Przewrót franciszkański i milczenie
DoRzeczy.pl
To, co uderza we współczesnej debacie religijnej to fakt,
że najbardziej rewolucyjne stwierdzenia przechodzą w niej… bez echa.
Jakże to tak, myślę sobie, czyżby wszyscy otępieli, całkiem słuch
stracili, zupełnie już przestali zważać na słowa? Są one tylko pustym
dźwiękiem, znakiem odległym i niewyraźnym nigdy niedosiężnej prawdy?
Nie wiem. Pewne jest wszakże, że ostatnia wypowiedź Ojca Świętego
Franciszka w wywiadzie dla włoskiego dziennika „Avvenire” [XII.2016] nie powinna
przejść niedostrzeżona.
Natrafiłem na nią na jednym z amerykańskich portali i pomyślałem, że tym
razem do tłumaczenia musiał wkraść się albo błąd albo ktoś celowo słowa
papieża wypaczył. Niemożliwe, mniemałem, żeby wypowiedź tak znacząca,
tak istotna i nowa nie spotkała się z lawiną komentarzy, analiz, opinii.
Jakież było moje zdumienie, kiedy znalazłem ją, w takiej samej postaci,
przytoczoną po polsku przez Radio Watykańskie! Papież Franciszek
powiedział, że „wszelki prozelityzm między chrześcijanami jest w sobie
ciężkim grzechem i jest sprzeczny z samą dynamiką stawania się i bycia
chrześcijanami.” I żeby nikt nie miał wątpliwości co miał na myśli
dodał: „Kościół to nie drużyna piłkarska, która szuka kibiców”.
Naprawdę, to właśnie Ojciec Święty powiedział i też naprawdę, nikt
niemal tych słów nie zauważył!
Czym jest „prozelityzm między chrześcijanami”? Oczywiście, nawracaniem,
przekonywaniem do swych racji. Jest tym, co do tej pory Kościół
katolicki zawsze robił i co zawsze uważał za swój obowiązek: pokazywać
prawdę objawienia i przekazać ją w nieuszczuplonej postaci, także tym,
którzy jak protestanci, jej nie przyjmowali i nie przyjmują. Teraz
jednak nawracanie zostało nazwane „prozelityzmem” – już samo to słowo
jest dziwaczne, pierwotnie stosowano je w odniesieniu do pogan, którzy
nawracali się na judaizm. Nie mniej zaskakuje metafora, jaką posłużył
się papież: porównał nawracanie do zdobywania kibiców przez różne
drużyny sportowe. Tak jakby przynależność do wspólnoty chrześcijańskiej
– katolickiej, luterańskiej, prezbiteriańskiej lub metodystycznej – była
tym samym co kibicowanie jakiemuś zespołowi. Czyli: wiadomo, że kluby
są sobie równe, żaden nie jest bardziej prawdziwy i autentyczny, tak
samo jest z kościołami. Czytałem te słowa wiele razy, tak jak i cały
wywiad w „Avvenire" i doprawdy, włos jeżył mi się na głowie.
Przecież jeśli papież mówiłby prawdę, to wyszłoby na to, że przez
ostatnich kilka wieków katoliccy nauczyciele, którzy dążyli
do nawracania protestantów popełniali ciężki grzech! Nie byle jacy
nauczyciele, ale praktycznie wszyscy papieże od XVI wieku a także
najwięksi i najbardziej szanowani jezuici, ojcowie zakonu, z którego
Franciszek się wywodzi. Czym innym zasłynął Piotr Kanizjusz, jak
nie odzyskaniem dla katolicyzmu Niemiec? Na czym polegało zaangażowanie
Piotra Skargi, jak nie na walce o dusze protestantyzujących się Polaków?
A jak rozumieć tych wszystkich ludzi, którzy w XIX, XX wieku odkryli,
że to Kościół rzymski przechował nieskażone słowo objawienia? Czy
kardynał Newmannteż nie rozumiał „dynamiki bycia chrześcijaninem”?
Po jakie licho przez tyle lat zmagał się z sobą i z otoczeniem?
Co zrobić z Chestertonem? Z Julianem Greenem, z Evelynem Waugh? Więc
to wszystko było bez sensu? To, czym Kościół do tej pory się chlubił
– setkami, tysiącami konwertytów – nagle stało się „ciężkim grzechem”?
Spór o autentyczność, podawanie racji, tłumaczenie, dążenie do pełni
prawdy okazuje się nagannym „prozelityzmem”? I tak jak jedni kibicują
Realowi Madryt a inni Barcelonie, jedni Legii Warszawa a inni Polonii
tak też jest z katolikami i luteranami i episkopalianami i adwentystami?
Niech każdy zostanie u siebie, niech każdy swoim kibicuje, niech każdy
pilnuje swoich sektorów?
Nie mniej musi zdumiewać, że papież Franciszek w cytowanym tu wywiadzie
kilka razy odwoływał się do Soboru Watykańskiego II. To w jego tekstach,
najwyraźniej, upatruje uzasadnienia swojej postawy. Tyle, że mimo
pewnej mglistości i często braku precyzji teksty soborowe niczego
podobnego do tego, czego naucza papież, nie zawierały. Ot, w słynnej
skądinąd deklaracji „Dignitatishumane”, jednym z najważniejszych
dokumentów Soboru, ojcowie napisali: „Wierzymy, że owa jedyna prawdziwa
religia przechowuje się w Kościele katolickim i apostolskim, któremu Pan
Jezus powierzył zadanie rozszerzania jej na wszystkich ludzi, mówiąc
Apostołom: "Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię
Ojca i Syna i Ducha Świętego, ucząc je zachowywać wszystko, cokolwiek
wam przykazałem" (Mt 28,19-20). Wszyscy ludzie zaś obowiązani są szukać
prawdy, zwłaszcza w sprawach dotyczących Boga i Jego Kościoła,
a poznawszy ją, przyjąć i zachowywać.” To co Sobór czyni obowiązkiem
każdego człowieka – działania służące poznaniu jedynej prawdziwej
religii przechowywanej w Kościele katolickim, przyjęcie jej i zachowanie
– papież nazywa grzechem i to nie byle jakim ale ciężkim. Ten sam Sobór
w dekrecie o ekumenizmie naucza "Sposób formułowania wiary katolickiej
żadną miarą nie powinien stać się przeszkodą w dialogu z braćmi. Całą
i nieskazitelną doktrynę trzeba przedstawić jasno. Nic nie jest tak obce
ekumenizmowi jak fałszywy irenizm, który przynosi szkodę czystości
nauki katolickiej i przyciemnia jej właściwy i pewny sens."Ale czy słowa
Franciszka to nie właśnie hiperirenizm? Dalej: w ogłoszonym przez
kardynała Josepha Ratzingera, przyszłego papieża Benedykta XVI
dokumencie „Dominus Iesus”, podpisanym przez Jana Pawła II, zostało
napisane: „«Nie wolno więc wiernym uważać, że Kościół Chrystusowy jest
zbiorem — wprawdzie zróżnicowanym, ale zarazem w jakiś sposób
zjednoczonym — Kościołów i Wspólnot eklezjalnych”. Jak to wiernym
nie wolno, skoro sam papież stwierdza, że różne wspólnoty kościelne są
niczym drużyny piłkarskie, a przekonywanie do zmian barw klubowych jest
moralnie niewłaściwe?
A może coś przegapiłem, może są inne możliwości rozumienia słów
papieskich? Spróbujmy raz jeszcze je zbadać. Po pierwsze, może
Franciszek nie powiedział tego, co powiedział? Jednak skoro dokładnie
te same twierdzenia padają we włoskim oryginale, angielskich
tłumaczeniach i oficjalnym polskim przekładzie, tej tezy nie da się
obronić. Po drugie Franciszkowi może chodziło o coś innego niż to się
powszechnie przyjmuje? Ale każda słownikowa definicja „prozelityzmu”
jasno mówi, że chodzi o zmianę wiary, o przejście z jednej wspólnoty
religijnej do drugiej. Może papież miał na myśli przymusowe nawrócenia?
Nie. Mówi „wszelki prozelityzm”, a więc także ten, do którego dochodzi
za pośrednictwem słowa, argumentów, przekonywania. A może ma na myśli
płytki prozelityzm, kiedy to ktoś zmienia poglądy jak rękawiczki
lub robi to ze względu na materialne korzyści? Tyle, że takiego
zastrzeżenia nie ma.
Trzeba by zatem jego wypowiedź rozumieć dosłownie? Lecz to nie
do przyjęcia. Gdyby faktycznie Franciszka rozumieć literalnie, to trzeba
by uznać, że dokonał radykalnego przewrotu i przekreślił tradycję.
Tylko i ta hipoteza ma swoją słabą stronę. Bo gdyby tak się stało,
to przecież taki akt zostałby, nie ma wątpliwości,powszechnie
dostrzeżony. Przecież setki, tysiące teologów, historyków, znawców
dostrzegłoby owo zerwanie i przynajmniej dopominałoby się wyjaśnień.
Przynajmniej pytałoby o co chodzi? Ba, błagałoby o wytłumaczenie,
szukałoby właściwego znaczenia.
Tymczasem słowa padają, są czytane, docierają w różnych językach
do całego świata, reakcji nie ma. W czym rzecz? Czy język aż tak się
zdezawuował? Może wszyscy, co się tyczy możliwości dotarcia do prawdy
religijnej stali się tak wielkimi sceptykami, że najosobliwsze nawet
stwierdzenia nie spędzają im snu z powiek?Może powszechnie przyjmują,
że żadne twierdzenie Boga nie sięga, a dogmaty wiary są jedynie odbiciem
niejasnym i symbolicznym nieskończenie niepochwytnego Słowa? A może
odpowiedź jest jeszcze inna: zbliżamy się do chwili, o której mówił
Jezus, gdy pytał „czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę gdy przyjdzie”.
Powszechna oziębłość i obojętność zastąpiła gorliwość. Paplanina wyparła
wiarę. Cóż, niezwykła to epoka, w której żeby wyjaśniać wypowiedzi
następcy świętego Piotra trzeba odwoływać się do czasów ostatecznych.
https://dorzeczy.pl/codzienne-felietony/16006/Przewrot-franciszkanski-i-milczenie.html