środa, 25 czerwca 2008

23 czerwca 2008, ilgiornale.it



Ultimatum Watykanu w stosunku do buntowników

Lefebvre'a:

pokój, jeśli zaakceptujecie Sobór

Andrea Tornielli

W stosunkach między Stolicą Apostolską a lefebrystami zaczęła się tendencja do powrotu: po najbliższym 28 czerwca Bractwo Świętego Piusa X, stworzone przez francuskiego arcybiskupa z powodu posoborowej reformy liturgii, będzie w istocie musiało przyjąć pięć warunków zaproponowanych przez Watykan, jeśli zechce wrócić do pełnej jedności z Rzymem. Kilka dni temu przełożony lefebrystów, biskup Bernard Fellay, spotkał się z kardynałem Darío Castrillónem Hoyosem, przewodniczącym Komisji «Ecclesia Dei», zajmującym się z ramienia Benedykta XVI negocjacjami z grupą tradycjonalistów. Fellay, który w przeszłości napisał do Papieża z prośbą o odwołanie ekskomuniki nałożonej w 1988 roku przez Jana Pawła II na Lefebvre'a i czterech nowych biskupów, których on konsekrował bez zgody Stolicy Apostolskiej (wśród których był i sam Fellay), otrzymał list z pięcioma warunkami wyznaczonymi przez kardynała i będzie o nich rozmawiać podczas najbliższej kapituły Bractwa, która się odbędzie pod koniec miesiąca.

Jeszcze nigdy tak, jak w tej chwili, negocjacje zbliżyły się do zgody, która uleczyłaby mini-schizmę stworzoną przed dwudziestoma laty, pozwalając na pełen powrót lefebrystów do jedności katolickiej. Między punktami, których podpisania Stolica Apostolska wymaga, jest, według naszych informacji, przyjęcie Soboru Watykańskiego II i zadeklarowanie, że msza odprawiana zgodnie z reformowaną liturgią jest w pełni ważna: dwa warunki, pod którymi w 1988 arcybiskup Lefebvre się podpisał w obecności Józefa Ratzingera, wówczas kardynała. Watykan ze swojej strony oferuje tradycjonalistycznej grupie status kanoniczny podobny do tego, który posiada Opus Dei, to znaczy «prałatury», który pozwoliłby Bractwu na prowadzenie dalej swej działalności i kształcenie swoich seminarzystów.

Pochód w stronę zbliżenia zaczął się w 2000, kiedy lefebryści odbyli pielgrzymkę jubileuszową do Rzymu. Nastąpiła po niej króciutka audiencja udzielona przez Papieża Wojtyłę biskupowi Fellayowi, oraz początek długich i żmudnych negocjacji z kardynałem Castrillónem. Wiele spraw jednak się od tej pory zmieniło. Llefebryści prosili, zanim poczynią jakieś kroki w stronę zgody, o uwolnienie dawnego przedsoborowego mszału, którego już nie używano po liturgicznej reformie. Nowy Papież Benedykt XVI, szczególnie wrażliwy w tej sprawie, rok temu opublikował Motu proprio ogłaszające pełne współistnienie dawnej Mszy w każdej parafii, w istocie uniemożliwiając biskupowi zabronienia jej. Realizacja nowych postanowień papieskich nie jest prosta, pojawiły się punkty oporu - niektóre bardzo głośne, trzeba zauważyć – ale bez wątpienia ogłaszając istnienie rytu rzymskiego nadzwyczajnego (dawnego) oraz zwyczajnego (zreformowanego), Papież pozwolił w całym Kościele i to bez wyjątku na celebracje trydenckie. Poza tym, Ratzinger wprowadził na nowo krzyż na środek ołtarza, zaczął udzielać Komunii klęczącym wiernym, zakłada stare szaty liturgiczne: to wszystko sygnały, które mają podkreślać kontynuację tradycji.

Są to warunki bardzo sprzyjającego powrotowi do pełnej jedności, które bez wątpienia już się nie powtórzą. Wielu wiernych, teraz, kiedy otrzymali zgodę na Mszę w dawnym rycie, nie rozumie dlaczego Bractwo nie zawrze ostatecznie pokoju z Rzymem. Lefebryści zdali sobie sprawę z tego, co się dzieje, nawet jeżeli Fellay ma pewne wewnętrzne opory. Wybór jest między zgodą i powrotem do pełnej jedności ze Stolicą Apostoską, a pozostaniem małym oddzielonym ciałem, z ryzykiem stania się sekciarską grupką bez znaczenia.


________________________________________________________

KOMENTARZ KATOLIKA TRADYCJI:

Jak wiadomo, nie habit czyni mnicha. Jest rzeczą z pewnością dobrą i godną pochwały, że na papieskich mszach na ołtarzu stoi krzyż - rzecz tyleż znacząca, co po prostu zgodna z prawem. Stare paramenty kościelne cieszą oczy, a uwolnienie Mszy to położenie kresu jakże długiemu i niesprawiedliwemu wygnaniu z życia Kościoła powszechnego liturgii, która była źródłem pobożności dla wielu świętych.

Tym niemniej jedna jaskółka wiosny nie czyni. Lex orandi, lex credendi - prawo modlitwy jest prawem wiary i tym bardziej odwrotnie. Zmiany soborowe nie dotyczą jedynie liturgii, chociaż liturgia, będąca domeną działania w Kościele, wyraża w jaskrawy to, co stało się w domenie myśli. A tam właśnie nastąpił wielki przewrót, który sprawił, że Kościół przesiąknęły liberalne, dwuznaczne, a nawet wprost modernistyczne tezy.

Powrót do normalności odbywać się będzie etapami - zaczęło się od liturgii i nie może się na niej skończyć. Należałoby się uważnie przyjrzeć pewnym soborowym dokumentom, ale i całemu kierunkowi, w którym ostatnio prowadzą Kościół najwyżsi Pasterze Rzymu! Kolegializm, ekumenizm, wolność religijna, dążenie do oderwania Kościoła od życia narodów, to wszystko pojęcia nic nie mające wspólnego z Tradycją Kościoła. Mówienie o ciągłości Tradycji jest zatem grubym nieporozumieniem. Papież, który spotyka się z Żydami, przyznając im rację, niewiele ma wspólnego ze swoimi świętymi poprzednikami...

Broniąc Wiary Apostołów, Bractwo jest w całkowitej jedności z katolickim Rzymem, który zresztą nigdy nie rzuciłby ekskomuniki na żadnego z jego członków. Sprotestantyzowanej mszy odpowiada sprotestantyzowany Kościół... walka dopiero się zaczęła. Jeszcze wiele czasu upłynie, zapewne, zanim wiatr w Rzymie zmieni na dobre kierunek i kiedy tradycyjna Msza nie będzie już postrzegana jako estetyczny czy nostalgiczny wybór, ale po prostu jako pragnienie katolickich dusz, chcących wyznawać jak najdoskonalej nieskażoną Wiarę.

Oby Niepokalana Dziewica, która miażdży wszelkie herezje, prowadziła małe stadko Tradycji w wierności depozytowi Wiary. Bo, jak mówił święty Paweł, gdyby nawet Anioł z Nieba miał głosić inną Ewangelię, niech będzie wyklęty!

niedziela, 22 czerwca 2008

14 letnia Agata zabiła swe dziecko. I co? I nic!



W ostatni wtorek, 17 czerwca, portale internetowe podały, że 14 letnia matka dokonała aborcji na swym dziecku, zaprowadzona tam za rączkę przez swoją matkę.
Sprawa ta stała się ponownie katalizatorem postaw pro- i anty- aborcyjnych. Jeszcze raz okazało się, że "pozbyć się problemu" można przez nóż i skalpel. Przed łyżkę ginekologiczną i odsysacz szczątków dzieciątka. Tak jakby nie było ośrodków adopcyjnych i bezdzietnych małżeństw. Kobiety najpierw cudzołożą, następnie zabijają, później przeżywają syndrom poaborcyjny, a koniec końców zobaczą swe dzieciątka na Sadzie Ostatecznym, kiedy staną się przedmiotem oskarżenia. A wystarczy tylko żyć moralnie, by tego uniknąć. Tyle dygresji nad kondycją moralną jednostki. Teraz wyjaśnię tytuł. Walka o dziecko Agaty rozegrała się w zasadzie między aktywistami za i przeciw. Odnoszę wrażenie, że społeczeństwu jest to wszystko obojętnie. Przeżywa totalny "Tusko-luz" czyli czas bogacenia się, konsumowania, brania kredytów, permanentnej rozrywki, tudzież innych przyjemności. Obiecanego wyborczego cudu nie ma i nie będzie, ale kompromis religijny, który zapewniają partie PO-PIS, trwa. Pozwala on nie myśleć o własnych wyborach moralnych i wiecznych konsekwencjach naszych czynów. Bo i po co?

19 VI 2008, Z Gdańska, miasta, gdzie Agata zabiła swoje dziecko
Piotr Błaszkowski
Toplista Tradycji Katolickiej
Powered By Blogger