństwo, będące trwałym i dożywotnim związkiem jednego mężczyzny i jednej kobiety4. Małżeństwo ochrzczonych jest sakramentem, gdyż Chrystus wyniósł je do tej godności; małżeństwo i rodzina są więc z ustanowienia boskiego i naturalnego.
Pierwszym celem małżeństwa jest spłodzenie i wychowanie potomstwa – żadna ludzka wola nie ma prawa ich wykluczyć poprzez czyny, które byłyby temu celowi przeciwne. Drugim celem małżeństwa jest wzajemna pomoc, jaką udzielają sobie małżonkowie, a także zaradzenie pożądliwości.
Chrystus ustanowił, że jedność małżeństwa będzie ostateczna, zarówno dla chrześcijan, jak i dla wszystkich ludzi. Jedność ta cieszy się taką nierozerwalnością, że węzeł małżeński nie może być rozwiązany ani za obopólną zgodą, ani z wyroku ludzkiego: „co więc Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza”5. W przypadku małżeństwa sakramentalnego ochrzczonych jedność i nierozerwalność wynikają również z faktu, że jest ono znakiem jedności Chrystusa ze swą Oblubienicą.
Wszystko, co ludzie mogliby ustanowić lub uczynić wbrew jedności lub nierozerwalności małżeństwa, nie odpowiada w żadnej mierze ani temu, czego wymaga natura, ani dobru społeczności ludzkiej. Co więcej, na wiernych katolikach ciąży doniosły obowiązek nie poprzestawania wyłącznie na ślubie cywilnym i nie pomijania ślubu kościelnego, nakazanego przez Kościół.
Przyjęcie Eucharystii (czyli komunii sakramentalnej) wymaga stanu łaski uświęcającej i jedności z Chrystusem przez miłość Bożą (caritas); Eucharystia wzbogaca tę miłość i oznacza jednocześnie miłość Chrystusa do Kościoła, który jest z Nim zjednoczony jako Jego jedyna Oblubienica. Dlatego też ci, który świadomie, wbrew prawom Bożym i Kościoła, żyją w związkach pozamałżeńskich (konkubinatach) lub nawet cudzołożnych, dając zły przykład braku sprawiedliwości i miłości nie mogą być dopuszczeni do komunii eucharystycznej i są uznawani są grzeszników publicznych: „kto by opuszczoną żonę pojął, cudzołoży”6.
Aby uzyskać odpuszczenie grzechów w ramach sakramentu pokuty, konieczne jest szczere postanowienie poprawy, dlatego też ci, którzy nie chcą porzucić życia w nieuregulowanych związkach, nie mogą otrzymać ważnego rozgrzeszenia7.
Zgodnie z prawem naturalnym człowiek ma prawo do korzystania ze swej seksualności tylko w ramach prawowitego małżeństwa, zachowując granice ustalone przez moralność. Z tego też powodu homoseksualizm przeciwstawia się ustanowionemu przez Boga prawu naturalnemu. Związki pozamałżeńskie, konkubinaty, cudzołóstwa, także homoseksualne, oznaczają nieuporządkowanie przeciwne wymogom Bożego prawa naturalnego, są zatem grzechami; nie można dostrzec w nich jakiegokolwiek przejawu dobra moralnego, choćby umniejszonego.
Prawo naturalne nie zna wyjątków dla obecnych błędów i ludzkiego prawodawstwa przeciwnych świętości małżeństwa i czystości obyczajów, gdyż Bóg, w swej nieskończonej mądrości, inaczej niż ludzcy ustawodawcy, dając swoje prawo przewidział wszystkie przypadki i wszystkie okoliczności. Dlatego też nie można uznać tzw. moralności sytuacyjnej, w której chce się dostosować zasady postępowania wskazane przez prawo naturalne do zmiennych okoliczności różnych kultur. Rozwiązywanie problemów w zakresie moralności nie może być pozostawione jedynie sumieniom małżonków czy też duszpasterzy; prawo naturalne narzuca się sumieniu jako zasada postępowania.
Troska Dobrego Samarytanina wobec grzesznika objawia się w miłosierdziu, które nie paktuje z grzechem – podobnie jak lekarz, który chcąc skutecznie pomóc choremu odzyskać zdrowie nie paktuje z chorobą, lecz pomaga się jej pozbyć. Nie można zrezygnować z ewangelicznego nauczania w imię subiektywistycznego duszpasterstwa, które – choćby wciąż powoływało się na to nauczanie – znosiłoby je w zależności od okoliczności. Nie można udzielić biskupom władzy zawieszania nierozerwalności małżeństwa ad casum, nie prowadząc jednocześnie do zwietrzenia nauki Ewangelii i rozbicia autorytetu Kościoła. Gdyby przyjąć tę błędną perspektywę, to wówczas to, co jest głoszone jako doktryna mogłoby być zaprzeczone w duszpasterstwie i to, co jest zabronione de iure, mogłoby być dozwolone de facto.
W panującym obecnie krańcowym zamieszaniu papież winien – stosownie do swoich obowiązków i w ustanowionych przez Chrystusa granicach – jasno i stanowczo potwierdzić prawdę katolicką quod semper, quod ubique, quod ab omnibus8 i zapobiec, aby ta powszechna prawda nie została w praktyce i w poszczególnych miejscach9 zaprzeczona.
Wedle rady Chrystusa vigilate et orate modlimy się w intencji Ojca Świętego:oremus pro pontifice nostro Francisco, i pozostajemy czujni: non tradat eum in manus inimicorum eius10, aby Bóg nie oddał go w moc nieprzyjaciół jego. Błagamy Maryję, Matkę Kościoła, aby wyjednała dla papieża łaski, które pozwolą mu być wiernym zarządcą dóbr Jej boskiego Syna.
Menzingen, 27 października 2015
+ Bernard Fellay
Przełożony generalny Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X

Źródło http://news.fsspx.pl/2015/10/deklaracja-w-zwiazku-z-dokumentem-koncowym-synodu-o-rodzinie/

  1. Sobór Trydencki, 4 sesja; I Sobór Watykański, konstytucja Dei Filius; dekret Lamentabili, nr 6. ↩
  2. Mt 16, 18–19; J 21, 15–17; konstytucja Pastor aeternus I Soboru Watykańskiego. ↩
  3. Gal 1, 8. ↩
  4. Rdz 2, 18–25. ↩
  5. Mt 19, 6. ↩
  6. Mt 19, 9. ↩
  7. Leon XIII, Arcanum divinae sapientiae; Pius XI, Casti connubii↩
  8. ‘W którą zawsze, wszędzie wszyscy (wierzyli)’, św. Wincenty z Lerynu, Commonitorium↩
  9. To znaczy w poszczególnych państwach bądź diecezjach – przyp. tłum. ↩
  10. Modlitwa pro summo Pontifice↩
Ten wpis został opublikowany w kategorii Oświadczenia i komunikaty i oznaczony tagami 

środa, 28 października 2015

Diabeł nienawidzi Mszy trydenckiej!

Data publikacji: 2014-05-04 08:17

Data aktualizacji: 2014-05-06 14:38:00
Diabeł nienawidzi Mszy trydenckiej!
By James Bradley (Flickr: IMG_4245) [CC-BY-2.0 (http://creativecommons.org/licenses/by/2.0)], via Wikimedia Commons
Chciałem odprawić Mszę trydencką bardzo poprawnie, miałem świadomość, że to jest coś wielkiego, przeczuwałem również, że rozpoczną się cierpienia i dokuczanie, nie myliłem się – mówi dla portalu PCh24.pl ks. Tomasz Połomski, wikariusz parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Józefowie, diecezja warszawsko-praska.

Pochodzi Ksiądz z niezwykłej rodziny, ma Ksiądz bowiem dwóch braci i wszyscy jesteście kapłanami. Jak kształtowało się w Księdzu umiłowanie liturgii Mszy świętej?

Moje spotkanie z liturgią Mszy św. odbyło się na poziomie rodzinnej parafii. I tak naprawdę to rodzinna parafia, kościół, jego zapach, wystrój, odprawianie Mszy św. przez proboszcza sprawiało, że bardziej i bardziej pragnąłem i poznawać i uczestniczyć. Tak wiec sposób odprawiania przez mojego proboszcza Mszy św. oraz to, że po niej nie uciekał z kościoła lecz klękał na stopniach przed tabernakulum było dla mnie bardzo ważną katechezą: ksiądz, który odprawia pobożnie i który się modli.

Kiedy pierwszy raz usłyszał Ksiądz o łacińskiej liturgii? W jakich okolicznościach? Czy były to pozytywne słowa, czy może wręcz przeciwnie? Jakie refleksje nachodziły wówczas Księdza odnośnie liturgii przedsoborowej?

O łacińskiej liturgii usłyszałem, a właściwie czytałem jeszcze przed seminarium, nie pamiętam już tytułów tych pozycji, ale to był mój pierwszy kontakt. Mój ksiądz proboszcz z rodzinnej parafii często odprawiał Msze w ornatach tzw. skrzypcowych, trzymał złączone palce, miał dłonie rozłożone na szerokość barków, zastanawiało mnie dlaczego – szukałem, czytałem. Najwięcej informacji przekazał mi mój kolega z seminarium, Paweł Wróblewski, od tamtego właściwie momentu czytałem bardziej fachową literaturę i opracowania na temat zmian soborowych, zwłaszcza w dziedzinie sakramentów i Mszy świętej. Pojawiło się pragnienie odprawiania tej Mszy.

Paweł podarował mi mszał licząc, że kiedyś przyjdzie taka chwila, że będę z niego korzystał. Tak też się stało. Po pojawieniu się dokumentu papieża Benedykta XVI Summorum pontificum, rozpocząłem naukę celebracji. Pomagał mi w tym bardzo pan Michał Barcikowski, byłem wtedy wikariuszem w Zielonce. Czytałem w Internecie, oglądałem filmy instruktażowe, dopytywałem kapłanów – ks. Grzegorza Śniadocha czy ks. Sergiusza Orzeszko. Przyszła ta wielka dla mnie chwila, kiedy po raz pierwszy odprawiłem Mszę cichą, była to sobota przed I niedzielą wielkiego postu. A potem już niedziele, święta, pierwsze piątki…

Jakie towarzyszyły Księdzu przemyślenia podczas sprawowania pierwszej Tridentiny?

Podczas odprawiania pierwszej Mszy trydenckiej byłem bardzo przejęty, wręcz zdenerwowany. Chciałem to uczynić bardzo poprawnie, miałem świadomość, że to jest coś wielkiego, przeczuwałem również, że rozpoczną się cierpienia i dokuczanie, nie myliłem się. Natomiast po Mszy św. wielkie dziękczynienie za ten dar. Świadomość, ze odprawiłem Mszę św. Jana Vianneya, św. Jana Bosko, św. Ojca Pio, że tyle pokoleń kapłanów wypowiadało te same teksty, te same ruchy i gesty, że tak wielkie rzesze wiernych wychowały się na tej Mszy św., również osiągnęły świętość. Przypomniały tu się słowa Papieża Benedykta XVI: to co dla poprzednich pokoleń było święte, również i dla nas może być święte.

A jak wyglądała formacja seminaryjna w dziedzinie liturgiki? Czy pojawiał się temat Mszy trydenckiej? Jak był nacechowany stosunek Księdza profesorów i kolegów wobec tej kwestii?

Temat Mszy trydenckiej pojawiał się w ramach zajęć, natomiast oczywiście bez żadnych ćwiczeń i pozytywnego słowa. Wręcz przeciwnie – było to niestety przedstawiane z pewną nutką kpiny albo obojętnie, jako coś przestarzałego. Pamiętam, jak jeden z profesorów określił Mszę trydencką, że jest to modlitwa księdza do szafy (tak został określony ołtarz i jego nastawa). Wszystkie te argumenty oczywiście są oklepane i nie odnoszą się do rzeczywistości. Warto przeczytać książkę ks. Grzegorza Śniadocha mówiącą na ten temat, w której rozprawia się on z licznymi mitami.

Od pewnego czasu odprawia Ksiądz regularnie – co tydzień – Mszę w nadzwyczajnej formie. W jaki sposób kształtuje się indywidualna pobożność kapłańska pod wpływem starej Mszy?

Obecnie jestem wikariuszem w parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Józefowie, jest tu przystosowany dolny kościół do celebracji Mszy w nadzwyczajnej formie. Jest ona odprawiana w każdą niedzielę i święta, także w dni powszednie we wtorki i czwartki oraz w pierwsze soboty miesiąca. Od dwóch lat jest również Triduum Sacrum. Cieszy to, że powstają w naszej diecezji nowe miejsca, placówki, gdzie ta Msza jest celebrowana. Jest Józefów, Zielonka, Wołomin (te parafie są pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej), również w Wielgolesie. Są kapłani, którzy odprawiają.

Czy ta forma ma wpływ na duchowość kapłańską? Uważam, że tak. Trzeba zapytać tych, którzy nas widzą, obserwują, bo „po owocach ich poznacie”. Ta Msza wyraża najpełniejszy obraz teologii i wiary katolickiej. Jest skarbem, perłą zakopaną, ale nadal perłą. Coraz bardziej widzimy postępujący modernizm i protestantyzację kościoła, jego judaizację. Msza trydencka jest zachowaniem czystości i nieskazitelności wiary katolickiej. Ten ryt zachowuje i strzeże przed sentymentalizmem i aktorstwem, otwiera na transcendencję, na świętość Trójjedynego Boga. I nie widzę innego sposobu, antidotum, jak powrót do tradycji. Nie tylko w postaci Mszy świętej.

Co jakiś czas pojawiają się spekulacje, że celebracja w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego zostanie ograniczona lub zakazanka. Jak Ksiądz sądzi, czy sytuacja w tej kwestii się zmieni?

Od pięciu lat odprawiam Mszę w tej formie, mogę powiedzieć, że połowa mojego kapłańskiego życia jest związana z tym rytem. Nie wiem jaka będzie przyszłość, Bóg to wie. W tej pracy nie należy się zrażać trudnościami. Padają różne argumenty. Od osób świeckich i duchownych, które są dobre i pobożne, ale nie rozumieją albo po prostu nie mają łaski zrozumienia wartości tej liturgii. Największym sposobem na przekonanie jest moja modlitwa i post podjęty w tej intencji. Te ryty to jak dwa światy. Nie do pogodzenia. Jedno jest pewne – Kościół przesiąknięty modernizmem i nowinkami, o czym mówił św. Pius X czy Pius XII, musi się zmierzyć z tymi przeciwnościami. Mamy pewność, że diabeł tej Mszy nienawidzi i zrobi wszystko, aby jej obraz zafałszować czy obrzydzić. Trzeba się modlić i pokutować, a także jak najpobożniej odprawiać nową Mszę i przez to prowadzić do starego rytu.

Bóg zapłać za rozmowę!

Rozmawiał Kajetan Rajski


Read more: http://www.pch24.pl/diabel-nienawidzi-mszy-trydenckiej-,22625,i.html#ixzz3pKHPQ9Vb

wtorek, 27 października 2015

Ojcowie synodalni wracają z wojny o małżeństwo i rodzinę

Data publikacji: 2015-10-27 08:00

Data aktualizacji: 2015-10-27 09:23:00
Ojcowie synodalni wracają z wojny o małżeństwo i rodzinę
catholicworldreport.com
Polscy biskupi jako jedni z nielicznych nie udawali, że jadą na synod wyłącznie po to, by w miłej atmosferze porozmawiać o problemach współczesnej rodziny. Jechali na wojnę. W zdecydowanych słowach zapowiadali obronę sakramentalnego małżeństwa i taką właśnie postawą wyróżniali się na synodzie. Modlili się za nich wierni w całej Polsce, a z podziwem obserwowali dziennikarze z całego świata.

- Jeśli polscy biskupi ustąpią, jeśli polski Kościół pęknie, to zawali się cały Kościół powszechny – to pierwsze słowa, które usłyszeliśmy od komentatorów zagranicznych mediów, gdy w Watykanie przedstawiliśmy się jako Polacy. Watykaniści w kuluarowych rozmowach nie ukrywali, że jeżeli doktryna o nierozerwalności małżeństwa ma pozostać niewzruszona, trzeba modlić się za powodzenie misji polskiej delegacji na synod.

Wypowiedzi polskich pasterzy potwierdzają, iż uczestniczyli oni w swoistej batalii, a nie tylko w miłych biskupich pogawędkach. Arcybiskup Hoser zapewnił na przykład, że nasza delegacja wraca z Rzymu „z tarczą” – a jest to przecież sformułowanie używane w języku wojennym. Metropolita warszawsko-praski w trakcie watykańskich obrad nie wahał się wytykać biskupom braku znajomości nauczania Kościoła na temat rodzinie, w tym nauczania Jana Pawła II.

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, arcybiskup Stanisław Gądecki, jeszcze przed synodem zwracał uwagę, że postępowe propozycje podważają sensowność aż trzech sakramentów (małżeństwa, eucharystii i pokuty). W pierwszych wypowiedziach po zakończeniu obrad metropolita poznański podkreślał wielką radość spowodowaną nieumieszczeniem tez niemieckich biskupów w dokumencie końcowym przedstawionym papieżowi. W trakcie obrad w auli Pawła VI musiał przypominać niektórym z uczestników zgromadzenia, że żaden człowiek nie może zmienić Doktryny Kościoła. Odważnie mówił także o skandalicznych próbach „protestantyzacji Komunii Świętej”.

Trzecim z delegatów polskiego episkopatu był biskup Jan Wątroba. Przewodniczący Rady ds. Rodziny dyskutując ze zwolennikami herezji fałszywego miłosierdzia stanowczo podkreślał, że nie wolno wyrywać słów Pana Jezusa z kontekstu. Gdy moderniści powoływali się na Chrystusowe „ja Ciebie nie potępiam”, biskup rzeszowski uzupełniał, że zdanie wypowiedziane przez naszego Zbawiciela kończy się jednak słowami: „ale od tej pory nie grzesz”. 

Na synodzie nie brakowało także i innych polskich biskupów, posługujących jednak na co dzień poza ojczyzną. Jednym z nich był arcybiskup Tomasz Peta z Astany w Kazachstanie. Postępowymi biskupami musiała wręcz wstrząsnąć wypowiedź, w której tenże duchowny sugerował, że na tegorocznym synodzie wyczuwalny był swąd szatana! O konieczności mówienia prawdy, nawet trudnej, wspominał niestrudzenie również arcybiskup Zbigniew Stankiewicz, metropolita Rygi.

Te zdecydowane, twarde i jasne słowa wypowiadane przez polskich pasterzy wydać się mogły wielu kościelnym dostojnikom z zachodu Europy, przyzwyczajonym do śliskiej polit-poprawnej nowomowy, gromem z jasnego nieba. Jeżeli w dokumencie końcowym synodu nie znalazły się zapisy wprost mówiące o zerwaniu z odwieczną doktryną Kościoła, pozostaje to w ogromnej mierze sukcesem polskich biskupów.

Ostateczne słowo należy oczywiście do Ojca Świętego. Otaczając go modlitewną opieką, pamiętajmy także o modlitwie dziękczynnej za polskich biskupów.
Toplista Tradycji Katolickiej
Powered By Blogger