Polski filo bohemizm, albo odwrotny, pogardliwy protekcjonalizm do Czechów zasłania procesy, które dokonują się w Republice Czeskiej, a co umyka polskim obserwatorom.
Cennych informacji dostarcza wywiad konwertyty na islam Piotra Ibrahim Kalwasa zAleksanderem Kaczorowskim, “Sikając na Czechy czyli krótka rozmowa o narodzie który powstał z karpia”, bohemistą, slawistą, pisarzem i tłumacz literatury czeskie zamieszony na portalu onet.pl
Analiza przedstawiona przez Kaczorowskiego jest tak cenna, że przytaczamy całe fragmenty dotycząc nacjonalizmu czeskiego i Kościoła:
“Z tym ateizmem Czechów to zawracanie głowy. Po prostu większość ludzi nigdy nie miała kontaktu z jakąkolwiek zinstytucjonalizowaną religią, oczywiście poza nacjonalizmem, który jest ich narodowym wyznaniem. Czeski nacjonalizm to jest coś nieprawdopodobnego. Może pan być faszystą albo komunistą, liberałem czy chadekiem, ale jeśli jest pan Czechem, to wolno panu wszystko. (…) Dlatego Czesi są najbardziej tolerancyjni wobec związków homoseksualnych, a jednocześnie najbardziej ksenofobiczni i najbardziej w Europie nienawidzą islamu. Bo szariat jest całkowitym zaprzeczeniem pomysłu na życie tej zbiorowości, dlatego budzi taki strach.
Te postawy sięgają jeszcze XIX wieku, gdy formował się czeski nacjonalizm, bardzo wsobny; w zasadzie jedynym kryterium było posługiwanie się językiem czeskim, plebejskie pochodzenie i niechęć do Niemców, szlachty i Żydów. Wraz z utworzeniem niepodległego państwa w 1918 roku za wroga uznano także kościół katolicki, ze względu na jego związki z Austrią – przed pierwszą wojną niemal cała hierarchia kościelna na ziemiach czeskich składała się z austriackich arystokratów.
Jak już wspomniałem, czeski nacjonalizm tradycyjnie był w kontrze do katolicyzmu. Antyklerykalny był nie tylko ruch robotniczy, bardzo silny w Czechach już od końca XIX wieku, ale i liberałowie pokroju Masaryka. Masaryk już za młodu zerwał z Watykanem, a po ślubie z Amerykanką przesiąknął unitarianizmem, który nie ma wiele wspólnego z chrześcijaństwem.
Ponadto Tomasz Masaryk (nazywany przez Czechów tatusiem – „tatíčkiem” – założycielem nowego narodu czeskiego) uważał husytyzm, będący w istocie średniowieczną schizmą, za jakiś czeski pre-protestantyzm sto lat przed Lutrem. Tak mu było wygodnie, bo dzięki Husowi mógł ustawić czeską tradycję narodową w kontrze zarówno do Wiednia, bastionu ultrakonserwatyzmu katolickiego, jak i do Berlina, czyli twierdzy niemieckiego protestantyzmu i nacjonalizmu, które były ze sobą splecione. Przy tym Masaryk, z pochodzenia Słowak [matka Niemka z Moraw – przyp. red.], był oczywiście człowiekiem o umysłowości niemieckiej, odebrał niemieckie wykształcenie, a po czesku nauczył się porządnie mówić i pisać dopiero jako trzydziestolatek, gdy zamieszkał w Pradze. Zresztą całe tzw. czeskie odrodzenie narodowe było kopią niemieckiego nacjonalizmu z przełomu XVIII/XIX wieku, to są bliźniacze zjawiska.
On był Czechem z wyboru, więc ich sobie wymyślił, że to niby husyci, protestanci, wielcy humaniści. W latach dwudziestych Masaryk walczył z rodzimym kościołem katolickim jak Bismarck w czasach kulturkampfu, zresztą z tym samych powodów. Obydwaj mieli wątpliwości, czy katolik może być lojalnym obywatelem państwa narodowego.
Problem polegał na tym, że w chwili powstania tego państwa niemal sto procent Czechów nominalnie stanowili katolicy. To był relikt z czasów monarchii habsburskiej, gdzie każdy był przypisany do jakiegoś wyznania. Gdy zmieniła się koniunktura i nagle nie trzeba już było być katolikiem, ani nie opłacało się nim być – a nawet zdecydowanie opłacało się nim nie być – miliony Czechów zerwały z Kościołem, jedni z pobudek ideowych, jak komuniści, inni patriotycznych, a najwięcej ludzi chyba z wygodnictwa i koniunkturalizmu.
Część z nich, prawie milion ludzi, dołączył zresztą do kościoła narodowego, utworzonego w 1919 roku przez zbuntowanych księży katolickich, takich księży-patriotów, którzy przy okazji znieśli celibat i zaprowadzili obrządek w języku czeskim. Ten kościół wciąż istnieje, ma jakieś sto tysięcy wiernych. Natomiast do katolicyzmu przyznaje się co piąty Czech, z czego połowa praktykuje. Wbrew pozorom to katolicy są więc najliczniejszą grupą wyznaniową w Czechach. (…) Czeski katolicyzm wydaje mi się bardziej interesujący niż ateizm. Jest kwestią świadomego wyboru, sporo w nim konwertytów, takich jak znany myśliciel ks. Tomas Halik, który pochodzi z kompletnie zlaicyzowanej rodziny, ochrzcił się jako młody mężczyzna, jeszcze za komuny. Nikt tam nie zagania wiernych do kościoła, nie ma tej presji społecznej. Komenderowanie jest bardzo źle widziane. Przeżyłem coś takiego przed laty w Taize. Poznałem tam dwoje czeskich studentów, zaraz po aksamitnej rewolucji. Któregoś razu rozmawiamy sobie na trawie, a tu podchodzi Polak, taki pre-hipster z brodą i pyta, czemu nie idziemy na mszę, czy nas to nie obowiązuje. Po polsku, oczywiście. Na co Czeszka tylko spojrzała na niego przeciągle i powiedziała: Tak tenkrát si to přehnal. W wolnym tłumaczeniu: No, teraz to przegiąłeś… To było moje doświadczenie formacyjne, jeśli idzie o Czechów.
U nich widać już to nacjonalistyczne przegięcie, całkiem jak w Polsce. Prymas Duka płynie na tej fali strachu przed uchodźcami. W Czechach ludzie też się boją, chcą się pozamykać przed obcymi, a Kościół ich z tego rozgrzesza. Nie chcę Pana zmartwić, ale politycznie Kościół w Czechach ewidentnie rośnie w siłę, i to niestety w takim tradycyjnym polskim stylu.
Fenomenem ostatnich lat są zresztą konwersje znanych polityków, przeważnie związanych z eurosceptyczną centroprawicą, jak były premier Mirek Topolánek czy dysydent i przyjaciel Havla Alexandr Vondra. Niedawno ochrzcił się także rzecznik prezydenta Zemana Jiří Ovčáček. Kościół ma atrakcyjny przekaz: islam jest be, zachód to cywilizacja śmierci, a Czesi to dumny chrześcijański naród – przecież jak ich władcy się chrzcili, to Piastowie modlili się jeszcze do klocka drewna”.
na zdjęciu św. Wacław patron Czech