Jedność wiary z papieżem Franciszkiem a kanoniczne uznanie Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X
W niniejszym artykule, opublikowanym za zgodą Domu
Generalnego Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, ks. Paweł Robinson
(profesor dogmatyki w seminarium Świętego Krzyża w Goulburn w Australii –
przyp. red. WTK) zajmuje się kwestią, czy papież musi być
tradycjonalistą, żeby Bractwo postąpiło słusznie, przyjmując z jego rąk
rozwiązanie kanoniczne.
Wprowadzenie
W debacie dotyczącej tego, czy Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X powinno
zaakceptować prałaturę personalną w trakcie pontyfikatu papieża
Franciszka, pojawiły się opinie, że nie powinno ono zajmować się
kwestią, czy uznanie kanoniczne jest rzeczą stosowną lub roztropną.
Rzeczywiste pytanie, które należałoby postawić, powinno raczej dotyczyć
tego, czy Bractwo i Franciszek mają wspólny cel oraz czy wyznają tę samą
wiarę. Jeśli nie, to wówczas czymś złym z zasady byłoby nawet samo
rozważanie przyjęcia uznania kanonicznego. Jeśli tak, to wtedy i
tylko
wtedy takie rozważania byłyby z zasady słuszne, można byłoby więc się
zastanawiać, czy akceptacja prałatury personalnej jest roztropna.
Ci, którzy wyrażają tę opinię, milcząco zakładają, że papież
Franciszek nie ma tej samej wiary ani tego samego celu, co Bractwo,
zatem akceptacja uznania kanonicznego podczas pontyfikatu papieża
Franciszka byłaby rzeczą złą co do zasady. Więcej nawet, byłoby to
nielogiczne, gdyż „ustanowienie jedności prawnej bez rzeczywistej
jedności […] wprowadzałoby sprzeczność”.
Celem niniejszego artykułu będzie wykazanie, że przyjęcie uznania
kanonicznego od modernistycznego papieża nie jest czymś złym z zasady
oraz próba ustalenia kryterium pozwalającego określić stopień, w jakim
współpraca z modernistycznym papieżem jest możliwa do zaakceptowania.
Przedmiotem tego artykułu nie będzie [natomiast] rozważanie tego, czy w
obecnych okolicznościach przyjęcie przez Bractwo prałatury personalnej
od papieża Franciszka jest rzeczą roztropną.
Historia Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X
Pierwszym faktem, na który należy zwrócić uwagę, jeśli chodzi o
wyrażone powyżej stanowisko, jest to, że sprzeciwia się ono duchowi
przenikającemu całą historię Bractwa. Pozwólmy sobie dokonać krótkiego
przeglądu tej historii, aby zobaczyć, że tak właśnie ma się sprawa w
omawianym przypadku.
Wydaje się, iż bez specjalnego trudu można wykazać, że papież Paweł
VI przejawiał silne tendencje modernistyczne – a jednak Bractwo zostało
erygowane kanonicznie właśnie za jego pontyfikatu i w latach 1970–1975
miało status stowarzyszenia pobożnego (łac.
pia unio – przyp.
red. WTK). Zatem, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, współpraca z
modernistycznym papieżem, polegająca na posiadaniu podległej mu
struktury kanonicznej, nie mogła być – przynajmniej w opinii abp.
Lefebvre’a – uznawana za rzecz złą.
Zdarzenia prowadzące do tego, co dokonało się w roku 1988, są w tym
względzie nawet bardziej pouczające. Gdy ktoś rozumie, że abp Lefebvre
czekał na znaki, iż powinien konsekrować biskupów, i że
po
otrzymaniu dwóch takich znaków (w postaci modernistycznych skandali
wywołanych przez Rzym) udał się do Rzymu, aby uzyskać uznanie
kanoniczne, powinien wyprowadzić z tego ogólną zasadę: „modernistyczne
skandale same w sobie nie stanowią przeszkody do przyjęcia uznania
kanonicznego z rąk tych, którzy są odpowiedzialni za ich wywołanie”.
Wkrótce potem Arcybiskup wycofał swój podpis z protokołu mającego być
podstawą nadania struktury kanonicznej, ponieważ utracił zaufanie do
osób, z którymi negocjował. Po zakończeniu tej ciężkiej przeprawy uznał
on, że większy tradycjonalizm – pod względem doktrynalnym – po stronie
przedstawicieli Rzymu zapewniłby solidny fundament zaufania. Zatem ocena
wiary papieża stanowiła dla niego punkt wyjścia do dokonania oceny
[ewentualnej] akceptacji uznania kanonicznego – nie w tym znaczeniu, czy
jest ono
możliwe, lecz raczej czy jest ono
roztropne.
Jeśli można zaufać papieżowi, że pozwoli Bractwu pozostać „takim, jakim
jest” i sprawować własną posługę – „eksperyment Tradycji” – z
wystarczającym stopniem autonomii, wówczas uznanie kanoniczne dobrze
przysłuży się Kościołowi i powinno zostać przyjęte.
Bractwo przyjęło tę samą linię postępowania w swoich obecnych
kontaktach z hierarchią rzymską. Bractwo nigdy nie poszło do Rzymu
prosząc, aby papież i biskupi nawrócili się na tradycjonalizm, zanim
kwestia uznania kanonicznego w ogóle miałaby zostać rozważona. Bractwo
nigdy nie domagało się złożenia przez papieża wyznania wiary, wyparcia
się herezji, [sformułowania] syllabusa błędów ani temu podobnych rzeczy.
Podobne żądania oznaczałyby, że Bractwo jest nadrzędne w stosunku do
papieża i że to papież ma uzyskać legalne uznanie od Bractwa, a nie na
odwrót. Krótko mówiąc, byłyby przejawem ducha schizmatyckiego.
Bractwo tymczasem stawiało jedynie takie wymagania, jakie pozostają w
zgodzie z jego właściwym stanowiskiem; w szczególności chodzi o wymóg,
aby pozostawić je „takim, jakim jest”. Na kapitule generalnej, zwołanej w
2012 r., Bractwo sformułowało sześć warunków – z których żaden nie
dotyczył wiary papieża – aby zagwarantować, że pozostanie ono nietknięte
i będzie się cieszyć wystarczającym stopniem autonomii po hipotetycznym
uznaniu kanonicznym.
Nie oznacza to jednak, że wśród członków Bractwa, nawet tych bardzo
wysoko postawionych, co pewien czas nie pojawiała się pokusa
utrzymywania, że prawdziwy duch Arcybiskupa – a zatem i Bractwa –
wymaga, aby papież wyznawał doktrynalny tradycjonalizm (
doctrinal traditionalism),
zanim będzie mogło nastąpić jakiekolwiek uznanie kanoniczne. Właśnie
takie jest stanowisko tej luźnej grupy byłych kapłanów Bractwa, która
określa się jako „ruch oporu” („The Resistance”), a w której gronie
znajduje się także nie należący już do Bractwa biskup.
Twierdzę natomiast, że pogląd, zgodnie z którym „ścisła jedność wiary
ma poprzedzać uznanie kanoniczne” nigdy, w żadnym momencie, nie był
oficjalnym stanowiskiem Bractwa: ani w czasach, gdy żył Arcybiskup, ani
też po jego śmierci.
Współpraca jest możliwa
Co do zasady pewna forma współpracy z modernistycznym papieżem jest
zatem możliwa. Tymczasem odsuńmy nieco na bok zagadnienie rozmów Bractwa
z Rzymem, aby zrozumieć fakt, który ma znaczenie fundamentalne dla
całej tej dyskusji:
Bractwo zawsze do pewnego stopnia współpracowało z posoborowymi papieżami. Trzy zasady pomogą doprecyzować, że tak właśnie ma się sprawa z papieżem Franciszkiem.
Pierwsza zasada brzmi:
Bractwo uznaje papieża Franciszka za papieża.
O ile abp Lefebvre wykazywał pewną dozę tolerancji wobec poszczególnych
sedewakantystów, o tyle zawsze odrzucał sedewakantyzm jako rozwiązanie
dla bractwa kapłańskiego, które założył. Po dziś dzień kandydaci do
święceń wyższych w Bractwie w wieczór poprzedzający święcenia muszą
oświadczyć przed Najświętszym Sakramentem, że uznają aktualnego papieża
za papieża.
Druga zasada mówi, że
papież Franciszek jest papieżem Kościoła katolickiego.
Oznacza to, że sprawuje on najwyższy urząd w instytucji, którą założył
nasz Pan, Jezus Chrystus. Jako taki, papież nie decyduje i nie może
decydować o celu (
finality) tej instytucji. Kościół jest
Kościołem niezależnie od jego osobistych odczuć w tym względzie. Jest to
zapewne jedna z tych rzadkich sytuacji, gdy papież Franciszek mógłby
zasadnie zapytać: „Kimże jestem, aby decydować?”.
O tym właśnie należy pamiętać, gdy rozważamy pewne kierunki, w
których papież Franciszek zdaje się prowadzić Kościół. Wydaje się na
przykład, że chce on, aby Kościół był rzecznikiem ideologii ekologicznej
w jej nowoczesnej, antyludzkiej formie, reprezentowanej przez takie
osoby jak Jeffrey Sachs czy Paul Ehrlich. Nie trzeba dodawać, że promowanie „celów zrównoważonego rozwoju”
nie należy do misji Kościoła, zwłaszcza wtedy, gdy pociąga to za sobą
drastyczne ograniczenie liczby ludności na świecie. Jest to prawdą
niezależnie od tego, czy papież Franciszek wierzy, że stanowi to część
misji Kościoła bądź też chce, aby część tej misji stanowiło.
Po trzecie wreszcie,
zarówno członkowie Bractwa, jak i związani z
nim wierni są już członkami rzeczywistej społeczności Kościoła
katolickiego, którego widzialną głową jest papież Franciszek.
Innymi słowy, są oni w realny sposób zjednoczeni z papieżem Franciszkiem
(nie chodzi tu o papieża Franciszka wraz z jego „osobistym
magisterium”, lecz o papieża Franciszka jako papieża). Uznają oni, że
jest on sprawującą władzę głową Kościoła, umieszczają jego wizerunek w
swoich kaplicach, wymieniają jego imię podczas Mszy świętej i w trakcie
błogosławieństw. Wymienione akty nie są ani obłudnym pozerstwem, ani
pustymi symbolami – wskazują one na rzeczywistą jedność, jaka istnieje
między Bractwem a papieżem. Wskazują na to, że Bractwo, mając na
względzie dobro Świętej Matki Kościoła, współpracuje – przynajmniej do
pewnego stopnia – z papieżem Franciszkiem.
Uznanie kanoniczne, a nie przyłączenie
To, że realna jedność Bractwa z papieżem Franciszkiem już ma miejsce,
uświadamia nam drugi, kluczowy fakt często pomijany przez przeciwników
akceptacji prałatury personalnej:
w kanonicznym uznaniu Bractwa przez papieża Franciszka nie chodzi o to, że Bractwo się do czegoś przyłącza. Chodzi natomiast o to, że Bractwo otrzymuje status prawny w ramach instytucji, której już faktycznie jest częścią.
Nazbyt często przeciwnicy akceptacji uznania kanonicznego starają się
przedstawiać dyskusję dotyczącą relacji między Bractwem a Rzymem tak,
jak gdyby Bractwo miało uzyskać członkostwo w „Kościele Franciszka”.
Tymczasem w ogóle nie ma mowy o tym, aby Bractwo miało się przyłączyć do
czegoś, do czego wcześniej nie należało. Bractwo przyłączałoby się do
jakiejś organizacji wtedy i tylko wtedy, gdyby:
1◦ miało obecnie charakter schizmatycki, znajdując się poza Kościołem
– jest to twierdzenie, któremu z całą stanowczością zaprzeczamy;
2◦ władze Rzymu tworzyły nie-katolicki Kościół w ściśle organizacyjnym znaczeniu tego słowa – temu również zaprzeczamy.
Wielu z nas, należących do Bractwa, w trakcie rozmów z naszymi
krewnymi i przyjaciółmi przywiązanymi do Kościoła posoborowego było
przez nich oskarżanych – na podstawie pozorów – o to, że znajdujemy się
„poza Kościołem”, ponieważ nasze parafie (to słowo należy tu rozumieć w
sensie potocznym, a nie ściśle kanonicznym – przyp. red. WTK) nie są
uznawane przez diecezje [w których się znajdują]. A my, rzecz jasna,
wyjaśnialiśmy im, że to oddzielenie jest jedynie pozorne, ponieważ w
pełni uznajemy władzę papieża i biskupów. Lecz tak jak wspomniane
„oddzielenie” od władz kościelnych spowodowane brakiem struktury
kanonicznej jest tylko pozorne, tak też i „połączenie się” z czymś
poprzez uznanie struktury kanonicznej będzie miało charakter jedynie
pozorny. Gdyby papież nadał Bractwu prałaturę personalną, niektórym
mogłoby się wydawać, że tym samym Bractwo osiągnęło jedność z Kościołem
(„pełną jedność” w ich nomenklaturze!). W rzeczywistości jednak, biorąc
pod uwagę jedność Bractwa z Kościołem, nic by się nie zmieniło. Jedność
ta istniałaby bowiem w sposób integralny zarówno przed, jak i po nadaniu
struktury kanonicznej.
Ten punkt jest ważny z powodu tych, którzy utrzymują, że uznanie
kanoniczne jest złe w każdej sytuacji, gdy papież inaczej rozumie
Kościół katolicki niż tradycjonaliści, bowiem wówczas tradycjonaliści
staraliby się zjednoczyć swe wysiłki z osobą, z którą nie łączy ich
wspólny cel. Jest faktem, że z konieczności tradycjonaliści muszą do
pewnego stopnia jednoczyć swoje wysiłki z papieżem Franciszkiem, po
prostu uznając go za papieża i starając się działać dla dobra
instytucji, której on jest widzialną głową. Modernistyczna wiara papieża
Franciszka nie może zatem być przeszkodą całkowicie uniemożliwiającą
podjęcie z nim współpracy.
Jeśli zgodzimy się na to, że całkowita jedność wiary z Ojcem Świętym
nie jest sama w sobie konieczna do współpracy, pojawi się pytanie: czy
kanoniczne uznanie Bractwa stanowi jeden z tych obszarów, w których
współpraca z modernistycznym papieżem jest możliwa? Innymi słowy: czy
modernizm wyraźnie wyklucza taką możliwość, skoro współpraca dotyczy
[przyjęcia] struktury kanonicznej?
Poziomy współpracy
Gdybyśmy mieli podjąć próbę ustalenia ogólnej zasady dotyczącej
okoliczności, w jakich współpraca z legalnie wybranym papieżem, którego
wiara jest wątpliwa, jest rzeczą dobrą, a kiedy nią nie jest, byłaby ona
następująca: współpraca z takim papieżem jest dobra wtedy, gdy jest
rzeczą moralnie pewną, że sprawuje on swoją posługę dla dobra Kościoła,
natomiast zła, kiedy jest moralnie pewne, że tego nie robi.
Wydaje się, że w oparciu o taką właśnie zasadę działał abp Lefebvre. W
swoim kazaniu, zawierającym krytykę sedewakantyzmu, a wygłoszonym
podczas święceń w 1982 r., oświadczył on:
„[…] mimo ran Kościoła, mimo trudności, które piętrzą się przed nami,
mimo prześladowań, jakich wszyscy doznajemy, nawet ze strony tych,
którzy sprawują władzę w Kościele, kochajmy naszą Matkę, Kościół Święty,
zawsze mu służmy – pomimo władz, jeśli to konieczne […] chcemy wspierać
święty rzymski Kościół katolicki” (
Apologia pro Marcel Lefebvre, t. III, ss. 415–416).
Gdy Arcybiskup mówi „pomimo władz, jeśli to konieczne”, to zarazem
daje do zrozumienia, że „z władzami, jeśli to możliwe”. Cokolwiek się
zdarzy, Bractwo musi służyć Kościołowi, a nie jego hierarchii. Gdy
duchowni działają przeciwko Kościołowi – i widać to wyraźnie – Bractwu
nie wolno z nimi współpracować. W przypadku konsekracji biskupich z 1988
r. Bractwo musiało wręcz posunąć się do tego, aby działać w opozycji do
władz kościelnych po to, aby dobrze służyć Kościołowi. Z drugiej
strony, gdy duchowni działają dla dobra Kościoła, wówczas – rzecz jasna –
Bractwo musi z nimi współpracować; uczynienie czegoś przeciwnego byłoby
działaniem przeciwko Kościołowi. Jest to prawdą niezależnie od tego,
czy ci duchowni działający dla dobra Kościoła są modernistami, czy też
nie, a także niezależnie od tego, czy ich wiara pokrywa się z wiarą
tradycyjnych katolików, czy nie.
W odniesieniu do prałatury personalnej osobiste magisterium papieża
Franciszka samo w sobie nie jest przeszkodą, żeby Bractwo mogło posłużyć
się tą prałaturą dla dobra Kościoła. Papież nie musi być zagorzałym
zwolennikiem encykliki
Pascendi, żeby jego hipotetyczne uznanie
Bractwa przyniosło owoce. Wszystko, co musi zrobić, to respektować
warunki umowy ustanawiającej prałaturę.
Przykład
Aby zrozumieć, dlaczego współpraca z modernistycznym papieżem nie
byłaby czymś złym, gdyby działał on w prawdziwym interesie Kościoła,
rozważmy następujący przykład. Załóżmy, że we Francji za czasów
socjalistycznego rządu Françoisa Hollande’a funkcjonowała organizacja o
nazwie „Stowarzyszenie Ratowniczek Życia”: grupa kobiet, starających się
uchronić matki w stanie błogosławionym i ich nienarodzone dzieci przed
aborcją. To stowarzyszenie już istnieje we Francji, działając w
interesie wspólnoty. A jednak jego członkinie mogłyby uczynić jeszcze
więcej dobra, gdyby zostały zarejestrowane jako organizacja (tzn. gdyby
uzyskały status prawny). Zakładając, że rząd Hollande’a jest prawowity,
[należy uznać, że] otrzymał on władzę od Boga i to w celu krzewienia
wspólnego dobra. Jeśli sam Hollande słyszy o prośbie „Stowarzyszenia
Ratowniczek Życia”, mając świadomość, czym się ono zajmuje, i postanawia
nadać związkowi tych wspaniałych kobiet osobowość prawną, wówczas
będzie promował dobro wspólne czynem i – przynajmniej w tym przypadku –
kobiety te będą współpracowały z władzami dla dobra kraju.
Czy wspomniane kobiety powinny mieć jakieś skrupuły w przyjęciu tej
formy prawnego uznania ze strony takiej władzy, mówiąc sobie: „Hollande
nie ma tej samej idei dobra wspólnego, co my, i dlatego nie możemy z nim
współpracować dla dobra ogółu”? Z pewnością nie, ponieważ w tym
konkretnym przypadku Hollande działa obiektywnie dla wspólnego dobra. Co
więcej, Hollande posiada władzę, która nie opiera się na nim samym,
lecz ostatecznie na Bogu. A Bóg określił cel wszystkich społeczności i
stowarzyszeń, przekazując władzę głowom państw, aby one ten cel
wspierały. Kiedy więc „Ratowniczki Życia” współpracują z Hollande’em dla
dobra Francji, w gruncie rzeczy współpracują z Bogiem.
Oczywiście, koniecznie należałoby się upewnić, że Hollande nie
próbuje zwabić tych kobiet w pułapkę, przyznając ich grupie status
prawny tylko po to, aby ją później zniszczyć – lecz jest to kwestia
roztropności, a więc zagadnienie, które nie stanowi przedmiotu analizy w
niniejszym artykule – nie zaś kwestia samej zasady. Co do zasady, to w
opisanej sytuacji nie można byłoby niczego zarzucić „Stowarzyszeniu
Ratowniczek Życia”, gdyby przyjęły status prawny od socjalistycznego
rządu.
Powyższy przykład nie został przytoczony po to, żeby sugerować, że
Kościół jest pod każdym względem równoważny rządowi świeckiemu; mamy tu
raczej do czynienia z pewną analogią. Jedną z podstawowych różnic między
nimi jest na przykład to, że jako instytucja Kościół nigdy nie może
upaść. Nasz Pan obiecał, że pozostanie z nami aż do końca czasów –
czegoś podobnego nie obiecał żadnemu rządowi świeckiemu. Zatem nigdy nie
mogłoby dojść do sytuacji, w której katolik byłby usprawiedliwiony
odrzucając władzę kościelną jako taką.
Z drugiej strony, w pewnych przypadkach katolicy zostali upoważnieni
do zakwestionowania władzy rządów świeckich; przykładowo św. Pius V
radził angielskim katolikom, aby ci nie uznawali władzy królowej
Elżbiety I podczas jej niegodziwego panowania.
Taki scenariusz nie jest możliwy w przypadku Kościoła, ponieważ
Kościół nie może upaść ani w swej widzialnej strukturze, ani w
wypełnianiu swojego celu. Zatem katolicy – a przynajmniej ci spośród
nich, którzy wierzą w doskonałość Kościoła – nie mogą spodziewać się, że
przyjdzie im stanąć przed koniecznością rozeznania, kiedy i w jakiej
sytuacji mieliby odrzucić jego władze.
Zastosowanie
Wspomnieliśmy powyżej, że papież nie posiada władzy zmieniania misji
Kościoła. To nie on ustanowił swój urząd, gdyż ten pochodzi od naszego
Pana, Jezusa Chrystusa. Urząd ten został przez Niego przeznaczony do
wspomagania realizacji celu Kościoła, którym jest zbawienie dusz – taki
jest powód, dla którego Pan Jezus ustanowił swój Kościół. Papież sam w
sobie, z samej natury swego urzędu, jest narzędziem Jezusa Chrystusa i –
o ile nie nadużywa swego urzędu – pracuje dla celu wytyczonego przez
Jezusa Chrystusa. W rzeczywistości akty prawne papieża mają powagę i moc
tylko o tyle, o ile służą interesom Jezusa Chrystusa.
Zatem, gdy papież Franciszek podejmuje działania, służące interesom
Kościoła, Bractwo również służy Kościołowi, gdy te działania wspiera. Z
pewnością ma to miejsce wtedy, gdy Bractwo z wdzięcznością przyjmuje z
rąk papieża Franciszka jurysdykcję zwyczajną w celu udzielania
rozgrzeszenia i przyjmowania przysięgi małżeńskiej.
Ta sama zasada ogólna ma zastosowanie do zagadnienia uznania
kanonicznego. Jeśli służy ono interesom Kościoła, Bractwo powinno
współpracować; jeśli nie służy, Bractwo nie powinno współpracować. Dla
Arcybiskupa odpowiedź na to pytanie była taka sama, jak odpowiedź na
pytanie następujące: czy Bractwo będzie w stanie pozostać takim, jakim
jest i kontynuować swoją działalność, ciesząc się odpowiednią dozą
wolności? Czy też zostanie ono przez uznanie kanoniczne zniszczone?
Ci, którzy uważają, że to zagadnienie sprowadza się do pytania o
wiarę papieża, zdają się mylić go z Kościołem, popadając tym samym w
pewną postać papolatrii.
Zdają się sądzić, że dobro Kościoła może zależeć tylko od osobistego
magisterium papieża. Gdy to magisterium jest ortodoksyjne, wówczas
uznanie kanoniczne umacnia dobro Kościoła; gdy w pewnych punktach
sprzeciwia się ortodoksji, wówczas dobro Kościoła nie może być krzewione
przez uznanie kanoniczne [Bractwa]. Albo papież w doskonały sposób
realizuje obowiązki wynikające ze swego urzędu, albo bogobojni katolicy
nie mogą z nim współpracować.
Wprost przeciwnie: można sobie wyobrazić wiele sytuacji, w jakich
uznanie kanoniczne Bractwa faktycznie służyłoby dobru Kościoła,
niezależnie od osobistej wiary papieża, a zatem powinno zostać
zaakceptowane, jeśli naprawdę chce się służyć Kościołowi. Jednak
rozstrzyganie, czy taka sytuacja właśnie teraz ma miejsce, nie stanowi
przedmiotu niniejszego artykułu. A jednak to, iż wspomniana sytuacja
mogłaby rzeczywiście zaistnieć, powinno być oczywiste dla wszystkich.
Przez sam fakt, iż mogłoby dojść do czegoś takiego, stanowisko, wedle
którego przyjęcie uznania kanonicznego mogłoby być osądzane tylko na
podstawie czyjejś jedności z wiarą papieża, okazuje się fałszywe.
Podsumowanie
Uznanie, że współpraca [z Rzymem] jest możliwa tylko wówczas, gdy
zachodzi pełna jedność wiary z papieżem, nigdy nie było stanowiskiem
osób kierujących Bractwem – ani w czasach, gdy żył Arcybiskup, ani
potem. Współpraca między Bractwem a papieżem do pewnego stopnia zawsze
miała miejsce; także w chwili obecnej mamy do czynienia z pewnym
poziomem współpracy. Mówiąc ogólnie, należy odmówić współpracy, gdy
sprzeciwia się ona interesom Kościoła, a podjąć ją, gdy dokonuje się ona
w interesie Kościoła. W szczególności zatem uznanie kanoniczne powinno
być przyjęte, jeśli jest dobre dla Kościoła, i odrzucone, jeśli takim
nie jest – niezależnie od tego, jaka jest wiara papieża.
za: https://news.fsspx.pl/2017/06/jednosc-wiary-z-papiezem-franciszkiem-a-kanoniczne-uznanie-bractwa-kaplanskiego-sw-piusa-x/