Mitt Romney, republikański kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki, stara się w swoich wystąpieniach bronić prawa wierzących do publicznego świętowania np. Bożego Narodzenia, a nie, jak to ma się w zwyczaju, po prostu "holidays", czyli "czasu wakacji". Jeden z obywateli poskarżył się mu, że dzieci nie mogą obchodzić Świąt Bożego Narodzenia jako takich np. w szkołach, gdyż naraża je to na zarzut obrazy uczuć niewierzących. Romney tak się na ten temat wypowiedział:
"Wiem, ze są pewni ludzie, którzy chcieliby uczynić z tego narodu naród świecki, którzy chcą usunąć Boga ze wszystkiego, co w tym kraju istnieje... Wierzę, że powinniśmy mieć w przestrzeni publicznej religijne ozdoby i celebracje. I czy to miałby być żłóbek czy menora, czy rzeczy przedstawione w innych religiach, jest ważne dla nas jako dla społeczeństwa uznanie, że oczekujemy od Boga wielu naszych błogosławieństw."
To dobrze, że kandydujący na prezydenta broni miejsca dla religii w przestrzeni publicznej. Szkoda tylko, że ta obrona ma tak międzywyznaniowy charakter. Niestety, brak dziś polityków otwarcie przyznających prymat jedynej Prawdy w życiu publicznym. Dodajmy tylko, że Romney nie jest niestety katolikiem.
Planem Romneya na poprawę sytuacji w U.S.A. jest odbudowa Amerykańskiej ekonomii na fundamencie wolnej przedsiębiorczości, ciężkiej pracy i innowacji. Pragnie on zmniejszyć podatki, wydatki, ingerencje i rządowe programy. Chce zwiększyć handel, produkcję energii, zasoby ludzkie, oraz elastyczność zatrudnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz