Msza Święta jest sercem naszej wiary,
ale trzeba też powiedzieć: Bóg jest sercem naszej wiary. Bóg i
Jego obecność, działanie, nauczanie. Jego Ciało i Krew oraz Jego
Słowo.
W konsekwencji, jeśli Msza Święta
będzie dla nas jedynym celem, jakby pojedynczym wydarzeniem raz w
tygodniu, i oderwiemy ją od jej głębokiego sensu, jakim jest
Ofiara Chrystusa obecna na ołtarzu, Ofiara, która ma przekształcić
nasze serce w duchu Ewangelii, to nie będziemy tak naprawdę
katolikami. Nie można „pokroić” katolickości na części,
powiedzieć sobie – ja walczę o Mszę, wszystko inne jest
drugorzędne. Katolickość musi być w nas na wskroś naszego serca.
Jeśli nasze serce nie nawraca się codziennie do Boga, to marnujemy
dar Boży, jakim jest Jego Ofiara, Ofiara bezkrwawa, to prawda,
obecna na ołtarzach, ale to przecież odnowienie Ofiary Krzyża,
gdzie Chrystus tyle cierpiał za nasze grzechy. W całej walce o Mszę
nie powinniśmy zapominać o naszym osobistym obowiązku uświęcenia,
o naszym osobistym przylgnięciu do Chrystusa, o naszej całkiem
intymnej odpowiedzialności. Z tego życia wewnętrznego, karmionego
codzienną modlitwą, codzienną walką z wadami i
niedoskonałościami, powinna wypływać nasza walka o Mszę. Bo ona
jest źródłem, z którego powinniśmy czerpać.
O to wszystko warto prosić Niepokalane
Serce Maryi... Ona jedna najpełniej pojęła Boże Tajemnice, Ona
jest Królową Kościoła, Królową Aniołów i Świętych, Ona jest
Pośredniczką wszelkich łask, również łaski uświęcenia i
nawrócenia, a to jest owoc Kalwarii i owoc Mszy świętej. Nie ma
katolika bez codziennego nawrócenia, nie ma walki o społeczne
panowanie Chrystusa bez tej podstawowej walki o własną duszę, jak
pisał abp Lefebvre, cytując dom Chautarda i jego piękną książkę
„Życie wewnętrzne duszą apostolstwa”. Bez życia wewnętrznego
będziemy jedynie nosić piękne mundury katolików, ale z
rzeczywistą walką niewiele będziemy mieli wspólnego. Mamy być
solą ziemi i światłem świata. Światłem, nie tlącym się
ogarkiem, solą, która leży na ziemi tego świata i nie jest
zwietrzała, jak mówi Pan, ale istotnie słona, czyli pełna cnót,
i to nie jednej cnoty, jaką jest umiłowanie Prawdy, ale wielu cnót.
To zadanie na całe życie... zadanie,
które wypełnimy ufnie oddając się Bogu i nie marnując
nadprzyrodzonej siły i światła, pochodzących z ołtarza. Mamy
należeć do Chrystusa, upodobnić się do Niego i jego świętych, i
iść przez ten świat z prostotą, mówiąc, ale przede wszystkim
życiem świadcząc, że droga Ewangelii jest nie tylko prawdziwa,
ale i możliwa. Daleko nam do wielkich świętych. Bądźmy więc
świętymi na miarę, jaką przeznaczył nam Bóg. Ale nie mniej. I
nie zasłaniajmy się faktem, że znamy Prawdę katolicką, jedyną.
To dla nas stanowi jeszcze większy obowiązek. Jeszcze większą
odpowiedzialność.