Dzisiejszy katolik jest naprawdę katolikiem zakłopotanym, spoglądając na Magisterium i na soborowe nowości - i może się sam siebie zapytać - czy wolno mi krytykować prawowitą władzę?
Miłość do Kościoła to miłość do niezmiennej Prawdy - jak choćby do tej prawdy głoszonej od wieków, że jest jeden Kościół, Katolicki, i że w nim, niczym w świętej arce, możemy znaleźć zbawienie... Syllabus potępił przeciwne zdanie, a nawet zdanie, że można mieć przynajmniej nadzieję na zbawienie tych, którzy wyznają inną religię. Istotnie, niewiele z takich dusz się zbawi, ale nadziei nam mieć pewnej nie wolno, tylko troskę, czy ich błąd nie odetnie im na zawsze drogi zbawienia.
Miłość Kościoła każe nam o niego walczyć - walczyć o katolicką tożsamość. Nie niechęć do posłuszeństwa, nie krytycyzm, który byłby nie na miejscu, ale miłość do Kościoła każe nam mówić głośno o istnieniu kryzysu. Milczeć - to zgadzać się. A zgadzać się - to być winnym ruinowania naszej wiary pod pozorami przystosowania do naszych czasów.
Kochać dogmaty Kościoła to bronić katolickiej koncepcji Mszy, tej pewności, że na ołtarzu odnawia się Ofiara Krzyża, w mistyczny, niepojęty sposób, że to odnowienie jest źródłem wielu łask, to wierzyć, że nasze osobiste przyjęcie tych łask jest konieczne, że sama wiara nie usprawiedliwia, jak sądzą protestanci, ale przyjęcie osobiste Odkupienia, współpraca z łaską, i aby człowiekowi tę współpracę ułatwić, wieczny Bóg uczynił wieczną Ofiarę Krzyża, abyśmy łatwiej, u stóp ołtarza, mogli czerpać ze źródeł. Wierzyć po katolicku to wierzyć, że ta Ofiara jest składana wobec całej Trójcy. Wierzyć po katolicku to pamiętać o Pośrednictwie Najświętszej Dziewicy i wszystkich Świętych...
Wierzyć po katolicku to pamiętać o czterech celach tej Ofiary - przebłagalnym za grzechy, dziękczynnym, o uwielbieniu i prośbie. Nie zapominać o żadnym.
Wierzyć po katolicku to pragnąć nawrócenia pogan i tych, którzy są poza Kościołem nawet jeśli wyznają Chrystusa, bo tylko rzymskokatolicki Kościół jest prawdziwą drogą do Chrystusa. Wierzyć po katolicku to pragnąć, by prawdziwa religia była wyznawana przez małe i duże społeczności, czyli dążyć do budowania Królestwa Chrystusowego na ziemi, bez czego bezbożne prawa stają się rzeczywistością - obojętne wyznaniowo państwa wciąż toczą dyskusje na temat aborcji czy eutanazji, szerząc kulturę śmierci. Czy to może się podobać Bogu? Wierzyć po katolicku to wiedzieć, że błędy nie mogą być szanowane, a jedynie tolerowane, gdyż Bóg, który jest Prawdą, ma prawo do bycia uznanym.
Kochać Kościół i dążyć do zachowania Jego jedności to więc przede wszystkim zachować katolicką Wiarę, która stoi na straży tej jedności, i katolickie Sakramenty, znak tej jedności. To także uznawać szacunek do widzialnej głowy Kościoła, do Ojca Świętego i do hierarchii.
A jeśli miłość do Kościoła, do Wiary, zdaje się czasami przeciwna szacunkowi, jaki musimy mieć do hierarchii? Nie ma tej sprzeczności, jest ona pozorna, ponieważ hierarchia również musi być posłuszna Wierze, i jeśli nie jest, to szacunek do niej polega na wyprowadzeniu jej z błędu. Dziecko, które kocha rodziców, nie pozwala, by przez swoje postępowanie doprowadzali się do sytuacji, w której grozi im niebezpieczeństwo. Miłość wymaga troski, inaczej jest tylko pustym słowem...
Jeśli się dzisiaj oskarża Bractwo i wiernych je wspierających o burzenie jedności Kościoła, zapomina się, że to Bractwo pragnie dla Kościoła jak najlepiej, pragnie jego rozkwitu, nie pragnie wcale burzyć jego jedności - pragnie się pochylić nad ranami Kościoła i jak dobry samarytanin, je opatrzyć, nalać do nich oliwy i wina - oliwy Boskiej, Odwiecznej Mądrości, zawartej w niezmiennym nauczaniu i wina Łaski, płynącej z Chrystusowego Ołtarza. Pragnie odnowienia wszystkiego w Chrystusie, to jest jego cel. Pragnie utrzymania jedności z całym zastępem świętych, z ich naukami, z ich przykładem.
Czy to jest znamię schizmy?
Miłość do Kościoła to miłość do niezmiennej Prawdy - jak choćby do tej prawdy głoszonej od wieków, że jest jeden Kościół, Katolicki, i że w nim, niczym w świętej arce, możemy znaleźć zbawienie... Syllabus potępił przeciwne zdanie, a nawet zdanie, że można mieć przynajmniej nadzieję na zbawienie tych, którzy wyznają inną religię. Istotnie, niewiele z takich dusz się zbawi, ale nadziei nam mieć pewnej nie wolno, tylko troskę, czy ich błąd nie odetnie im na zawsze drogi zbawienia.
Miłość Kościoła każe nam o niego walczyć - walczyć o katolicką tożsamość. Nie niechęć do posłuszeństwa, nie krytycyzm, który byłby nie na miejscu, ale miłość do Kościoła każe nam mówić głośno o istnieniu kryzysu. Milczeć - to zgadzać się. A zgadzać się - to być winnym ruinowania naszej wiary pod pozorami przystosowania do naszych czasów.
Kochać dogmaty Kościoła to bronić katolickiej koncepcji Mszy, tej pewności, że na ołtarzu odnawia się Ofiara Krzyża, w mistyczny, niepojęty sposób, że to odnowienie jest źródłem wielu łask, to wierzyć, że nasze osobiste przyjęcie tych łask jest konieczne, że sama wiara nie usprawiedliwia, jak sądzą protestanci, ale przyjęcie osobiste Odkupienia, współpraca z łaską, i aby człowiekowi tę współpracę ułatwić, wieczny Bóg uczynił wieczną Ofiarę Krzyża, abyśmy łatwiej, u stóp ołtarza, mogli czerpać ze źródeł. Wierzyć po katolicku to wierzyć, że ta Ofiara jest składana wobec całej Trójcy. Wierzyć po katolicku to pamiętać o Pośrednictwie Najświętszej Dziewicy i wszystkich Świętych...
Wierzyć po katolicku to pamiętać o czterech celach tej Ofiary - przebłagalnym za grzechy, dziękczynnym, o uwielbieniu i prośbie. Nie zapominać o żadnym.
Wierzyć po katolicku to pragnąć nawrócenia pogan i tych, którzy są poza Kościołem nawet jeśli wyznają Chrystusa, bo tylko rzymskokatolicki Kościół jest prawdziwą drogą do Chrystusa. Wierzyć po katolicku to pragnąć, by prawdziwa religia była wyznawana przez małe i duże społeczności, czyli dążyć do budowania Królestwa Chrystusowego na ziemi, bez czego bezbożne prawa stają się rzeczywistością - obojętne wyznaniowo państwa wciąż toczą dyskusje na temat aborcji czy eutanazji, szerząc kulturę śmierci. Czy to może się podobać Bogu? Wierzyć po katolicku to wiedzieć, że błędy nie mogą być szanowane, a jedynie tolerowane, gdyż Bóg, który jest Prawdą, ma prawo do bycia uznanym.
Kochać Kościół i dążyć do zachowania Jego jedności to więc przede wszystkim zachować katolicką Wiarę, która stoi na straży tej jedności, i katolickie Sakramenty, znak tej jedności. To także uznawać szacunek do widzialnej głowy Kościoła, do Ojca Świętego i do hierarchii.
A jeśli miłość do Kościoła, do Wiary, zdaje się czasami przeciwna szacunkowi, jaki musimy mieć do hierarchii? Nie ma tej sprzeczności, jest ona pozorna, ponieważ hierarchia również musi być posłuszna Wierze, i jeśli nie jest, to szacunek do niej polega na wyprowadzeniu jej z błędu. Dziecko, które kocha rodziców, nie pozwala, by przez swoje postępowanie doprowadzali się do sytuacji, w której grozi im niebezpieczeństwo. Miłość wymaga troski, inaczej jest tylko pustym słowem...
Jeśli się dzisiaj oskarża Bractwo i wiernych je wspierających o burzenie jedności Kościoła, zapomina się, że to Bractwo pragnie dla Kościoła jak najlepiej, pragnie jego rozkwitu, nie pragnie wcale burzyć jego jedności - pragnie się pochylić nad ranami Kościoła i jak dobry samarytanin, je opatrzyć, nalać do nich oliwy i wina - oliwy Boskiej, Odwiecznej Mądrości, zawartej w niezmiennym nauczaniu i wina Łaski, płynącej z Chrystusowego Ołtarza. Pragnie odnowienia wszystkiego w Chrystusie, to jest jego cel. Pragnie utrzymania jedności z całym zastępem świętych, z ich naukami, z ich przykładem.
Czy to jest znamię schizmy?