CI NAJMNIEJSI...
To, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili...
Pan Jezus biorąc dzieci na kolana...
Kiedy mówimy o aborcji, budzimy emocje. Z jednej strony gniew jej przeciwników, z drugiej złość i smutek zwolenników i zwolenniczek. Bądźmy szczerzy, to nie jest prosty temat, i każdy ma swoje "argumenty". Stojąc po stronie Prawdy, mamy jednak obowiązek wsłuchać się w to, co płynie z serc, które wyznają błąd. Nie po to, aby ten błąd przyjąć... ale aby mieć miłosierdzie. Pewnego rodzaju mgła w sercu może być źródłem wielkich grzechów. Skąd przychodzi ta mgła, tego nie dociekniemy, jej źródłem jest wiele czynników, o których tutaj nie sposób mówić. Dość, że sumienia we mgle błądzą, i aby je zbudzić, nie jest potrzebny gniew, ale prawda i modlitwa. I wielka skromność ze strony tych, którzy tę prawdę niosą...
Przypomnijmy, że aborcja jest grzechem, grzechem niewątpliwie ciężkim, jest zamachem na ciało dziecka, na ciało samej kobiety, na cel zawodu lekarza, który ją wykonuje, ale przede wszystkim na duszę maleństwa, które rośnie w łonie matki. Nie będziemy opisywać sposobu tego procederu, wielu o tym już wie. Skupmy się na tym, że życie dziecka jest darem, jest decyzją Boga o poczęciu się nowego życia. Nie nam decydować o tym, co z tym jakże delikatnym życiem się stanie. Kobieta jest stworzona do macierzyństwa, nawet jeśli matką nie zostaje, jest w niej zawsze część matczyna, ciepła, pragnąca dawać schronienie, opiekę, zapewniać bezpieczeństwo, towarzyszyć dziecku w jego rozwoju, pomagać mu w nim, zachęcać do tego, być przykładem i pomocą w podejmowaniu dobrych decyzji. Zamach na życie własnego dziecka burzy to, co w niej i naturalne, naturalne jako zgodne z jej wyjątkowym darem, i przede wszystkim Boże... jaki smutek, jaki gniew, jaka rozpacz mogą być źródłem takiej decyzji? Muszą to być uczucia skrajne, uczucia złe, niszczące... bo ich owocem jest zadanie komuś śmierci.
Zapytajmy się o smutek, smutek z różnych powodów. Niechciane dzieci, a raczej dzieci, których nie pragnie się po prostu całym sercem, to często owoc błędu, albo może nieszczęścia. Zapaleni przeciwnicy aborcji powiedzą - grzechu. Powstrzymajmy się jednak od tego osądu, spróbujmy spojrzeć pokornie. Więc jakaś kobieta oczekuje dziecka, może w wyniku zdrady, może jest młoda, i właśnie świat wydaje się walić pod stopami. Może musi się rumienić z powodu upokorzeń związanych z ciążą, może nawet w domu nie słyszy nic dobrego, tylko wyzwiska. Może "dobrzy ludzie" podpowiadają jej, jak rozwiązać problem. Może jest kobietą nowoczesną, elegancka sukienka, modny makijaż, życie z zegarkiem w ręku i na dziecko "brak czasu". Ten ostatni przypadek chyba jest najsmutniejszy, ale niestety pewnie coraz powszechniejszy. Cokolwiek pcha młodą kobietę w przygnębiające lub złe myśli, nie jest to niczym dobrym dla niej. A z pewnością dla dziecka staje się zagrożeniem... wystarczy jeszcze lekarz, za drzwiami gabinetu, do którego nikt przecież nie wchodzi, i są to wszelkie rzeczy, które ciągną do takiej decyzji. Dziecka można nienawidzić, bo rośnie, i nie ma się na to wpływu, można rozpaczać, że się mu nie zapewni przyszłości, można słyszeć w duchu przykre słowa wypowiedziane przy okazji. Ale...
Wróćmy do rzeczywistości. Bo byliśmy w świecie uczuć, po trochu, a po trochu okoliczności. Przyszła mama żyje w naszym wieku, w którym na szczęście nie zabija się nieślubnych dzieci. O ile kiedykolwiek tak było, ale o tym rozsądzą historycy, nie ja. Każdy ma w swoim otoczeniu przynajmniej jedną życzliwą osobę, i zazwyczaj się dąży do takich osób. I trzeba do nich iść. Taka mama powinna więc trzymać się tych, którzy życzą jej i jej dziecku dobrze. Dziecko można oddać. Wielkie dyskusje na temat niemoralności takiego postępowania odłóżmy na bok. Na pewno nie jest niemoralne przekazanie opieki nad swoim maleństwem komuś innemu, o ile żadne inne rozwiązanie nie jest możliwe. Taka mama powinna to wiedzieć i w to wierzyć. Jest to z pewnością trudne, bolesne, ale lepsze niż szukanie rozwiązania w ginekologicznych narzędziach zbrodni. Nie będziemy tutaj również pisać o tym, że najlepszym rozwiązaniem byłoby życie w czystości, bo to truizm, i nic nie pomoże w sytuacji, kiedy niewiasta w ciąży już jest. Grzesznica, wytkną ją palcami niektórzy. Zostawmy im ich wytknięte palce, my raczej nasze dłonie zachowajmy przy sobie, bez głupiej gestykulacji. Za mamę należy i można się modlić (gdyby ktoś w to wątpił), a zamiast plotek raczej należy dobrze o niej mówić, bez przesady oczywiście, nie jest z pewnością święta, ale nie jest też potworem w ciąży. Niby oczywiste, ale nie dla wszystkich. Mama powinna znaleźć pracę, jeśli jej nie posiada (nie jest to proste, zatrudnienie kobiety w ciąży wiąże się z niesamowitymi trudnościami) - ale nie wymagajmy od niej cudów. Powinna przynajmniej wierzyć, że na każdym kroku jej życia czeka pomoc...
Ktoś powie - to głupie rady w naszej ekonomicznej sytuacji. Problem jest głęboki, natury moralnej, należy do niego podejść w taki sposób. Padre Pio jednak problemy natury moralnej radził rozwiązywać na sposób praktyczny. To znaczy nie MYŚLĄC o problemach, ale DZIAŁAJĄC w rzeczywistości. Gdy ktoś jest głodny, należy dać mu jeść, mówi Pan Jezus, nie głosić mu kazania. Gdy mama boi się przyszłości, powinna tę przyszłość zacząć budować po swojemu, a raczej po Bożemu, w codziennych sprawach. Iść po zakupy, sprzątać dom, myśleć o ubrankach dla dziecka. Przede wszystkim o jego duszy, rzecz jasna. Ale i o tym, co trzeba robić teraz, jak zmieniać życie na bieżąco, a jak zmienić je po narodzinach.
Kościół naucza, że dusza maleństwa istnieje od pierwszej chwili, kiedy się poczęło. Zostawmy na boku teologiczne spory na ten temat. Zaufajmy temu, co mówi Kościół. Co mówi teraz. Dusza jest pięknym obrazem Boga. Święta Teresa widziała ją na kształt kuli z kryształu, albo duchowej twierdzy. Dusza dziecka w łonie matki ma jeszcze na sobie znamię grzechu pierworodnego, jeszcze nie zdobi jej blask Łaski, ale jest przeznaczona do tej chwili, gdy się będzie cieszyć Bogiem. Została stworzona dla Boga... dlaczego mielibyśmy nie pozwolić jej żyć, istnieć, rosnąć? Dlaczego matka miałaby nienawidzić tego daru, który w niej jest, daru życia? Nawet gdyby był owocem grzechu, powinna wierzyć, że o ile żałowała, poszła do spowiedzi, jej pokutę i łzy będą miłe Bogu. O tym mówią wszystkie Psalmy. I to, co było przekleństwem, może stać się błogosławieństwem...
Zabijanie niemowląt to wielki grzech, ściągający na siebie karę Boga, i gniew przeciw życiu dziecka wraca do tego, kto ten gniew żywił, bo Bóg mści niewinnych... Ale jest też Bogiem przebaczenia i nawet taki grzech wybacza. Ktoś powie - to potworne, to niemożliwe... Nie sądźmy jednak, abyśmy nie byli sądzeni. Umiejmy rozróżnić dobro od zła, ale i powstrzymajmy się od Sądu, który może odbyć jedynie Bóg.
Co powiedzieć o tym wielkim nieszczęściu, o społeczeństwie, które na niego pozwala, o naszych czasach? Chyba lepiej nic nie mówić, bo niewiele to zmieni. Znakomita większość z nas może za to w codziennym życiu, w zetknięciu z prawdziwą sytuacją, mądrze postąpić. A mamom, przyszłym mamom, życzmy DOBRZE. Po ludzku, w tym znaczeniu tego słowa, które jest najbliższe Sercu Boga, i po katolicku. Zwyczajnie i prosto, nie jak zbyt przejęty, młody i niedoświadczony ksiądz z ambony. Który, gdy głosił kazania, wywoływał strach i migreny. Oraz cofanie się wszystkich pod chór. Ale to tylko smutna bajka, i to dosyć stara.
Zabijanie niemowląt to wielki grzech, ściągający na siebie karę Boga, i gniew przeciw życiu dziecka wraca do tego, kto ten gniew żywił, bo Bóg mści niewinnych... Ale jest też Bogiem przebaczenia i nawet taki grzech wybacza. Ktoś powie - to potworne, to niemożliwe... Nie sądźmy jednak, abyśmy nie byli sądzeni. Umiejmy rozróżnić dobro od zła, ale i powstrzymajmy się od Sądu, który może odbyć jedynie Bóg.
Co powiedzieć o tym wielkim nieszczęściu, o społeczeństwie, które na niego pozwala, o naszych czasach? Chyba lepiej nic nie mówić, bo niewiele to zmieni. Znakomita większość z nas może za to w codziennym życiu, w zetknięciu z prawdziwą sytuacją, mądrze postąpić. A mamom, przyszłym mamom, życzmy DOBRZE. Po ludzku, w tym znaczeniu tego słowa, które jest najbliższe Sercu Boga, i po katolicku. Zwyczajnie i prosto, nie jak zbyt przejęty, młody i niedoświadczony ksiądz z ambony. Który, gdy głosił kazania, wywoływał strach i migreny. Oraz cofanie się wszystkich pod chór. Ale to tylko smutna bajka, i to dosyć stara.