Po przywitaniu przybyłych przez organizatorów, odprawiona została Msza św. przez ks. prałata dr. Romama Kneblewskiego. Przed posiłkiem wieczornym wręczony został laur "Custos Traditionis" dla ks. Piotra Baranowskiego jako podsumowanie jego jednorocznej pracy dla Tradycji Katolickiej. Laurem była piękna świeca.
Po kolacji prałat wyglosił jako pierwszy wykład pt. "Teologia architektur dawnych świątyń". Po dyskusji miał miejsce drugi wykład, "Perspektywy pełnej łączności Bractwa św. Piusa X ze Stolicą Apostolską", ktory wygłosił Piotr Błaszkowski /tekst w załączeniu/. Wywiązała się gorąca dyskusja nacechowana troską o przyszłość Kościoła.
(inf. własna "Katolik Tradycji")
wygłoszone na
II Spotkaniu Tradycji Katolickiej w Zakroczymiu
12 czerwca AD 2009
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,
Rozmowa o Kościele jest z jednej strony prosta, tak jak Pan Bóg jest bytem prostym i doskonałym, i jednocześnie trudna, gdyż ludzka strona Kościoła jest złożona. Tematem mojej wypowiedzi są „Perspektywy pełnej łączności Bractwa Św. Piusa X ze Stolicą Apostolską”.
Temat jest trochę prowokacyjny dla nas, którzy korzystamy z sakramentów w kościołach i kaplicach należących do Bractwa św. Piusa X, gdyż zawsze i wszędzie czujemy się w jedności z Kościołem i Jego nauką. Rozumiem, że jest to prowokacja zamierzona, a jej celem jest wyjaśnienie w sposób prosty skomplikowanej materii, jaką jest stan kryzysu w Kościele.
Zacznę od zacytowania historycznego kazania Abpa Lefebvre’a z okazji 50 rocznicy jego kapłaństwa, wygłoszonego 23 września 1979 w Paryżu, w którym ten wielki biskup zawarł swój testament. Cytuję:
Dlatego mówię wam: na chwałę Trójcy Przenajświętszej, z miłości do Pana naszego Jezusa Chrystusa, ze czci, jaką macie dla Najświętszej Maryi Panny, z miłości do Kościoła, z miłości do Ojca Świętego, z miłości do biskupów, kapłanów, wszystkich wiernych, dla zbawienia świata, dla zbawienia dusz, zachowajcie ten testament Naszego Pana Jezusa Chrystusa! Zachowajcie Ofiarę Pana naszego Jezusa Chrystusa! Zachowajcie Mszę Wszechczasów!
A ujrzycie, jak rozkwita na nowo cywilizacja chrześcijańska, cywilizacja, która nie jest dla tego świata, ale która prowadzi do państwa katolickiego, a ta katolicka społeczność przygotowuje państwo katolickie w Niebie. Katolicka społeczność ziemska nie ma innego celu, niż bycie przygotowaniem państwa katolickiego w Niebie.
Zachowując więc Krew Naszego Pana Jezusa Chrystusa, zachowując Jego Ofiarę, zachowując tę Mszę, tę samą, którą przekazali nam nasi poprzednicy, Mszę będącą spuścizną od czasów samych Apostołów, przekazywaną do dnia dzisiejszego – a za kilka chwil wymówię nad kielichem z moich święceń te same słowa, i jakże byście chcieli, abym miał wymówić inne słowa, niż te, które wypowiedziałem pięćdziesiąt lat temu nad tym kielichem, to przecież niemożliwe, nie wolno mi zmienić tych słów – więc będziemy dalej wypowiadać te same słowa konsekracji, jak nas nauczyli nasi poprzednicy, jak papieże, biskupi i kapłani, którzy byli naszymi wychowawcami, nas tego nauczyli, aby Pan nasz Jezus Chrystus królował i aby dusze się zbawiały za pośrednictwem naszej dobrej Matki Niebieskiej.
Jakie piękne kazanie, chciałoby się powiedzieć. Czy moi Szanowni Słuchacze słyszeli w nim o jakimś „równoległym” Kościele? O konieczności oderwania się? To kazanie o przekazywaniu nauki Naszego Pana, a przekazywanie to po łacinie „tradicio”. A co się działo, przepraszam za eufemizm, „po drugiej stronie biskupiej barykady”? Paktowanie ze światem, choć Nasz Pan wielokrotnie mówił, że świat jest naszym wrogiem. Na szczęście zaślepienie książąt kościoła, które znakomicie wyraża kuriozalna i naiwna encyklika Jana XXIII „Pacem in terris”, kończy się na naszych oczach. Jeden dziennikarz nazwał ją w dzienniku „Rzeczpospolitej” „końcem epoki kremówkowej”. Benedykt XVI stwierdza wręcz dramatycznie „módlcie się za papieża, by nie uciekł przed wilkami”.
Często rozmawiając o powrocie do Tradycji Katolickiej spotykałem się z problem mentalności w tym sensie, że pobożni wierni wyrażają zdumienie pytając: jak to możliwe by książęta Kościoła zwątpili. Dlatego przypominam Wam moi drodzy, ze historycznie rzecz biorąc mięliśmy już takie sytuacje: mieliśmy 3 papieży równocześnie, mieliśmy papieża rozpustnika, mieliśmy papieży wybieranych przez zwalczające się rody rzymskie, mieliśmy papieży wybranych wolą cesarzy, mieliśmy papieża sprzyjającego herezji ariańskiej, której z kolei przeciwstawiali się św. Atanazy i św. Hilary. Mieliśmy papieża, nad którym ciąży grzech zaniechania po pierwszym wystąpieniu mnicha Lutra. Skoro to wszystko było, można i przyjąć, że byli papieże, a mam na myśli Pawła VI czy Jana Pawła II, którzy nie głosili nauki Chrystusowej, tylko ludzką herezję ekumenizmu. Skoro tak było, sprawdziły się słowa Naszej Pani w La Salette, że „Rzym straci wiarę”. Nie Kościół, bo on wiary nie straci, ale właśnie „Rzym” rozumiany jako pewna struktura. Że „biskup wystąpi przeciw biskupowi”. Arcybiskup Lefebvre’a w swojej książce „Oni go zdetronizowali” przytoczył symptomatyczne starcie kard. Bea przeciw kard. Bacci, jakie miało miejsce na komisji przygotowującej schematy na przyszły Sobór nazwany później Watykańskim II. By zakończyć myśl przypomnę ostatnie wystąpienia (byłego już) przewodniczącego Episkopatu Niemiec kard. Karla Lehmanna, ucznia niesławnej pamięci teologa jezuity Karla Rahnera. Kardynał wprost zanegował dogmat o odkupieńczym charakterze śmierci Jezusa Chrystusa. Gdzieś indziej powiedział publicznie w radiu, że nie wierzy w Kościół. Pytam więc, a w co więc wierzy? Co więc wierni katolicy mają wspólnego z kard. Lehmanem? Chyba nic, ale on jest „Rzymem”, jest częścią oficjalnej struktury. To on straszy schizmą, on mówi o posłuszeństwie względem „ducha soboru”. Czy z heretykami można się porozumieć? Jest to pytanie retoryczne, św. Augustyn pisze przecież, że NIE. Sami widzimy, że wierni Katolickiej Tradycji muszą trwać w świętym oporze przeciw heretyckim biskupom, co zresztą już miało miejsce podczas herezji ariańskiej.
A teraz pozwolę sobie opisać sobie stan Kościoła, biorąc pod reflektor naszej analizy dwa zdarzenia, które pozwolą zrozumieć osobę obecnego papieża.
Pierwsze to nowy i stary sposób udzielania Komunii św. przez Benedykta XVI., jaki widzimy, gdy transmituje je watykańska TV. Jest on cudownie estetyczny i dogmatycznie tradycyjny. Wierni przyjmują Ciało Pańskie do ust, klęcząc przed balaskami, które kazał przywrócić nowy papieski ceremoniarz monsignore Guido Marinni. Ale kiedy rozszerzymy kadr kamery możemy zobaczyć nieskończone i straszne profanacje. Tuż obok Ojca św. „modern” księża dają Komunię św. do łapy i na stojąco! Partykuły czyli cząstki Ciała Chrystusowego spadają na ziemię, deptane na Placu św. Piotra. Pytam się Was drodzy słuchacze, czy to miasto się ostoi? Czy kara Boża przepowiedziana przez Naszą Panią w La Salette się nie spełni, że „miasto na wzgórzach” zostanie zburzone? Jeśli zostanie zniszczone, będziemy wiedzieć dlaczego. A Ojciec święty wie co czynić, ale pozbywszy się władzy kluczy piotrowych milczy. Zaiste, smutny widok zdetronizowanego monarchy.
Drugi snop reflektora kieruję na bardzo ważne słowa, które nasz umiłowany Ojciec św. napisał w liście z 10 marca 2009, w którym w pewien sposób tłumaczy się przed światem z decyzji zdjęcia ekskomuniki z biskupów Bractwa. Cytuję:
Z tego względu wysiłek na rzecz wspólnego świadectwa wiary chrześcijan - na rzecz ekumenizmu – wpisany jest w najwyższy priorytet. Łączy się z tym konieczność, aby wszyscy wierzący w Boga wspólnie szukali pokoju, próbowali się do siebie zbliżyć, aby wspólnie dążyć, pomimo różnych obrazów Boga, ku źródłu światła – tym właśnie jest dialog międzyreligijny.
Zwróćcie uwagę na modernistyczną konotację tego zdania. Jego wieloznaczność. To przecież echo soborowej deklaracji „o religiach niechrześcijańskich” w których jest ziarno prawdy. Ich „bogowie” są naszym Bogiem. Może to znaczyć, że Jasiu i Kasia, którzy w tym roku w Zakroczymiu przystąpili do pierwszej Komunii św., muszą razem z innymi innowierczymi i pogańskimi dziećmi razem dążyć do jakiegoś utopijnego „Źródła”. A czyż owo „źródło światła” nie zamieszkało w ich małych serduszkach jako Trójca Przenajświętsza, czego uczy zwykły katechizm? A może papieżowi chodzi o nową duchową „syntezę” ludzkości? Na tym zakończę interpretację wypowiedzi Benedykta XVI, bo przerasta ona mój prosty umysł.
Ta symptomatyczna wypowiedź odsłania jednak bardzo wyraźnie pewien modernizm teologiczny papieża. Otóż Benedykt XVI, który w odróżnieniu od rewolucjonisty Jana Pawła II uważa, że Kościołowi potrzebna jest Tradycja, ukuł nowy termin teologiczny tj. „hermeneutyka ciągłości” co się tłumaczy jako interpretacja ciągłości. Znaczy to ni mniej ni więcej to, że wszystkie dokumenty Vaticanum II nie stanowią zerwania z Tradycją, ze wcześniejszym Magisterium, ale są wyrazem ich uprawnionego rozwoju. Dla wszystkich tu obecnych, którzy są jak sądzę po lekturach antymodernistycznych i tradycyjnie katolickich książkach, nie ma wątpliwości, że nie da się połączyć prawdy i fałszu. A ratzingerowska „hermeneutyka” to teologiczna kwadratura koła. Benedykt XVI nie jest papieżem Tradycji. Jest, co sam wielokrotnie mówił i co zresztą robi, kontynuatorem soborowych dokumentów, tyle tylko, że bez skandalicznego ekstremizmu Jana Pawła wyrażonego w Asyżu. Jeśli nie wierzycie, poczytajcie niekatolickie wypowiedzi kard. Kaspera od 2001 r. nieprzerwanie piastującego funkcje przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Praktycznie w ramach pojednania z FSSPX w jednym organizmie kościelnym musiały by funkcjonować dwa przeciwstawne poglądy, dwie przeciwstawne teologie. Nie trzeba być profesorem, wystarczy być zdroworozsądkowym prostym człowiekiem, żeby stwierdzić, że jest to niemożliwe. Nie chcemy „religijnego supermarketu” jak w diecezji lubelskiej, gdzie pod okiem arcypasterza funkcjonują katoliccy tradycjonaliści, charyzmatycy, neokatechumenat, a o. Hryniewicz z pewnego, chyba już niezbyt katolickiego uniwersytety wygłasza tezy o „pustym piekle”.
Aby zrozumieć stanowisko Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X znowu posłużę się słowami wielkiego obrońcę wiary arcybskupa Marcela. Otóż w wywiadzie da „Fideliter” z jesieni 1988 r. powiedział.
Cytuję w skrótach: „Nie pojmujemy pojednania w ten sam sposób. Kard. Ratzinger widzi je jako spacyfikowanie nas, doprowadzenie do uznania soboru (...) My widzimy je jako powrót Rzymu do Tradycji (...), zakładając, że za jakiś czas Rzym da sygnał, że chcą nas z powrotem widzieć, wznowić rozmowy, wtedy ja postawię warunki. (...) Postawię wówczas pytania na płaszczyźnie doktrynalnej: Czy zgadacie się z wielkimi encyklikami wszystkich tych papieży, którzy was poprzedzali? Czy zgadzacie się z „Quanta cura” Piusa IX, „Immortale Dei”, „Libertas” Leona XIII, „Pascendi” Piusa Xi, „Humani generis” Piusa XII? Czy jesteście w pełnej jedności z tymi papieżami i ich nauczaniem? Czy możecie podpisać „Przysięgę antymodernistyczną”? Czy jesteście zwolennikami społecznego panowania Chrystusa Króla? Jeśli nie akceptujecie nauczania waszych poprzedników, nie warto z wami rozmawiać. Dopóki nie zaakceptujecie rewizji soboru uwzględniającej nauczanie papieży, którzy was poprzedzali, dialog nie ma najmniejszego sensu. To bezużyteczne. Nie dzielą nas błahostki. Nie wystarczy powiedzieć nam: możecie odprawiać starą Mszę, ale trzeba zaakceptować to i tamto. Nie, to nie tylko nas różni, ale także doktryna. To jasne”.
W tych słowach zawiera się nie pycha, ale świadomość herezji „rzymu”. I to jest zasadniczym problemem. Powyższe mocne słowa uzupełnię o myśl natury praktycznej, którą wypowiedział I asystent Przełożonego Generalnego ks. Nikolas Pfluger podczas swojej wizytacji w kościele w Gdyni 31.10.2008 r. Otóż stwierdził, że nawet hipotetycznie można by wypracować jakąś formę kanonicznego porozumienia, ale tylko wtedy, kiedy sam papież broniłby Bractwa św. Piusa X. Broniłby Tradycji Katolickiej przed modernistycznymi biskupami, których władza z istoty urzędu zawsze jest silna. Wydarzenia styczniowo-lutowe tego roku pokazały, ze nie tylko musiałby bronić przed biskupami, ale i przed całym bezbożnym, antychrześcijańskim światem. Nie mamy złudzeń, że musiałby mieć siłę Tytanów. Znakiem jego woli i siły są katolicy Tradycji we francuskim Amiens, którzy od blisko roku uczestniczą we Mszy św. „na świeżym”, ale i mroźnym powietrzu, kiedy w koło wiele pustych kościołów. Miejscowy biskup Ratyzbony natomiast sprzeciwia się tegorocznym świeceniom w seminarium Bractwa w Zaitzkofen. Księża diecezjalni w Polsce odprawiają Msze Wszechczasów z pewnym lękiem i dyskrecją, dokonując autocenzury swych kazań, w obawie przed swymi biskupami. To nie jest normalna sytuacja. To się musi zmienić.
Kiedy i jak to się stanie owa – ironicznie stwierdzam – „pełna jedność” tego nie wie nikt. Może przy końcu świata? Może przy Tryumfie Niepokalanego Serca Maryi? A może za następnego papieża, co wcale nie jest nierealne. Tego nie wiemy, choć staramy się czytać ze znaków. Na razie widzimy, że cudownie realizowane są postulaty sformalizowane publiczne przez Przełożonego Bractwa bpa Falleya, a skierowane do Ojca św. Pierwszy: „uwolnienie” Mszy św., przez 30 lat zakazanej i zwalczanej, co stało się, za sprawą, w co nikt nie wątpi, krucjaty różańcowej. Drugi postulat to zniesienie ekskomuniki z biskupów Bractwa, którą zawsze uważaliśmy za niesprawiedliwą i niekanoniczną. I znowu za sprawą krucjaty różańcowej, w której wielu obecnych tu na sali uczestniczyło gorliwie, to się dokonało. Został trzeci punkt, najtrudniejszy: rozmowy teologiczne. Jak uzgodniły strony, mają mieć one formę pisemną i niepubliczną. I tu zaskoczenie. Przełożony Generalny bp. Fellay zwrócił się z gorącym apelem o kolejna Krucjatę 12 milionów różańców, ale nie w intencji niezwykle trudnych rozmów teologicznych, ale o Tryumf Niepokalanego Serca Maryi i poświęcenie Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi przez papieża w łączności z biskupami świata. Liczba „12” to nawiązanie do ilości gwiazd pod stopami Niewiasty z Apokalipsy. Znaczyłoby to, że bp. Bernard Fellay jest wyjątkowym realistą jeśli chodzi o „pełną jedność”. Ta zaś może dokonać się przez Prawdę, której fundamentem jest nie dialogowanie ze światem, nie oddawanie pokłonu Bestii przez akceptację bezbożnego ducha świata, jak chociażby przez uleganie judaistycznym zabobonom i wkładanie karteczek w ścianę płaczu w Jerozolimie. Nie chodzi o kompromis z herezją, czy kompromis z kompromisem. Chodzi o chwałę Prawdziwego Boga w Trójcy Jedynego. Chodzi o zbawianie dusz, aż się miara wybranych wypełni i przyjdzie Nasz Pan Jezusa Chrystus, aby sądzić żywych i umarłych.
Piotr Błaszkowski