Kościół przestał walczyć
- Nie tak dawno uznawana za najbardziej katolicki kraj w Europie
Irlandia teraz znajduje się na drugim biegunie. Dlaczego tak się stało i
co dalej robić, opowiada John Waters, irlandzki pisarz i felietonista.
Maciej Rajfur: Polaków i Irlandczyków łączyło
niegdyś to, że w ich tożsamość narodową mocno wpisany był katolicyzm.
Jak dziś Irlandczycy postrzegają Polaków, ich religijność?
John Waters: Wiele lat temu, kiedy kard. Karol Wojtyła został
papieżem, naród irlandzki silnie identyfikował się z Polską i polskim
katolicyzmem. Dało się odczuć pewnego rodzaju poczucie solidarności
naszych narodów. Jan Paweł II był przez Irlandczyków bardzo kochany.
Pociągała ich jego osobowość, mówili, że jest wspaniałym człowiekiem,
ale nie słuchali tego, czego nauczał. Gdyby lepiej znali jego nauczanie,
pewnie by go tak nie kochali.
- Jaka jest obecnie sytuacja religijna w Irlandii?
Jeśli chodzi o sytuację katolicyzmu irlandzkiego dziś, to trudno
sobie wyobrazić, żeby mogła być gorsza. Irlandia, nie tak dawno uznawana
za najbardziej katolicki kraj w Europie, teraz znajduje się na drugim
biegunie. Zmiana oraz jej tempo są niezwykłe, bo wszystko zdarzyło się w
ciągu ostatniej dekady. Szybko i bezboleśnie przekształcono kościoły w
miejsca innego przeznaczenia. W tych, które się ostały, najwięcej ludzi
widzi się na Mszach sprawowanych w języku polskim, np. w Dublinie.
- To znaczy, że Polacy w Irlandii wyróżniają się swoją pobożnością?
Owszem. Po skończonej Mszy św. wychodzą przed kościół i rozmawiają ze
sobą przez pół godziny. To niesamowite. Wykorzystują okazję do
utrzymywania więzi i pomagania sobie. My, Irlandczycy, pamiętamy takie
zjawisko jedynie przez mgłę. W Irlandii dostrzega się siłę polskiego
katolicyzmu. Jednak galopująca sekularyzacja zrobiła swoje. Irlandczycy,
patrząc na Polaków, myślą o nich z poczuciem wyższości: „Jacy oni
zacofani, nie przyswoili sobie zasad nowoczesnego świata, nie są tak
nowocześni jak my”. To wyraźny efekt dominującej ideologii. Kiedy jesteś
przez nią uformowany, gorąco wierzysz lub wręcz bierzesz za pewnik, że
historia musi potoczyć się w określonym kierunku. Dominuje więc
przekonanie, że katolikom pozostaje spakować się i opuścić codzienną
rzeczywistość. Taką propagandę wpaja się nam cały czas.
Dużą, a może i kluczową rolę w tym procesie odgrywają media.
Odpowiem w ten sposób: sam byłem kiedyś dziennikarzem, ale rzuciłem
tę pracę, ponieważ doszedłem do wniosku, że rzetelne dziennikarstwo
umarło. Obecnie powołaniem dziennikarzy stało się szerzenie propagandy.
Nie chciałem być częścią tej propagandowej maszyny.
Dlaczego Pana rodacy odwrócili się od Boga? Jakie są przyczyny tej szybkiej i radykalnej sekularyzacji?
Fundamentalnym powodem była słaba kondycja irlandzkiego katolicyzmu. W
umysłach wielu pokutował naiwny obraz wiary. Dlatego kiedy w Kościele
pojawiały się skandale związane z nadużyciami seksualnymi, tak łatwo
naraziły one na szwank wizerunek instytucji. Ludziom brakowało
intelektualnych podstaw wiary i doświadczenia Boga. Irlandczycy nie
myślą zbyt dużo o tym, w co wierzą. Tak więc pierwsza rzecz to problem
rozumienia samych prawd wiary. Kolejne powody są związane z pewnymi
historycznymi uwarunkowaniami. Kościół w Irlandii nabrał bardzo
moralizatorskiego, konfesyjnego charakteru. W XIX wieku pełnił rolę
moralnego „rządu” w kwestiach obyczajowości i seksualności. Dołożyć do
tego można również fakt, że Irlandczycy byli długo pozbawieni
niepodległości. Z tego powodu pojawił się u nich pewnego rodzaju
kompleks niższości, symptom społeczeństw kolonialnych. Katolicyzm stał
się czymś, co nie przynosi chluby, ale raczej poczucie wstydu. Uważano
go za coś prymitywnego i nienowoczesnego.
Takie spojrzenie na katolicyzm pojawia się również w Polsce.
W tym sęk. Kiedy w latach 60. w Irlandii zjawiły się nowe ideologie,
które były propagowane przez media i system edukacji, byliśmy zbyt
słabi, aby im się oprzeć. Gdy ludzie zaczęli zastanawiać się nad wiarą,
która została zakwestionowana przez te ideologie, nie potrafili jej
obronić. Nie potrafili usprawiedliwić wiary nawet sami przed sobą. I
wtedy zaczęli masowo ogłaszać: „Ja już nie wierzę”. Kościół stał się dla
nich rytualnym zabobonem, niczym więcej. Irlandzki katolicyzm nie
integruje wiary i rozumu. Ludziom wydaje się zupełnie nieprawdopodobne,
że wiara jest czymś racjonalnym. W ogóle nie zakładają czegoś takiego.
Kiedy im mówisz, że wiara jest racjonalna, to się dziwią. Mówią, że
wiara to przeskok w coś, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Szczególnie w kwestiach moralnych jest prawie niemożliwe przekonać ludzi
do katolickich zasad.
Na ogół mówimy o czynnikach zewnętrznych, które
spowodowały sekularyzację, ale na odejście Europejczyków od wiary mocno
wpłynęła także wewnętrzna słabość Kościoła.
Mieliśmy problem z księżmi. Zostawali nimi niekoniecznie ci, którzy
najbardziej się do tego nadawali. Wpływało na to wiele czynników
społecznych. Nieraz to matki decydowały, który syn ma iść do seminarium.
Ponadto jest faktem, że bycie duchownym było czymś atrakcyjnym dla osób
o skłonnościach homoseksualnych. Jako księża byli osobami szanowanymi
społecznie i nikt ich nie pytał o ich homoseksualizm. W Irlandii, a może
i generalnie w Kościele, jest nadreprezentacja osób o tych
skłonnościach wśród duchownych. W czasie Soboru Watykańskiego II
powstało wrażenie radykalnej zmiany. Wydawało się że wszystkie stare
zasady dotyczące małżeństwa, rozwodów, aborcji, antykoncepcji, a także
homoseksualizmu zostają odrzucone. Taka mentalność była dominująca. Znam
księży, z których większość wstępując do seminarium była przekonana, że
sobór zniesie celibat i będą się żenić. Dzisiaj to właśnie takich
ludzi, księży lub eks- księży, najgłośniej słychać w Irlandii. To oni
grają rolę autorytetów w kwestiach Kościoła, bo na takie autorytety
kreują ich media. Oni mówią o tym, czym Kościół jest lub czym musi się
stać, opierając się na swoich przekonaniach czy oczekiwaniach.
Przeciętny odbiorca mediów nie ma pojęcia o tym, jak sprawy naprawdę
wyglądają. I nie ma szansy się dowiedzieć, bo Kościół nie reaguje na
obecną sytuację.
- Co powinien robić, Pana zdaniem, Kościół katolicki w Irlandii?
Na pewno nie podporządkowywać się kaprysom naszych czasów. Mówimy
przecież o ponadczasowej instytucji opartej na wiecznych prawdach i
powołanej do tego, by je głosić. Niestety, ludzie w Irlandii już tego
nie rozumieją. Bardzo rzadko można w naszym kraju usłyszeć kogoś, kto
mówiłby, czym właściwie jest wiara katolicka.
- Czyli Kościół w Irlandii znajduje się na równi pochyłej i nic nie zapowiada poprawy?
Wszystkie te czynniki, które opisałem, skumulowały się w zeszłym
roku, kiedy po legalizacji „małżeństw” homoseksualnych odtrąbiono
zwycięstwo nad Kościołem. Ja jednak często powtarzam, że Kościół nie
został pokonany, bo Kościół w ogóle nie podjął walki. Co więcej, wielu
księży stanęło po drugiej stronie barykady, wsparło „małżeństwa”
homoseksualne. I to właśnie pokazuje, w jak dramatycznej sytuacji się
znaleźliśmy.
- Te diagnozy mogą posłużyć nam za przestrogę. Co
poradziłby Pan Polakom, żeby w naszym kraju nie doszło do sytuacji,
która panuje dziś w Irlandii?
Nie mam wystarczającej wiedzy, żeby wypowiadać się na ten temat, ale
wiem, że polski katolicyzm dał światu jednego z najwspanialszych papieży
w historii. To pewne. Dlatego zakładam, że dziedzictwo polskiego
katolicyzmu jest bogate, a jego kondycja z pewnością jest silniejsza od
kondycji naszego katolicyzmu. Myślę również, że w Polsce istnieje
większa szansa na integrację wiary i rozumu, co według mnie jest sprawą
kluczową dla przyszłości. Istotne jest to, by człowiek potrafił rozumieć
swoje miejsce w czasie i przestrzeni. Myślę o miejscu poza
rzeczywistością stworzoną przez człowieka. W każdym momencie musimy
zdawać sobie sprawę, że nasze życie zostało nam podarowane, że
zostaliśmy stworzeni. W dzisiejszym świecie musimy wyraźnie widzieć dwa
wymiary ludzkiego życia, które zawsze nam towarzyszą. Pierwszy to nasza
codzienność, praca, rozrywka itd. Drugi to świadomość, że jesteśmy
istotami wiecznymi, zmierzamy gdzieś dalej, jesteśmy podróżnikami. Jest w
nas intuicyjne przeczucie, że dokądś podążamy, choć niekoniecznie musi
być ono jasne. Ta świadomość powinna być odzyskana w kulturze. I to jest
zadanie Kościoła. Myślę, że Kościół, nie tylko w moim kraju, przełączył
się na tryb obronny. Szuka jakiegoś sposobu na przeczekanie obecnej
sytuacji, jakby skrył się za osłoną, zamknął okiennice. Ktoś mi
powiedział: „Jeżeli przeczekamy dwadzieścia lat, może ten problem
zniknie”. Odpowiadam: „Jeżeli przesiedzimy te dwadzieścia lat, wszystko
będzie stracone”. Nadeszły dwie krytyczne dekady, w których musimy się
zregenerować. I nie chodzi tu tylko o uratowanie Kościoła, choć bez
Kościoła się to nie dokona. Chodzi o uratowanie osoby ludzkiej. To jest
prawdziwa stawka, o którą toczy się gra.
John Waters
jest pisarzem, felietonistą, byłym dziennikarzem, autorem kilku
książek, m.in. o kondycji duchowej Irlandii, oraz stałym stypendystą
Centrum Etyki i Kultury na Uniwersytecie Notre Dame w stanie Indiana
w Stanach Zjednoczonych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz