"Ani krwawe antykatolickie prześladowania w XX wieku, ani ta nowa fala
nienawiści, która - w inny sposób - przetacza się teraz, nie powinny
przesłaniać nam faktu, że już cywilizacja XIX wieku była dogłębnie, jak
to nazywał Norwid, "przeciwchrześcijańska". Bardziej nawet niż XVIII
wieku, dlatego, że przed rewolucją, ateizm ogarnął jedynie wierzchołki
społeczeństwa, był jeszcze bardzo "elitarny", natomiast w XIX wieku
naprawdę się zdemokratyzował. Nie zszedł jeszcze wprawdzie do
ludu wiejskiego, ale mieszczaństwo i tzw. sfery oświecone, zostały
niemal całkowicie zainfekowane wolterianizmem i popadły też w zupełną
religijną ignorancję, zaś proletariat wielkoprzemysłowy, żyjący często
na niemal zwierzęcym poziomie egzystencji zdziczał i Kościół stracił nad
nim kontrolę duszpasterską. Zwłaszcza wielkie miasta i stolice, jak
Paryż, Londyn, Bruksela (tak, tak - to chyba najbardziej antyklerykalne
miasto w XIX wieku), były jaskiniami anty-Kościoła. Pośród
intelektualistów przyznanie się do praktyk religijnych i do
niezachwianej wiary w dogmaty katolickie oznaczało właściwie śmierć
cywilną i ostracyzm: w najlepszym razie - politowanie dla
nieumiejętności wyzwolenia się z "dziecinnych" wyobrażeń i przesądów.
Dopuszczalne było jedynie - tak samo modne dzisiaj - stylizowanie się na
znawcę i wyznawcę "prawdziwego" chrześcijaństwa i "prawdziwego Jezusa",
jakoby zafałszowanego przez Kościół, a dziwnie zbieżnego z aktualnymi
trendami "religii Postępu".
Kiedy Jules Michelet wyraził niepokój i zdumienie, że Victor Hugo po tragicznej śmierci swojej córki Leopoldyny, szuka pociechy przed krucyfiksem, pisarz natychmiast pospieszył z uspokajającym wyjaśnieniem swojego "chwilowego zbłądzenia" w następujących słowach: "Ten, o którym chciałem mówić, nie jest Bogiem Jezusem-Chrystusem, którym posługują się księża, gdy usypiają inteligencję i tłuką mózgi, używają krucyfiksu jako maczugi. To Jezus-człowiek, rewolucjonista z Galilei, który sam został skazany na kaźń przez kapłanów tamtych czasów. (...) I głośniej niż kiedykolwiek powtarzam za panem: wroga, czyli Nikczemnika [= Kościół - JB] trzeba dalej niszczyć"."
Kiedy Jules Michelet wyraził niepokój i zdumienie, że Victor Hugo po tragicznej śmierci swojej córki Leopoldyny, szuka pociechy przed krucyfiksem, pisarz natychmiast pospieszył z uspokajającym wyjaśnieniem swojego "chwilowego zbłądzenia" w następujących słowach: "Ten, o którym chciałem mówić, nie jest Bogiem Jezusem-Chrystusem, którym posługują się księża, gdy usypiają inteligencję i tłuką mózgi, używają krucyfiksu jako maczugi. To Jezus-człowiek, rewolucjonista z Galilei, który sam został skazany na kaźń przez kapłanów tamtych czasów. (...) I głośniej niż kiedykolwiek powtarzam za panem: wroga, czyli Nikczemnika [= Kościół - JB] trzeba dalej niszczyć"."
prof. Jacek Bartyzel
z: https://www.facebook.com/jacek.bartyzel.7?hc_ref=ARRSXPyglTSLL4MW6qrrZoVxpaaQK0OnzEcjcY4z8ulNvPdfmLPOe8CkwuHuI_s260k&fref=nf
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz