27 lutego 2015,
Od samego początku był Ksiądz jednym z najbliższych współpracowników abp. Lefebvre’a. Ja sam poznałem Księdza, gdy przyjechał Ksiądz głosić rekolekcje kapłańskie w Ecône i nauczył mnie doceniać ducha stanowiska naszego Bractwa. Jaka była idea kapłaństwa abp. Lefebvre’a, czym było dla niego kapłaństwo?Po pierwsze nie powiedziałbym, że byłem „bliskim współpracownikiem” abp. Lefebvre’a. To prawda, że znałem go praktycznie od samego początku istnienia Bractwa, odkąd wstąpiłem do seminarium w Ecône we wrześniu 1970 r., a więc w roku, w którym seminarium zostało otwarte. Później pozostawałem z nim w kontakcie, ponieważ regularnie kilka razy w roku odwiedzał Rzym, ale także dlatego, że chciał być dobrze zorientowany w tym, co dzieje się w Wiecznym Mieście. To wszystko.
Mówić o abp Lefebvrze i o kapłaństwie to właściwie mówić o tym samym. Arcybiskup był nie tylko przykładem pełni kapłaństwa, ale był również, jak napisano, „doktorem” lub „mistrzem” kapłaństwa. Tak wiele kazań, konferencji, tak wiele rekolekcji! Prawdziwie kochał kapłaństwo i uznawał je za wielki dar Boży.
Dobrze wiemy, że Arcybiskup nie mógł mówić o kapłaństwie, nie mówiąc o Mszy św. Lubił powtarzać: „Nie ma Mszy bez kapłana i nie ma kapłana bez Mszy”. Msza św., ponieważ jest uobecnieniem na ołtarzu Ofiary naszego Pana, jest dziełem Odkupienia wciąż ponawianym, w każdym czasie, nawet dzisiaj. A „Odkupienie” oznacza zbawienie – zbawienie dusz, zbawienie świata.
Nasz założyciel, wielki misjonarz, mówił, że Msza święta i piękna liturgia są w swej istocie misyjne. Msza święta jest największym skarbem Kościoła. Jeśli traci swój sens, to wszystko jest stracone. W Kościele wszystko zaczęło się rozpadać, kiedy sens Mszy został utracony, do czego doszło na skutek reformy liturgicznej.
Prawdziwa reforma liturgiczna powinna ponownie odnaleźć prawdziwy sens Mszy św. oraz nieskończone bogactwo liturgii. Sukces wszystkich dzieł abp. Lefebvre’a tkwi właśnie w tym.
Często widzimy, że obecny kryzys w Kościele jest tak naprawdę przede wszystkim kryzysem „ludzi Kościoła”, a szczególnie jego kapłanów. Niektórzy z nich są zdezorientowani, inni zbyt „oryginalni”, wielu jest „pospolitych”, omal że przygniecionych przyziemnym sposobem widzenia rzeczywistości; jednym słowem, są oni „światowi”. Jakie są główne bolączki obecnego kryzysu kapłaństwa?
Głównym powodem kryzysu kapłaństwa jest utrata kapłańskiej tożsamości. Wielu księży nie wie, kim są ani dlaczego są kapłanami. To konsekwencja faktu, że nie wiedzą, czym jest Msza św.
Każdy, kto choć trochę zna tajemnicę ołtarza, rozumie wielkość i znaczenie kapłaństwa. Podczas ceremonii święceń pontyfikał – a przynajmniej tradycyjny pontyfikał – bardzo jasno poucza biskupa, że „kapłan jest ustanawiany w celu odprawiania Mszy św. za żywych i umarłych”.
Pamiętam, jak któregoś dnia przed spotkaniem zaprzyjaźnionych księży zapytałem pewnego zakonnika, czego ci kapłani potrzebują. Jego odpowiedź była natychmiastowa: „Niech im ksiądz wytłumaczy co to jest kapłaństwo, bo oni tego nie wiedzą”. To wydarzenie uderzyło mnie, a zarazem uświadomiło, że ci księża – i to nie jest ich wina – zostali pozbawieni prawdziwej formacji kapłańskiej.
Zna Ksiądz książkę La sainteté sacerdotale (‘Kapłańska świętość’, wyd. Clovis 2008 – przyp. tłum.), napisaną przy użyciu cytatów ze słów abp. Lefebvre’a. Wielu duchownych ją czytało, a jeden z biskupów, który został wyświęcony w latach 70., zwierzając mi się z wielkim smutkiem, zapytał: „Ale czemu nikt nam tego nie wytłumaczył?”.
W pracy duszpasterskiej młodzi kapłani są niekiedy bardzo nieroztropni. Są bardzo „młodzi”, a czasem po prostu brakuje im wskazówek, jednak często szukają ich w Tradycji. Na co możemy liczyć ze strony młodego duchowieństwa?
Nie byłbym zbyt surowy dla młodych księży interesujących się Tradycją. Wielu z nich studiuje i czyta dobre książki; swoją posługę wykonują dosyć dobrze – robią, co mogą. Inni mogliby zrobić dużo więcej. Ich niedostatkiem nie jest brak wielkoduszności, ale brak formacji. Oni po prostu nie znają wszystkich niezbędnych środków potrzebnych do pozyskania jak największej liczby dusz. W seminarium uczono ich, że pierwszym narzędziem uświęcenia jest oddanie się apostolatowi, co nawet stwierdza kodeks prawa kanonicznego z 1983 r. Brakuje im jednak prawdziwego życia duchowego, którego potrzebują, aby móc to zrobić. Według Tradycji i całego Magisterium kapłan jest przede wszystkim człowiekiem modlitwy, co bardzo dobrze wyraża kodeks z 1917 r.; apostolat jest na drugim miejscu.
Apostolstwo bez modlitwy jest niczym „wiatrak” – wiele wysiłku, wielki ferwor, ale brak prawdziwych owoców. Pius X w swojej adhortacji apostolskiej Haerent animo bardzo dobrze to wyjaśnił. Coraz więcej kleryków i młodych księży na całym świecie interesuje się Tradycją. Jestem przekonany, że jeśli Pan Bóg ich do tego natchnął i na to pozwolił, to niewątpliwie jako przygotowanie do ich powrotu do Tradycji.
Przykład zgromadzenia franciszkanów Niepokalanej rozbudził nadzieje. Jego członkowie często byli oskarżani o „kryptolefebryzm”. A jednak ich poglądy dotyczące Mszy, soboru i sytuacji Kościoła bardzo różnią się od naszych. Co Ksiądz o tym sądzi?
Wydaje mi się, że tym, co ze strony zakonów spotyka się z największym brakiem akceptacji czy tolerancji, nie jest kwestia Mszy św. lub soboru, ale tradycyjnego życia zakonnego, jakie przez stulecia prowadziły wszystkie zgromadzenia.
Widać to wyraźnie, gdy czyta się wywiady oraz teksty autorstwa osób odpowiedzialnych za życie zakonne lub odpowiedzialnych za ten rok [2015] jako jemu poświęcony. Zdaje się, że dla nich jedynym prawdziwym problemem jest nadmierne przywiązanie i wierność wobec dawnych form życia zakonnego, co hamuje prawdziwą reformę. Ci innowatorzy zdają się nie troszczyć o osobiste uświęcenie, szacunek dla złożonych ślubów, życie modlitewne i umartwienie, które są fundamentem poważnie traktowanego życia religijnego.
Co do franciszkanów Niepokalanej, to fakt, że docenili wspierające tradycyjną Mszę św. motu proprio papieża Benedykta XVI i że publikowali teksty dotyczące rangi nauczania II Soboru Watykańskiego, był z pewnością pretekstem do uderzenia w nich. Ostatecznie tym, co nie mogło zostać zaakceptowane, było ich wzorowe życie zakonne oraz powaga i wierność, z jaką traktowali własną regułę, będące wyrzutem sumienia dla członków innych zakonów, zwłaszcza synów św. Franciszka. Być może były pewne trudności z kierunkiem, w jakim to szło – nie wiem; tak mówią. Jednak które zgromadzenie zakonne nie przeżywa trudności? To ludzkie. Ale w takich wypadkach władza koryguje, a nie niszczy!
Franciszkanie Niepokalanej są rodzajem ostatecznego dowodu na niepowodzenie reform soborowych. Ten zakon, żyjący w rzeczywistym ubóstwie, prowadzący intensywne życie modlitewne i praktykujący prawdziwą pokutę był przeciwieństwem reform ukierunkowanych raczej na życie łatwiejsze i bardziej otwarte na świat. Co więcej, mieli powołania, a było ich coraz więcej, gdy okazali pewną sympatię względem tradycyjnej Mszy św.
Ten, kto porzuca Tradycję, jałowieje, a kto do niej powraca, staje się płodny. Nasz Pan powiedział, że drzewo poznaje się po owocach. Ale zamiast dostrzec w tych zakonnikach znak dany przez Opatrzność dla zażegnania kryzysu życia zakonnego, woleli ich zniszczyć… jak Pan Jezus powiedział w Ewangelii: [jest to podobne do tego] jak Żydzi w Starym Testamencie zabijali prawdziwych proroków, którzy wzywali ich do powrotu na właściwą drogę.
Co najmniej tyle można powiedzieć, że ci, którzy od wewnątrz pracowali przy ich niszczeniu, współpracowali w dziele szatańskim.
Niemniej jednak jest coś nieobliczalnego w umieszczeniu ich pod kontrolą kuratora, a następnie czystce – czy może powiedzmy: prześladowaniu – gdy jednocześnie, przynajmniej na pozór, panujący w Kościele ton to, jak się wydaje, tylko otwartość i miłosierdzie. Jak by to Ksiądz skomentował?
Nie śledziłem tych wydarzeń od samego początku, ale jest dla mnie oczywiste, że surowość zastosowanych środków i wykorzystanych metod była daleka od wyrozumiałości i miłosierdzia – nawet jeśli sądzić, że były tam błędy – ale również daleka od szacunku dla osób, tak mocno akcentowanego przez sobór i kodeks prawa kanonicznego z 1983 r.
Niestety, w przypadku Kongregacji ds. Zakonów stosowanie podobnych metod nie jest niczym wyjątkowym. Jest mnóstwo innych spraw, które, gdyby wierni o nich usłyszeli, mogłoby sprowokować prawdziwy skandal i przynieść wstyd „ludziom Kościoła” używającym swojej władzy wbrew wszelkiej sprawiedliwości.
Jeśli chodzi o to, co dotyczy zakonnic, to przecieki dotyczące raportu po prostu mnie zgorszyły – raport mówi bowiem, że „siostry za dużo się modlą i za dużo pokutują” i że siostry klauzurowe są „zbyt zamknięte”, że pilnie potrzebują „programu reedukacji zgodnego z kryteriami II Soboru Watykańskiego”. Klasztory przymusowej reedukacji: czy tak ma wyglądać życie zakonne?
Nie umiem powiedzieć niczego więcej w tej sprawie. Mogę tylko stwierdzić, że od lat życie zakonne, zwłaszcza życie kontemplacyjne, jest niedoceniane. Wielu biskupów wywiera presję na klasztory kontemplacyjne, aby „bardziej się otworzyły”, aby przyjmowały grupy, grupy szkolne, grupy modlitewne, aby słuchały wiernych itd. Przez lata, nawet przed soborem, życie małżeńskie było wywyższane kosztem pogardzanego, przynajmniej w sposób dorozumiany, dziewictwa konsekrowanego; w rzeczywistości życie konsekrowane jest lepsze od małżeństwa.
Według nowinkarzy mężczyzna i kobieta są przeznaczeni do tego, aby w pełni zrealizować się w życiu małżeńskim. Jakby dziewictwo konsekrowane było przeszkodą w tym, by w pełni stać się mężczyzną lub kobietą! To jest absurdalne! W końcu to podejście zniszczyło nie tylko życie konsekrowane, ale również samo małżeństwo – takie, jakim chciał je Bóg. Nie wiemy, co rok życia konsekrowanego przyniesie zakonom kontemplacyjnym, ale istnieją poważne powody do obaw. Te klasztory naprawdę są latarniami morskimi i piorunochronami Kościoła. Niszcząc je, można pogrążyć Kościół.
Zmieńmy temat. Przez ostatnie trzy lata obserwowaliśmy początki działalności przedseminarium w Albano. Odważni młodzi ludzie wstąpili do niego; niektórzy z nich zdecydowali się pójść do seminarium. Czy może Ksiądz powiedzieć kilka słów o początkowej formacji powołań?
Nawet jeśli liczba Bożych dróg jest nieskończona, to zwykle naturalną kolebką powołań jest katolicka rodzina, a później przykład prawdziwych i świętych kapłanów w parafii. Służba liturgiczna – ministrantura – odgrywa decydującą rolę, przybliżając przepełnionych szacunkiem młodych chłopców do ołtarza. Tradycyjna liturgia daje poczucie tajemnicy i sacrum, które dziś dla wielu ludzi już nie istnieją. Ideałem katolickiej rodziny była duża rodzina, zawsze uważana za chwałę dla Kościoła. Zatem duże rodziny są zwykle źródłem wielu powołań, w Bractwie jest wiele tego rodzaju przykładów. Ktoś mógłby zapytać, skąd ten związek pomiędzy dużymi rodzinami i powołaniami?
Duża rodzina wymaga od rodziców ducha ofiarności i poświęcenia, a od dzieci zdolności do dzielenia się, do wyrzeczenia. Nie mogą żyć jako egoiści; starsze pomagają młodszym. Czy istnieje lepszy sposób, aby wychować dziecko w duchu ofiary i służby?
Powołanie jest przede wszystkim odpowiedzią na Boże wezwanie do poświęcenia siebie, do zostawienia wszystkiego i podążania za Panem Jezusem. Ten, kto nie jest zdolny do poświęcenia, będzie mieć trudności z odpowiedzią na Jego wezwanie. Poza tym życie seminaryjne jest życiem uregulowanym i wspólnotowym. Jeśli ktoś nie jest do takiego życia zdolny, to realizacja powołania może być dla niego bardzo trudna, niemal niemożliwa.
Właśnie dlatego Bractwo otwiera coraz więcej przedseminariów: aby sprawdzić i umocnić powołania, ale również by wdrożyć przyszłych seminarzystów do uregulowanego i wspólnotowego życia.
Bóg jest nieprześcigniony w czynieniu dobra. Co można powiedzieć młodym ludziom rozeznającym swoje powołanie?
Jak mawiał abp Lefebvre: „Włochy to kraj powołań”. Podzielam to zdanie, i to z wielu powodów. Przede wszystkim powołanie jest dziełem Boga.
Wielu spośród tych młodych ludzi nie pochodzi ze środowisk tradycjonalistycznych. Do seminarium prowadzą bardzo różne ścieżki. Bóg dokonuje prawdziwych cudów! Życie kapłańskie jest najpiękniejszym, jakie tylko może istnieć na tej ziemi. To jest życie, które może dać pełną satysfakcję. Co jest piękniejszego i większego ponad to, że można każdego dnia sprawować Najświętszą Ofiarę, a tym samym – przez sakramenty i przepowiadanie – być narzędziem zbawienia i uświęcenia dusz? Rzeczywiście, nikt nie jest tego godny, nikt nie może sobie rościć do tego pretensji. To jest naprawdę wezwanie od Boga, wezwanie od Pana Jezusa.
Jeśli spojrzeć na ostatnie wydarzenia w Kościele, na nadzwyczajny synod, na niefortunne wypowiedzi niektórych biskupów, to niekiedy można poczuć, tak po ludzku, zakłopotanie, dezorientację, gorycz. Ale z upływem czasu widać działanie Bożej Opatrzności.
Te dwa tygodnie, podczas których obradował synod, były dniami dla Kościoła dramatycznymi; dniami mrocznymi i pełnymi bólu, kiedy Kościół został upokorzony przed całym światem. Widzieliśmy następców Apostołów nie tylko podających w wątpliwość nauki naszego Pana, ale również wyraźnie sprzeciwiających się Ewangelii. To nie są skomplikowane kwestie doktrynalne, ale jasne i proste nauczanie, które każdy może zrozumieć. Pewne aspekty odnoszące się do prawa naturalnego możemy poznać i przyjąć za pomocą samego tylko rozumu. W rzeczywistości wielu ludzi, nawet niepraktykujących, było zaskoczonych przebiegiem synodu.
Bóg jest ponad wydarzeniami na tym padole łez; jest On ponad zdradą tak wielu ludzi Kościoła. Bez względu na to, co się dzieje, nikt nie może Go powstrzymać od okazywania dobra ludziom, a On nawet ze zła może wyprowadzić dobro.
Z drugiej strony synod był okazją dla kilku odważnych biskupów, by powstać i zjednoczyć się w obronie zdrowej doktryny. Było to dla mnie wielką pociechą. Ich przykład stanowił olbrzymią zachętą dla wielu wciąż prawomyślnych katolików, cierpiących z powodu pewnych odchyleń, nawet jeśli tego publicznie nie okazują.
Kolejnym bardzo pozytywnym aspektem jest to, że mogliśmy zobaczyć, iż wielu dobrych ludzi, zwłaszcza młodych, poszukuje prawdy i autentycznego chrześcijańskiego życia. Im trudniejsza wydaje się sytuacja, tym lepiej widać, jak coraz więcej tych dusz poszukuje prawdziwej nauki. Tradycja jest dla nich latarnią morską.
Jest Ksiądz osobiście zaangażowany w misję w Indiach, gdzie zresztą teraz przebywa, a nasza rozmowa jest prowadzona za pomocą poczty elektronicznej. Jakie są Indie, jakie nadzieje towarzyszą Kościołowi na tym wielkim subkontynencie?
Indie są ogromne, liczą 1,3 mld mieszkańców, z których katolicy stanowią zaledwie 1,5%. Patrząc czysto po ludzku i biorąc pod uwagę dzisiejszy stan Kościoła, łatwo można byłoby stracić nadzieję – wśród tutejszych duchownych, jak prawie wszędzie na świecie, obecny jest modernizm, więc brakuje im zapału misyjnego. Szkoda tym bardziej, że Hindusów charakteryzuje wrodzona naturalna religijność, co sprawia, że łatwo tu o nawrócenia. Co więcej, ubóstwo (co nie znaczy nędza, nawet jeśli ona istnieje) sprzyja wierze. Widzimy w naszych krajach, jak bogactwo i dobrobyt sprzyjają nie wierze, ale jej porzucaniu.
Jak wygląda życie zakonne naszych sióstr w Indiach? Jak wygląda ich misja, ich dzień? Co robi na Księdzu największe wrażenie, gdy chodzi o życie poświęcone Bogu i bliźnim?
W tak bardzo pogańskim świecie dobrze jest ujrzeć dzieło prawdziwie katolickie. Ten sierociniec prowadzony przez siostry Najświętszego Serca znajduje się daleko na południu Indii, dziesięć minut od przeoratu naszego Bractwa (przeorat pw. Trójcy Przenajświętszej w Palayamkottai – przyp. tłum.). Mieszkają tam trzy siostry profeski, dwie nowicjuszki, postulantka, trzy wolontariuszki, 50 dziewcząt, 12 osób starszych lub niepełnosprawnych, a także pracownicy zajmujący się kuchnią, utrzymujący porządek i doglądający pięciu krów oraz cieląt. W sumie około 80 osób znajduje się pod całkowitą opieką sióstr, będąc nie tylko utrzymywanych przez nie, ale także leczonych, bo nie ma tam opieki zdrowotnej. Siostry dbają również o edukację dziewcząt i w ogóle o obsługę całego ośrodka. Nie otrzymują żadnej pomocy rządowej – ta praca jest całkowicie w rękach Bożej Opatrzności. Jest to nieprzerwanie trwający cud, który zawdzięczamy hojności naszych przyjaciół, dobroczyńców i czytelników naszych stron internetowych.
Jednak najbardziej budującym aspektem jest życie codzienne sióstr i ich podopiecznych, wypełnione nie tylko aktami miłosierdzia, ale także modlitwą – modlitwą, w której wszyscy mieszkańcy mają udział; jest to zwłaszcza Msza św. i codzienny różaniec. Dziewczęta i staruszkowie tam mieszkający są tym bardziej zadziwiający, że nie zawsze są katolikami; zostali przyjęci przez siostry bardziej ze względu na stan zdrowia niż z powodu problemów moralnych czy społecznych. Obecnie kilku pensjonariuszy wciąż wyznaje hinduizm, ale powinien Ksiądz zobaczyć jak się modlą i jak uczestniczą we Mszy św. Prawie wszyscy w końcu proszą o chrzest.
Życie tych sióstr jest przykładem dla wszystkich: to duchowa i materialna siła napędowa tego domu.
Dziękuję za te wszystkie refleksje, którymi Ksiądz się z nami podzielił.
Rozmawiał ks. Maksymilian Sbicego FSSPX.
za: http://news.fsspx.pl/