sobota, 15 lipca 2023
I Rate Catholic Church Architecture
Which Church would you most like to visit? 👀
Churches mentioned:
- St John Cantius Church, Chicago
- Christ The King Cathedral, Liverpool
- Christ The Redeemer, Sudbury
- Sedlec Ossuary, Czech Republic
- Christ Cathedral, California
- Heddal Stave Church, Norway
- Basilica of St Stephen In The Round, Rome
czwartek, 13 lipca 2023
środa, 12 lipca 2023
"Aktualne trendy pontyfikatu papieża Franciszka" - Wywiad z przełożonym generalnym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, ks. Dawidem Pagliaranim FSSPX,
Czcigodny Księże Przełożony, niedawno przypadała 10. rocznica wyboru papieża Franciszka na Stolicę Piotrową. Co, w opinii Księdza, stanowiło najważniejsze wydarzenie tych kilku ostatnich lat?
Trudno nie zauważyć, że po jego dwóch głównych oraz nowatorskich ideach: miłosierdzia, rozumianego jako „powszechna amnestia”, oraz nowej moralności, opartej na szacunku do Ziemi jako „wspólnego domu całej ludzkości”, ostatnie lata były zdominowane przez ideę synodalności. Nie jest to zupełnie nowa idea1, jednak papież Franciszek uczynił ją osią swojego pontyfikatu.
Idea ta jest tak wszechobecna, że wielu ludzi przestało się nią zbytnio interesować, choć stanowi ona kwintesencję dojrzałego i pełnego modernizmu. Z punktu widzenia eklezjologii rewolucja synodalna ma wywrzeć na Kościół poważny wpływ i dogłębnie przeobrazić jego hierarchiczną strukturę, jego funkcjonowanie, a przede wszystkim nauczanie wiary.
Dlaczego ludzie stali stracili zainteresowanie synodalnością?
Być może była ona postrzegana jako problem wyłącznie krajów niemieckojęzycznych lub też – zachowując wszystkie proporcje – jako problem zasadniczo belgijski, a świadomość jego uniwersalnego wymiaru z czasem zanikła. Jest pewne, że Niemcy odgrywali szczególną rolę w procesie synodalnym, jednak sam problem dotyczy Rzymu – a więc jest powszechny, dotyczy Kościoła katolickiego jako całości.
Jak zdefiniowałby Ksiądz proces synodalny?
Przede wszystkim ten proces jest raczej konkretną rzeczywistością niż wcześniej zdefiniowaną doktryną. Jest on zagmatwaną metodą czy też „praktyką”, która została przyjęta bez wcześniejszej znajomości wszystkich możliwych skutków. Mówiąc konkretnie, stanowi on wyraz pragnienia postawienia Kościoła „na głowie”. Kościół nauczający nie uważa się już za depozytariusza Bożego Objawienia, którego jest strażnikiem, ale za grupę biskupów w jedności z papieżem, którzy słuchają wiernych, a zwłaszcza głosów z peryferii, przywiązując szczególne znaczenie do tego, co mogłyby postulować najbardziej wyalienowane jednostki. Jest to Kościół, w którym pasterze stają się owcami, a owce – pasterzami.
U źródła tej idei leży przekonanie, że Bóg nie objawia się poprzez Pismo św. i Tradycję, których strażnikiem jest hierarchia Kościoła, ale poprzez „doświadczenie ludu Bożego”. Właśnie dlatego proces synodalny rozpoczął się od konsultacji z wiernymi wszystkich diecezji świata. W oparciu o te dane konferencje biskupów sporządziły podsumowania, których owocem była opublikowana kilka miesięcy temu pierwsza synteza rzymska.
Jakie jest znaczenie idei, wedle której Bóg objawia się i daje poznać swoją wolę poprzez doświadczenia ludu Bożego?
Ta idea stanowi fundament całego gmachu modernizmu. Na potępieniu tej błędnej idei dotyczącej Objawienia św. Pius X oparł swoją encyklikę Pascendi dominici gregis. Jeśli wiara, zamiast odwoływać się do Pisma św. i Tradycji, jest redukowana do doświadczenia – najpierw jednostkowego, a następnie wspólnotowego – to wówczas jej treść, a w konsekwencji ustrój Kościoła, mogą podlegać wszelkim możliwym ewolucjom. Doświadczenie – z samej definicji – dotyczy pewnego momentu lub okresu czasu. Jest to rzeczywistość pojawiająca się w czasie i w historii, która ze swej natury ma charakter ewolucyjny. W analogiczny sposób w życiu każdego z nas występuje ruch, a więc to życie ewoluuje.
Taka wiara-doświadczenie, z konieczności podlegająca ewolucji zgodnie ze zmianą świadomości i potrzebami kolejnych etapów historycznych, jest stale „wzbogacana” o nową treść, a równocześnie odrzuca to, co nie jest już aktualne. W ten sposób wiara staje się rzeczywistością przede wszystkim ludzką, związaną – podobnie jak historia ludzkości – z coraz to nowymi i zmieniającymi się warunkami. W dłuższej perspektywie niewiele pozostaje z tego, co wieczne, transcendentne i niezmienne. Jeśli wciąż mówimy o Bogu i Kościele katolickim, to te dwie rzeczywistości stają się projekcją tego, co doświadczenie może odczuć hic et nunc. W nieunikniony sposób zmienia się sens oraz zakres tych dwóch pojęć, wraz ze wszystkimi innymi dogmatycznymi elementami naszej wiary. Stopniowo są one wchłaniane przez to, co jest jedynie światowe i zmienne. Ich znaczenie ewoluuje wraz z ludzkością oraz jej doświadczeniem Boga. Ta idea nie jest nowa, jednak proces synodalny stanowi nową kulminację jej zakresu.
Co mógłby nam Ksiądz powiedzieć na temat wspomnianej przed chwilą „syntezy rzymskiej”?
Mam tu na myśli dokument opublikowany w październiku 2022 r., zatytułowany Rozszerz przestrzeń twego namiotu2. Jest to dokument roboczy etapu kontynentalnego synodu, a więc przeznaczony dla biskupów spotykających się na poszczególnych kontynentach3. Jest on prezentowany jako wyraz sensus fidei wiernych, zaś biskupom zaleca się, aby go czytali „oczami ucznia, który uznaje go za świadectwo drogi nawrócenia w kierunku Kościoła synodalnego, który uczy się ze słuchania, jak odnowić swoją misję ewangelizacyjną w świetle znaków czasu”4. Tak więc oczekuje się, że to właśnie na podstawie tego rzekomego wyrazu sensus fidei wiernych biskupi będą wyciągali wnioski i podejmowali ostateczne decyzje.
Jednak treść tego dokumentu oraz zawarte w nim sugestie są po prostu katastrofalne. Nie ma w nim praktycznie niczego, co mogłoby zostać uznane za wyraz wiary katolickiej. Przeciwnie, większość sugestii zaleca transformację Kościoła w całkowicie nową jakość. Możemy poniekąd zrozumieć, że wierni, a nawet księża – zwłaszcza obecnie – głoszą różne dziwaczne opinie, jest jednak całkowicie niedopuszczalne, żeby takie twierdzenia znalazły się w syntezie opracowanej przez watykański Sekretariat Generalny synodu.
Czy w tej syntezie są jakieś ustępy, które należy uznać za szczególnie niebezpieczne?
Niestety, trzeba powiedzieć, że większość paragrafów jest przerażająca! Są tam jednak zwłaszcza dwa ustępy, które, jak sądzę, wyrażają intencję całego dokumentu, a w szczególności pragnienie zmiany samej istoty Kościoła katolickiego w wyniku procesu synodalnego. Przede wszystkim, w odniesieniu do władzy, można dostrzec wyraźne pragnienie akceptacji Kościoła, który funkcjonowałby odwrotnie niż w sposób tradycyjny i w którym Kościół nauczający nie miałby już czego nauczać: „Ważne jest budowanie synodalnego modelu instytucjonalnego jako eklezjalnego paradygmatu dekonstrukcji władzy piramidalnej, która uprzywilejowuje jednoosobowe zarządzanie. Jedyną słuszną władzą w Kościele musi być władza miłości i służby, na wzór Pana”5.
Możemy się zastanawiać, czy mamy tu do czynienia z herezją, czy też po prostu z pustosłowiem, którego nie potrafimy bliżej sklasyfikować. Heretyk w istocie wciąż w coś „wierzy” i wciąż może mieć jakieś pojęcie o Kościele, nawet jeśli jest ono wypaczone. Tu jednak mamy do czynienia z ideą Kościoła, który byłby nie tylko niespójny, ale również – by posłużyć się współczesnym określeniem – „płynny”. Proponuje się Kościół bez doktryny, bez dogmatów, bez wiary, Kościół, w którym nie jest już potrzebna żadna władza do nauczania czegokolwiek. Wszystko rozpływa się w duchu „miłości i służby”, choć nikt nie wie, co to w istocie oznacza – o ile faktycznie coś oznacza – oraz do czego zmierza.
Wspomniał Ksiądz również o drugim szczególnie niebezpiecznym fragmencie.
Zgadza się. Jest też drugi ustęp, który wydaje mi się wyrażać ducha całego tekstu, a równocześnie prawdziwą atmosferę tych kilku ostatnich lat pontyfikatu papieża Franciszka: „Świat potrzebuje «Kościoła wychodzącego», który odrzuca podział na wierzących i niewierzących, który zwraca się ku ludzkości i oferuje jej, zamiast doktryny czy strategii, doświadczenie zbawienia, «przepełnienie darem», który odpowiada na wołanie ludzkości i przyrody”6. Jestem przekonany że ten krótki fragment posiada znacznie głębszy sens i znaczenie, niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać.
Odrzucanie podziału na wierzących i niewierzących jest z pewnością szaleństwem, choć w obecnym kontekście należy to uznać za logiczne. Jeśli wiara nie jest już rzeczywistością autentycznie nadprzyrodzoną, wówczas zmieniają się sama racja bytu oraz misja Kościoła, ustanowionego, aby tę wiarę zachowywał i głosił. Jeśli bowiem wiara jest tylko jednym z wielu doświadczeń, jak można przedstawiać ją jako lepszą i twierdzić, że powinna być powszechnie przyjmowana? Po prostu uczucie-doświadczenie nie może odpowiadać prawdzie absolutnej – posiada jedynie wartość opinii, która nie może być już prawdą w tradycyjnym sensie tego słowa. Logicznie prowadzi nas to do odrzucenia podziału na wierzących i niewierzących. Pozostaje jedynie ludzkość, z jej oczekiwaniami, opiniami i pragnieniami; ludzkość, która jako taka nie rości sobie prawa do niczego nadprzyrodzonego.
Zatem Kościół oferuje ludzkości nauczanie, które nie odpowiada już przekazowi transcendentnego Objawienia. Kościół ogranicza się do proponowania okrojonej i pozbawionej elementów nadprzyrodzonych „ewangelii”, która staje się księgą refleksji i pocieszenia, dopasowaną do wszystkich bez żadnej różnicy. W tej perspektywie rozumiemy, jak nowa teologia i nowa moralność ekologiczna, przedstawione w Laudato si’, są oferowane ludzkości, która nie potrzebuje już nawrócenia i w której nie ma już podziału na wierzących i niewierzących.
Środki masowego przekazu podkreślają zwłaszcza uwagę, jaką synod poświęca związkom osób tej samej płci. Jak Ksiądz postrzega ten problem?
Nie ulega wątpliwości, że ogólnoświatowa presja w tej sprawie przekłada się na proces synodalny. Wywiera się presję, żeby Kościół stał się bardziej otwarty na tych ludzi i wrażliwy na ich potrzeby uczuciowe, zwłaszcza po tym, jak otwarto dla nich drzwi poprzez ogłoszenie adhortacji Amoris laetitia. Jest to jedna ze spraw, co do których oczekiwania są największe. Z jednej strony możemy odnieść wrażenie, że władze Kościoła potwierdzają niemożliwość błogosławienia takich par – np. odpowiedź Kongregacji Nauki Wiary z marca 2021 r.; natomiast z drugiej strony obserwujemy przypadki udzielania im błogosławieństwa – przy czym niekiedy przychodzą one do kościoła, aby otrzymać błogosławieństwo po zawarciu świeckiego związku w ratuszu.
Kilka miesięcy temu biskupi flamandzcy opublikowali nawet oficjalny obrzęd błogosławieństwa takich par; do tej pory Watykan nie zareagował na tę inicjatywę. Według biskupa Antwerpii Ojciec Święty wiedział o tym, jednak postanowił nie podejmować żadnych kroków. Poważne i jawnie rewolucyjne zmiany w tej kwestii postulują również biskupi niemieccy. Wszystko to w nieunikniony sposób wywołuje reakcje niektórych biskupów oraz wiernych. Wielu innych ogranicza się jednak do biernej obserwacji.
W ten sposób powstaje pewna dialektyka, pewne zamieszanie – zarówno w tej dziedzinie, jak i w wielu innych – które powodują, że wszyscy w naturalny sposób oczekują na wypowiedź kompetentnej władzy… Władza ta może – gdy dane kroki wydają się jej zbyt pochopne – wyhamowywać takie inicjatywy; jednak może też zaaprobować je i pozwolić, aby sprawy potoczyły się własnym biegiem, aż ostatecznie będzie można mówić o lokalnych „tradycjach” i zwyczajach. Niekiedy tradycyjna doktryna Kościoła jest potwierdzana, a nawet określana jako niezmienna, co dodaje otuchy konserwatystom. Równocześnie w innych przypadkach władza powołuje się na potrzeby duszpasterskie, stosując „cudowne” miłosierdzie, które godzi rzeczy nie do pogodzenia. W ten sposób tradycyjne zasady moralne, tak jak i wiara, stają się opcjonalnymi opiniami. Jest to typowe dla władzy, która nie opiera się już na transcendentnych zasadach, ale wykazuje wrażliwość na oczekiwania chwili – i jest zdecydowana je spełnić, kierując się względami czysto pragmatycznymi.
Należy jednak zrozumieć, że to wszystko nie skończy się w jakimś konkretnym momencie. Taki sposób sprawowania władzy przypomina mechanizm funkcjonowania współczesnych demokracji: coś, czego nie można zaaprobować dziś, zostanie zaaprobowane jutro, kiedy za sprawą tej samej dialektyki i pod wpływem nowych nacisków i precedensów sytuacja do tego dojrzeje, a umysły ludzi zostaną stosownie przygotowane. Jest to krótki opis mechanizmu uruchamianego przez synodalność – i pokazuje, dlaczego mamy tu do czynienia z najdoskonalszym przykładem modernizmu.
Ogłoszony niedawno reskrypt papieża Franciszka potwierdził, że każdy nowy kapłan pragnący odprawiać Mszę trydencką musi uzyskać stosowne pozwolenie Stolicy Apostolskiej. Ponadto, żeby móc odprawiać tradycyjną Mszę św. w kościele parafialnym, również należy uzyskać jej zgodę. Jak Ksiądz ocenia te decyzje?
Myślę, że nie trzeba być szczególnie doświadczonym ekspertem, aby dostrzec wyraźną chęć wyrugowania tradycyjnej Mszy św. Wspomniany reskrypt, opublikowany w lutym 2023 r., podobnie jak list apostolski Desiderio desideravi z czerwca 2022 r., mają na celu maksymalne ograniczenie posługiwania się tradycyjnym mszałem, a także odstraszenie wszystkich, którzy pragnęliby go używać. W takich okolicznościach trudno mi sobie wyobrazić, aby jakikolwiek młody kapłan miał odwagę prosić Stolicę Apostolską o zgodę na odprawianie Mszy trydenckiej. Czy nam się to podoba, czy też nie, od czasu motu proprio Traditionis custodes ta Msza została w Kościele praktycznie zakazana. Jak ostatnio przypomniał nam kard. Roche, wraz z soborem „zmieniła się teologia Kościoła”7, a w konsekwencji także jego liturgia, gdyż stanowi ona wyraz tej teologii.
W tej sytuacji różne wspólnoty Ecclesia Dei odczuwają zaniepokojenie oraz niepewność co do swej przyszłości. Słyszy się, że niebawem ma zostać ogłoszony nowy dokument papieski dotyczący właśnie ich. Co mógłby nam Ksiądz powiedzieć na ten temat?
Nic nie wiem na temat takiego dokumentu. Myślę jednak, że nie można przeżywać swego kapłaństwa w sposób satysfakcjonujący godząc się z tym, iż nad naszą głową nieustannie wisi miecz Damoklesa. Nie można też żyć w pokoju, ciągle zajmując się wszelkiego rodzaju pogłoskami. Kapłan powinien żyć zjednoczony ze swoją Mszą, nie musząc zastanawiać się, czy jutro jego przełożeni pozwolą mu ją odprawiać. Ma troszczyć się przede wszystkim o dzielenie się z innymi duszami tym wielkim skarbem, bez nieustannej obawy, że sam zostanie go pozbawiony, czy też żyjąc nadzieją na cud, który pozwoli mu wybrnąć z obecnej, niepewnej sytuacji. Naprawdę nie sądzę, żeby Boża opatrzność pragnęła tego rodzaju sytuacji.
Ponadto – niestety – członkowie tych instytutów, podobnie jak wielu innych księży, którzy pragną odprawiać Mszę w tradycyjnym rycie, żyją w takim strachu, że są zmuszeni zachowywać milczenie na temat bieżących wydarzeń z życia Kościoła. Bardzo dobrze wiedzą, że w dniu, w którym zaczęliby wyrażać zastrzeżenia wobec tego, co dziś dzieje się w Kościele, na ich karki mógłby spaść miecz Damoklesa – a kard. Roche gotów jest im w każdej chwili o tym przypomnieć! Mówię to z całą miłością: ta sytuacja rodzi permanentną dychotomię między sferą liturgii a sferą doktryny, co stwarza niebezpieczeństwo, że ci kapłani będą żyć w zakłamaniu, które ich nieuchronnie sparaliżuje, gdy staną wobec konieczności publicznego wyznania swej wiary. Właśnie z tego powodu, zwłaszcza w pewnych krajach, reakcję przeciwko szaleństwu drogi synodalnej można zaobserwować – paradoksalnie – raczej w środowiskach nieprzywiązanych dotradycyjnego mszału.
A jak Ksiądz widzi przyszłość Bractwa św. Piusa X?
Widzę ją po prostu jako wierną kontynuację tego, co czyniło ono do tej pory. Bractwo musi zajmować się bieżącymi sprawami Kościoła, nie przywiązując wagi do pogłosek o tym, co taki a taki kardynał powiedział w zaufaniu takiemu a takiemu seminarzyście, co mogłoby się wydarzyć w Kościele czy też nawet co mogłoby spotkać nas… Musimy żyć ponad tym wszystkim.
Dla dobra Kościoła katolickiego Bractwo musi zachować i zapewniać swoim kapłanom oraz wiernym możliwość sprawowania tradycyjnej liturgii oraz uczestnictwa w niej. Równocześnie w dalszym ciągu musi strzec tradycyjnej teologii katolickiej, która tej liturgii towarzyszy i która ją podtrzymuje. Nikt, kto wciąż jeszcze posiada sensum catholicum, nie może wyrzec się tej doktryny. Parafrazując kard. Roche’a, wprowadzona przez sobór zmiana w doktrynie stanowiła w istocie inspirację dla nowej Mszy! Mamy obowiązek dochować wierności zarówno Mszy, jak i doktrynie katolickiej, równocześnie zachowując pełną swobodę do przeciwstawiania się błędom oraz tym, którzy ich nauczają. Ostatecznie, jeśli liturgia jest z definicji publiczna, to również wyznawanie wyrażanej przez nią wiary ma charakter publiczny.
Dziś bardziej niż kiedykolwiek musimy być świadomi, że tradycyjna liturgia w Kościele katolickim ma również związek z moralnością, której zasad nie mamy prawa zmieniać. Wszechmogący Bóg w centrum naszej religii umieścił krzyż oraz prawdziwą ofiarę. Nikt nie może osiągnąć zbawienia bez krzyża i bez tej ofiary. Nikt nie może osiągnąć zbawienia akceptując, w imię fałszywej miłości i fałszywie rozumianego miłosierdzia, wszelkiego rodzaju zgorszenia. Zbawienie daje tylko jeden rodzaj miłości – ponieważ istnieje tylko jedna prawdziwa miłość, która oczyszcza: miłość krzyża, miłość odkupienia, miłość okazana nam oraz przekazana przez Chrystusa Pana, a którą On nazwał caritas. Ta miłość nie może jednak istnieć bez wiary ani bez tych, którzy jej nauczają.
Wywiad z przełożonym generalnym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, ks. Dawidem Pagliaranim FSSPX, przeprowadzony przez FSSPX.Actualités w Menzingen 5 maja 2023 r., w uroczystość św. Piusa V.
https://news.fsspx.pl/2023/05/aktualne-trendy-pontyfikatu-papieza-franciszka/
poniedziałek, 10 lipca 2023
Subskrybuj:
Posty (Atom)